Rozstaje 21

Czegóż potrzeba
aby skrzydełek ważki
dostrzec aksamit

Człowiekiem stajemy się nie tylko w światłości, lecz również, a być może przede wszystkim w światłocieniach. Im sztywniejsze czyni się postrzeganie świat(ł)a, tym silniej czujemy się przymuszeni przestrzegać ustalonych wzorów (interpretacji), na które składają się zazwyczaj „dostarczane spostrzeżenia” – bardziej wówczas widoczne niż (bezpośrednie) własne…
Istnieją stany podświadome i nieświadome zarazem, niewidoczne – których nie sposób ujrzeć nawet pośrednio, których człowiek próbuje się zaledwie domyślać, próbując zinterpretować – nierozpoznawalne. Czasem niejako z drugiej ręki dostrzega – się coś, co /w/ nas – informuje, że oto przeżywamy coś ważnego; że (oto) stajemy „w obliczu” czegoś istotnego, chociaż
…nieokreślonego, czego nie przekaże prostowanie spojrzeń w wybranym kierunku.
Nie można ofiarować tego, czego nie odnalazło się w sobie…
podobnie jak przyjąć tego, na co nie otwarło się w sobie…
Ta wspólność – daru i akceptacji – to być może najważniejsza z podstaw bycia sobą.

Połowa marca
kot przeciąga się mrucząc
zwiastuny wiosny

Odmienność –
poprzez poszukiwania naznacza miejsca sztywności – punktami status quo –
sygnalizując potrzebę ich uelastycznienia. Stąd – tak wiele prób i sposobów obchodzenia barier uniemożliwiających odnalezienie – gdzie nawet zbyt daleka podróż może okazać się tą właściwą. Alternatywność kontrkultury – to np. nieskrępowanie aktu twórczego, często „oderwanego” od dziedzictwa konwencji kulturowego podłoża. M. in. poprzez poszukiwanie i sięganie po niekonwencjonalne metody i źródła natchnienia, uwalnianie się od wpływu instytucjonalnej religii – jako arbitra moralności i estetyki, itd. Religia, która uważa że ma monopol na Boga jest wg mnie niewiele warta. Uniemożliwia te spośród działań, które mogą ofiarować możliwość uwalniania się od określonego kontekstu, dając – niejako – przyzwolenie na umieszczenie – w każdym innym, umożliwiającym – usłyszenie.

Szaro za oknem
na parapecie wróbel
rozpryski wody

Przypomniała mi się wypowiedź – znajomego Indianina.
Opowiadał o inicjacji u jednego z plemion Ameryki Południowej:
młody Indianin zostaje pozostawiany samemu na całą noc w absolutnej ciemności, w głębi puszczy podzwrotnikowej. Świadom życia w niej przeróżnych stworzeń (zwierząt, owadów, … ) i roślin, z których wiele stanowi dla niego realnie bezpośrednie, śmiertelne zagrożenie. Nieprzenikniona ciemność – zmysły uwrażliwione na wsłuchiwanie się w niedostrzegane, lęk przed dotykiem
(niewidoczność trujących roślin, pełzających jadowitych pająków, … itd.) –
Wszystkie odczucia wzmocnione brakiem światła: przeróżne odgłosy, piski, szelesty, itd. … większość z nich nierozpoznawalnych, …
ze świadomością, że wiele z nich pochodzi od stworzeń (zwierząt, owadów, …) z którymi bezpośredni kontakt oznacza śmiertelne zagrożenie.
Realność – mogącej nadejść w każdej chwili – śmierci. Śmierci w nierozpoznanej –
obcej, bezpośrednio obecnej, pozbawionej oznaczeń światła – nieprzeniknionej ciemności…

(Fragmenty z – większych całości z tzw. okresu “przedkolumbijskiego”):
“(…)Dokąd przyjdzie nam iść?
Dokąd przyjdzie nam iść?
Jest urwista droga, stroma droga Ometeotla.
(…)
Gdzie znajduje się Kraina Bezcielesnych?
(…)” [A]

“(…)Ach! Poślij mnie do Miejsca Tajemnicy,
(…)
Jest wśród nas powstawanie,
(…)
W Domu z Piór Quetzal
Dokonuje się przemienienie,
(…)” [B]

“(…)
Gdzie jesteś? W dali?
Czy blisko, w chmurze
W cieniu?
Wysłuchaj mnie, odpowiedz!
(…)
Weź w swoje ramiona,
A jeśli ustanę, dopomóż mi,
Gdziekolwiek jesteś, Ojcze Viracocho!
(…)” [C]

Geniusze duchowi, różnej maści charyzmatycy zawsze i wszędzie przyciągali i przyciągają ku sobie uczniów, (wyznawców) tworzących grupy, ruchy. Gdy te – z kolei – osiągają dostateczną moc do zorganizowania się, stają się instytucjami – posiadającymi swoje własne dążenia i cele
(częstokroć jednak już odrębne niż miała wcześniejsza wobec nich grupa lub ruch).
Rzecz początkowo niewinną – zaczyna wówczas przeniknąć duch polityki i żądza władzy autorytarnej, dogmatycznej. Z tego powodu, gdy słyszymy dziś o religijności łączymy to –
z istniejącą, w mniejszym lub większym stopniu – w takich środowiskach – hipokryzją, tyranią czy uporem w przesądach, ze skrajnym fundamentalizmem, niekiedy z fanatyzmem.
Tacy członkowie kościołów potępiają – wszystkie pozostałe – z wyjątkiem swojego.
Ludźmi innymi od nich często nieświadomie gardząc. Bezpośrednie – indywidualne doświadczenie, wydaje się im innowacją heretycką, a sama osoba go doznająca pozostaje w ich oczach kimś obłąkanym, albo w najlepszym przypadku – lubującym się w samotności. Jeżeli jednak doktryna – doznającego bezpośrednio odmieńca – obejmie i innych, staje się herezją. Jeśli zaś pokona prześladowania i stanie się prawowiernością, zazwyczaj ubożeje jej życie wewnętrzne – staje się instytucją (… itd.) – która bez względu na całą dobroć ludzką, jaką może w sobie żywić – bywa sojusznikiem we wszystkich usiłowaniach, dążących do zdławienia samorzutnego ducha – lub stara się wchłonąć je w siebie, zawłaszczając odmienne, indywidualne poruszenia duchowe, a gdy to uczyni – używa je dla swoich własnych celów organizacyjnych i politycznych. Postępowanie takie np. w stosunku do wielu mistyków, (etc…) – daje pouczające przykłady, tego rodzaju polityki protekcyjnej – bez względu na to, czy decydowano się na nią (niezmiernie rzadko) od razu, czy dopiero później, po wielu latach (np. po śmierci mistyka). Żądza władzy, potrzeba wyrażenia prawa w formie zamkniętego systemu teoretycznego – obejmuje w sobie oba rodzaje dążenia: politykę i dogmatyzm. Fanatyzm to często wyraz błędnie pojętej ambicji. Niekiedy apodyktyczności. Postawę tę spotykać można wszędzie tam gdzie istnieje skłonność do autorytaryzmu, panowania, zaborczości i przywłaszczania (podatność niekiedy nieuświadomiona). Silnie odczuwane staje się –
przy tego typu postawach – każde „uchybienie i niedbalstwo”. Usposobienie moralne –
staje się wówczas – często ustosunkowaniem okrutnym.
Należałoby zdefiniować krytycznie – całe pojęcie świętości lub wartości opartej na zasługach. Pojęcie np. Boga, który z jednaj strony może pedantycznie prowadzić rachunki ludzkich przestępstw, a z drugiej strony być tak stronniczym i obdarzać stworzenia – “inne – odmienne” – tak niskimi oznakami swojej łaski (skazując za tę „inność” na potępienie), staje się pojęciem nazbyt ciasnym duchowo, aby uwierzyć…(…)… Kiedy pobożni (lub zwolennicy) typu “zaborczego” osiągają stabilność przez gwałtowne wyrzucenie rozbieżności, pobożni
(lub zwolennicy) typu “pustelniczego” osiągają je przez pozostawienie „bezładu” świata na zewnątrz – tworzą sobie “swój świat”, w którym żyją i z którego wyłączyli wszelki bezład zewnętrznego świata. I tak obok “walczących” – niekiedy przy pomocy prześladowań (fizycznych albo psychicznych przymusów) – mamy “zbiegów”. Obydwie tego typu „postawy” mają za zadanie – „uprościć widok” – „ogrodzić” duchowość, wrażliwość (czułą na rozdźwięki, wątpliwości, …) – “wyzbywać się związków z … jednego po drugim, jako przeszkadzających.
Żywoty niektórych „świętych” lub „wyznawców” – to dzieje kolejnego wyrzekania się złożoności życia – dla zachowania w „czystości” – tonacji wewnętrznej – gdy odrzuca się jedną po drugiej formy spotkania z życiem otaczającym. “Zawinięty” w taką “jednostajność” znajduje “odpoczynek” umysłowy – wyszukując w sobie samooskarżenia i napomnienia jako okazje do “pokory”…(…)… Ileż różnych śladów takich postaw ujawnia się w każdym z nas?
“Otwórz swe serce ku temu, co ma być: wówczas pokój znajdziesz gdziekolwiek” [D]
Pychę można uczynić wielkim dynamizmem ludzkiej egzystencji, wprowadzać nią człowieka w stan niespożytej mocy. Z pychą wiążą się wielkie siły życia i mechanizmy poszukiwania lub dążenia do przemiany, ale też destrukcja człowieka i jego upadek.
Pychą pocieszać się potrafi – najprawdopodobniej – jedynie człowiek.
Co znacznie bardziej tragiczne – niekiedy – pychą pokory.
Być może w znacznym stopniu się mylę, lecz to, że w poglądach, opiniach, zachowaniach, itd. moich oponentów dostrzegam czasem błędy, wady, niekiedy nawet zło, nie uwierzytelnia każdego z moich poglądów, zachowań, każdej z moich opinii, itd. – jako właściwych.
Warto sobie zadać pytanie: czy chodzi o władzę mojej (lub czyjejś) racji,
czy o odnalezienie miejsc wspólnych.

“Przychodzenie z pustymi rękami,
odchodzenie z pustymi rękami – to ludzkie
Kiedy się rodzisz – skąd przybywasz?
Kiedy umierasz – dokąd idziesz?
Życie jest jak przepływający obłok, który się pojawia
Śmierć jest jak przepływający obłok, który znika
Życie i śmierć, przychodzenie i odchodzenie są również takie same, jak to
Jest tylko jedna rzecz , która pozostaje czysta
Jest czysta i jasna, niezależna od życia i śmierci.
A zatem, co jest tą jedyną czystą i jasną rzeczą?
Niebo jest niebieskie.” [E]

W przebiegu życia nieuchronnie pojawiają się konflikty i zmiany, gdy człowiek uświadamia sobie swoje umysłowe uwarunkowania/ograniczenia i stara się je przekraczać.
Wysiłek ten czyni częścią siebie – dokonując tego dla umiejscowienia swojego doświadczenia na duchowo/fizycznych podstawach, bez względu na to, jak niepewne i nie przynoszące nagrody – (w danej chwili i okolicznościach) mogłoby się to wydawać.
Jedną z najważniejszych postaw, która się wówczas w nas pojawia – to świadomość wartości – wspólnych wartości. Bardzo trudno iść ścieżką samotnie,
chociaż bardzo łatwo nabrać przekonania, że się nią (tak) postępuje.
Niekiedy, to dobrze zamaskowana pułapka, w którą wielu poszukujących okazuje się wpadać.
Podobnie w przypadku – „wyobrażeń” – podążania ze wspólnotą.
Ludziom podążającym ścieżką samotnie, środowiskom lub grupom (w nich) „wyodrębnionym”,
mogą przydarzyć się dwie możliwości: mogą stać się “samozwańczymi nauczycielami”, karmiącymi wiadomościami osoby, które chciałyby ich słuchać, …
Nieświadomie podnoszącymi swoją pozycję,
jako przewodnicy, opiekunowie, powiernicy albo mentorzy.
Mogą też – druga możliwość –
rozpaczać z powodu tego, co czynią niewłaściwego na ścieżce, poddawać się przygnębieniu i ewentualnie przypuścić szturm na twierdzę („opartego” na ego) umysłu – niekiedy kończąc w jakimś szpitalu chorób psychicznych, albo w tłumie podobnych “wędrowców” dać się uwieść jednej z form fanatyzmu lub powrócić do mgieł i bagien życia –
wegetując swój żywot w pomieszaniu-i-nieustannym-niezadowoleniu.
Otwarty ruch (środowisko ludzi) może pomóc (samotnemu) wędrowcowi w uniknięciu Scylli triumfującego ego i Charybdy niszczejącej osobowości.
Przebywanie w otoczeniu obiektywnej krytyki, w pełnym szacunku, przyjaznym klimacie dodawaniu odwagi, bywa w najwyższym stopniu wartościowe.
Krytyka boli ale może także pomóc – jeśli jest uzasadnioną, a nie krytykanctwem.
Bez tych sprzymierzeńców możliwym staje się zabłądzenie w drodze.
Iść samotnie (odnajdując siebie) to najtrudniejsza i najniebezpieczniejsza ze ścieżek…
a jednak – w wielu momentach życia najważniejsza – często jedynie realna – możliwość.

“Godzi się z respektem wyjść naprzeciw temu pragnieniu…- temu mozolnemu poszukiwaniu, tym eksperymentom na poły zaślepionym żarliwością, na poły natchnionym śmiałą refleksją.
Jeśli nawet przeznaczeniem ich – ponieść klęskę, to przecież są poważnym wysiłkiem podejmowanym dla osiągnięcia najwznioślejszych celów; niechby i żaden z nich nie oparł się próbie czasu – i tak spełnią swe zadanie, jakże niezbędne w danej epoce. Wszystkie te wyobrażenia, nowe

(…) pomagają bowiem człowiekowi żyć; nie dość, że pomagają ludziom znosić ciężkie i pełne
problemów życie, to jeszcze pomagają je wysoko cenić i uświęcać. Nawet gdyby były niczym innym, jak tylko środkiem pobudzającym do wzniosłości lub słodkim oszołomieniem , to zapewne nie byłoby to wcale tak mało. W rzeczywistości jednak są one czymś więcej – czymś nieskończenie więcej. To szkoła, przez którą musi przejść duchowa elita epoki. Ponieważ każda duchowość, każda kultura ma dwojakie zadanie: po pierwsze, dać zbiorowości pewność i podnietę, pocieszyć ją nadawać jej życiu sens; po drugie zaś, co może wydać się bardziej tajemnicze, a na pewno nie jest mniej ważne – umożliwić wzrost nielicznym duchom dnia jutrzejszego i pojutrza, dać im na początku ich drogi ochronę i opiekę, dać im powietrze, by mieli czym oddychać.”……. [F]

Czasami reaguję silnie emocjonalnie – nie dostrzegając, że moja wypowiedź lub zachowanie staje się – katalizatorem ujawniających się we mnie emocji, że moja reakcja nie zawsze stanowi bezpośrednią tychże emocji przyczynę. Chociaż nie zawsze to możliwe – jednak warto zamiast brania „winy” na siebie albo „obwiniania” kogoś lub okoliczności – próbować wczuć się we własne emocje i potrzeby, ujawniające się podczas silnych emocjonalnych odczytań – ukazujących to, co uwalnia głęboko skrywany ból lub żal, nie zawsze związany np. z konkretną wypowiedzią, zachowaniem, reakcją.
Uwaga skierowana „na obecną emocję” często pomaga uzmysłowić, skąd się ona bierze.
Zazwyczaj sami – w znacznym stopniu, odpowiadamy za nasze uczucia gdyż ich źródłem
[w decydującym momencie (wyboru) ustosunkowywania się] – pozostają: nasze potrzeby, pragnienia, oczekiwania, osobiste – usztywnione granice, oraz wyznawane przez nas poglądy, nasze opinie… itd.
Pozostają źródłem, w o wiele większym stopniu niż sam „katalizator”.
„Katalizator” ujawnia jedynie to, co tkwi znacznie głębiej w nas samych, pozwalając –
uzmysłowić nam możliwość istnienia podobnych odczuć i uczuć w innym człowieku.
Wielu ludzi preferuje ciemności samotnej wędrówki z jej wieloma niebezpiecznymi, niekiedy fałszywymi szlakami i śmiertelnymi bagnami. Obawia się przyłączyć, … do wstąpienia w niekiedy bolesne i nabrzmiałe konfliktami stosunki z innymi, towarzyszącymi w życiu na tej samej drodze życia, chociaż niekiedy w inny sposób. Dla wielu wybór, bez względu na to jaki: czyni się raczej przejściem poza niż pójściem z – w – lub poprzez. Oczywiście, oprócz okresów wspólności – istnieje czas, gdy samotne podążanie staje się owocne – otwierające nowe ścieżki, odkrywające indywidualne możliwości, itd. Najpewniej ma to miejsce wówczas, jeśli ktoś wcześniej, przez jakiś czas, był w swych dążeniach wspierany przez innych. Warto bacznie „odróżniać”, głos egocentrycznego umysłu, od głosu pochodzącego z wnętrza. Mając przy tym świadomość, że intuicja (lub jej odczyt) bywa niekiedy omylną. Brak tego rozróżnienia prowadzi często do błędu, który może zostać dostrzeżony dopiero po wielu latach – gdy czyjeś życie już dokonało kolejnego “obrotu”. Błędne cele, etapy, opinie, … niejednoznaczne środki i ścieżki są tak liczne, nawet tam, gdzie wydawałoby się że istnieje wyraźna droga odzyskiwania i wzrastania. Prawdziwie własna ścieżka – kto ją odnalazł, może radować się ze znalezienia wielkiego szczęścia, obdarowania się każdą chwilę swojego życia – wraz z pogłębianiem tego kontaktu – rozumienia jego znaczenia. Czyni się – tajemnym śladem – który niekiedy tracony, wymaga kolejnych podróży w ciemność – zanim będzie mógł – po raz kolejny – czynić go odnalezionym-zagubieniem siebie. Zarówno Wschód jak i Zachód w różnych okresach swojej historii stwarzały ruchy (heretyckie wobec podówczas dominujących ), które jako najwyższą wartość stawiały – (cielesno-duchowe) – braterstwo. Ruchy te rozpoznawały, na swych różnych ścieżkach, powszechny aksjomat, iż niekiedy mniej wartości może przynieść praktyka oparta wyłącznie na dotychczas niezmiennej. Owocną bywa poczucie, że mimo potrzeby bycia z innymi, istotnym pozostaje „radzenie się siebie”; postępowanie w zgodzie z sobą. Stwarza to (elastyczną – ewoluującą) więź osób – odnajdujących (w różnorodny sposób) indywidualnie – przystającą do wspólnej drogi – ścieżkę, w niestrudzenie odnawiającym się stanie niepewności, jaki stanowi miejsce zmienności – status quo … w tożsamość chwili.
Pięknie „mówią” o tym poeci.

KOHA
“Odkładam pędzelek
by porozmawiać z księżycem
osobiście

RANSETU
Jeden liść spadł
i już następnego
porywa wiatr

SHEI
O takim dniu jak dzisiaj
można powiedzieć:
Również przeminie

CHIBOKU
Zimny strumień
Kamyki
pod stopami

FUJO
Chodźmy!
Na ścieżce
czysta rosa!” [G]

Wszyscy się boimy, bez wyjątku (nie zawsze świadomi obecności) mrocznego świata.
„Mocarstwa nocy” bowiem nie wybaczają tym, co usiłują wydrzeć im tajemnicę.
To niejasne, wiem………… urywkami, w przebłyskach, w ułamkach sekundy, jak poprzez mgłę – dostrzec bezdenne otchłanie. Schodząc z oświetlonej części istnienia w część ciemną (nieznaną – by rozpoznaniem w niej siebie) – każda istota znajduje (w niej) to, czego szuka.
„Słuchaj, mroku, moich słów,
Przyszedłem dziś do ciebie znów,
By opowiedzieć jak mych marzeń treść
Odnalazłem we śnie moim gdzieś,
Lecz pozostał mi dźwięk, co w myślach gra,
Jeszcze trwa
Wtopiony w brzmienie ciszy.
Śniąc przemierzałem krętych dróg
Wilgotny, zabłocony bruk,
Lamp ulicznych mnie oślepiał blask,
Mgła chłodnym szalem otulała twarz,
(…)
I dostrzegł w nagim świetle wzrok,
Jak tłumem się wypełnia mrok,
Coś mówili, nie pojąłem słów,
Nie słuchali, wytężając słuch,
(…)
I nie śmiał nikt
Zakłócić brzmienia ciszy.
(…)
Szeptały modły setki ust
Do neonów – sztucznych bóstw,
Wtem błyszczący zamigotał znak,
Zalśnił napis, który mówił tak:
“ Dziś proroczych słów treść
Odnajdziecie na ścianach waszych miast” –
I neon zgasł…
Zostało tylko brzmienie ciszy.” [H]

Czas robi swoje, nadaje faktom należną im rangę (jedne odprowadza w zapomnienie, inne z kolei, zapomniane/przemilczane dowartościowuje) i np. to, co zrazu wydawało się banalne, ukazuje się później w swym – pełnym znaczeniu. Przeszłość nie bywa czymś skrystalizowanym, jak niektóre osoby przypuszczają, lecz staje się konfiguracją ulegającą zmianom, w miarę jak posuwa się “naprzód” nasze życie. Egzystencją osiągającą sens w chwilach jej umierania. Gdyby można było zawrócić spojrzenie – dostrzegłoby się w końcu prawdziwy pejzaż, w którym gotował się los i to gdzie sami go tworzyliśmy
i najmniejsze, niewidoczne w życiu szczegóły okazałyby się wówczas poważną przestrogą lub melancholijnym pożegnaniem na zawsze. Nawet to, co uważano za żart lub kłamstwo,
może w perspektywie przemijania zmienić się w…
Dla osoby, która we śnie może widzieć „rzeczy” gdy uwalniają się od świadomości – senne zmory bywają “wizją” piekła. Co większość ludzi osiąga we śnie – niektóre osoby osiągają dzięki ekstazie i wyobraźni. Wizje nie zawsze są wyraźne, ale prawie zawsze w sposób zagadkowy i niejasny uczestniczą w snach i w życiu. Po części dlatego, że w owych obszarach grozy panuje mrok, po części – bo człowiek nie byłby w stanie – na stałe – znieść bezdennej przestrzeni pustki …i instynkt życiowy – instynkt ciała, które podtrzymuje ducha pochylonego nad przepaścią, niekiedy przy pomocy „masek i symboli” –
chroni nas od … Człowiek nie lęka się wówczas myśli…nie czuje się nimi “dotknięty”.
Ciemne wyobrażenia – oto czego się lęka …
Czy jednak droga nie prowadzi poprzez lęk (w/wobec ciemności?)?
Czyż istnieje inna droga?
Niż przekraczanie obaw przed nieznanym…?

„Napotkawszy jej spojrzenie, spokojnie obserwujące obecnych, przez jedną chwilę wystarczającą na głęboki oddech, patrzyli sobie prosto w oczy, starszy mężczyzna i młoda kobieta, prosto i poważnie, dwa inne światy, nagle tak bliskie. Po czym uśmiechnęli się obydwoje przelotnie w odwiecznym pozdrowieniu płci … „ [ H. Hesse]

Człowiek staje się jednością autonomiczną, będącą przy tym wspólną cząstką całości,
o ile zamiast opierania się na kontroli (samego siebie … innych albo przez innych)
czyni się istotą czuwającą. Czuwanie – to więcej niż wybór. Zdaję sobie sprawę jakie to trudne w nieustannie zmieniającym się przetwarzaniu…. istnienia …
Częstokroć realizującemu się odmiennie (od jakiegoś dominium)
Odmienność, która polega na zmianie ustosunkowania się
– a nie na destrukcyjnym zakwestionowaniu wszystkiego.
Czyniąc się rodzajem otwartego stworzenia – przeciwstawia się wszelkiej maści nacjonalizmom, wyższości … itd. Ujawniając spójność siebie i natury, … nierozłączność z innymi istotami, przyrodą, kosmosem … Stąd podkreślanie elastyczności, różnorodności, twórczości, spontaniczności, pozytywnego sceptycyzmu w stosunku do własnych ocen, traktowanie życia jako procesu przemian, troski o innych, powiązanej z wrażliwością ekologiczną, wystarczalnością – polegającą na samo-organizowaniu się w skali „ludzkiej”, … itd. przekraczania granic własnego krytycyzmu i buntu, w realizacji poznawczej i twórczej (niekiedy innowacyjnej) …
Odzwierciedla się to, nie poprzez próby niszczącego „obalania systemu” –
lecz poszukiwaniem i „zajęciem swojego miejsca” (częstokroć w znacznej mierze poza systemem) –
obejmującego dowolności, w których możliwa staje się realizacja „własnych – wspólnych”
z innymi osobami potrzeb i działań.
Nieodzowną cechą czyni się – autentyczność, a tym samym – naturalność reakcji, zakwestionowanie sztuczności, … itd.
Wiąże się to – na poziomie grupowym, środowiskowym …
– u poszczególnych osób z przekraczaniem „wdrukowań”.
[Mózg człowieka „żywi się” głównie takimi informacjami (np. biologicznymi, itd. …),
na które wcześniejsze kontakty go uwrażliwiły; tym samym – tymi, których pozostaje spragniony. Jakże trudno odróżnić „pożywienie” wrodzone od nabytego.
(Autentyczność i wdrukowania)].
Prawdy nie osiągniemy wybierając lub odrzucając, ustosunkowując się – po czyjejś Jej stronie – … O ile w ogóle trzeba brać Jej samej lub czyjąś Jej stronę?
Różnorodność uczy szacunku wobec poszczególnych postaw, dopóki komunikują się one między sobą na zasadzie wzajemności wymiany i równości.
Natomiast dominat wcześniej czy później wynaturza się w monopol –
dyskredytujący (zwalczający) pozostałe postawy.

Kimkolwiek jesteś, wybacz
jeśli wg Ciebie za mało piszę o samych hipisach i związanych z ruchem hipisowskim w Polsce wydarzeniach, a zbyt dużo o kształtujących się wśród nas poglądach, pojawiających przemyśleniach, odczuciach, uczuciach …
u wielu z nas tak właśnie było (i pozostaje).
O wydarzeniach i ich zewnętrzności, dotyczących ruchu hipisowskiego (w Polsce) napisano już wiele. Oczywiście nie o wszystkim – i nie zawsze bez uprzedzeń…
O tych rzadziej lub błędnie opisywanych, lub przemilczanych istotnych aspektach, jakiś ważnych zdarzeń staram się pisać w rozstajach.

Przypisy:
[A] z religii Meksyku – uzupełnienie zagadnienia (w: Magia a religia”. A. Wierciński, Wyd. Nomos)
[B] z religii Majów – (j/w)
[C] z religii Peru – (j/w)
[D] T. A. Kempis – “Cztery medytacje” (fragment) tłu. A. Sulikowski, wyd. ZNAK – zainteresowania
[E] tao – (inspiracje)
[F] rozstaje polecają cytując – H. Hesse – „Moja wiara” – fragment, tłum. R. Reszke, Wydawnictwo KR – (inspiracje)
[G] rozstaje polecają cytując – „Japońskie wiersze o śmierci” – (w wyborze) tłum. i wstęp M. Has, wyd. Miniatura (inspiracje)
[H] rozstaje polecają cytując – Simon and Garfunkel (bardowie kontrkultury) – tekst piosenki “The Sound of Silence” (Brzmienie ciszy) słowa Paul Simon, tłum. J. Polak i M. Zgaiński (w: M. Zgaiński „Poeci Rocka. Antologia.”, Biblioteka Wydawnictwa „Tytuł”).

Suplement:
…………..(pro)pozycje muzyczne –
BLUESBREAKES John Mayall’s – płyty, wybór:
-“Bluesbreakes with Eric Clapton”
-“Crusade”
-„The Turning Point”
-„Blues from the Laurel Canyon”
-„70th Birtday Concert”
http://www.youtube.com/watch?v=q_cQB_LQB8g
CAVE Nick – “From Her to Eternity”
-“Tender Prey”
-“Let Love in”
-“The Boatman’s Call”
-“No More Shall We Part”
-„The Abbatoir Blues Tour.”
-„Dig!!!Lazarus Dig!!!”
(Nick Cave – także za teksty)
http://www.youtube.com/watch?v=FG0-cncMpt8&feature=related
oraz –
NUGENT Ted – “Jorrney to the Center of the Mind” –
(w wolnym tłumaczeniu – “Podróż w głąb umysłu”)
http://www.youtube.com/watch?v=UN2VNFpiGWo&feature=related

…………(pro)
pozycje literackie
1) H. Hesse „Podróż na wschód”
2) poezja

Informacje o rozstaje

Urodziłem się w 1949 r. W młodości freak-włóczęga; w latach 60/70, należałem do pierwszego pokolenia polskich hippies. Następnie, byłem mieszkańcem kilku europejskich miast, gdzie pracowałem w różnych zawodach i miejscach. Między innymi w Budapeszcie, Frankfurcie nad Menem, Heidelbergu, Freibergu, Strasburgu, Hamburgu. Pozostaję - w pewnym sensie - samoukiem. Mimo matury w Liceum Ekonomicznym, nigdy nie pracowałem w wyuczonym zawodzie. Do dziś związany, choć znacznie luźniej, ze środowiskami kolejnych pokoleń spadkobierców polskich hippies (np. Rainbow Family). Wśród których próbuję propagować zainteresowania i przemyślenia jakie wyniosłem między innymi z pracowni Piastowska 1. Nadal - niekiedy - staję się włóczęgą, także przestrzeni wewnętrznej. Na przełomie lat 60/70, przez kilka lat włóczyłem się po Polsce, przebywając w różnych środowiskach. Głównie wśród hipisów, czułem się jedynym z nich. Trudno mi, po tylu latach, sprecyzować kiedy to dokładnie było – ok 1970 (?) - gdy po raz pierwszy, pojawiłem się w pracowni, wówczas Urszuli Broll i Andrzeja Urbanowicza. Nigdy bym nie przypuszczał, że otworzy to, przede mną, tak wiele, i jednocześnie zmieni się w jedną z najdłuższych i najbardziej, dla mnie, owocnych przyjaźni. Swe spotkania - obecności w pracowni Piastowska 1, podzieliłbym na kilka okresów: Pierwszy, około dwu-roczny - dość nieregularny, miedzy innymi ze względu na moją nieustanną włóczęgę. Pamiętam z tego pierwszego okresu, kontaktu z pracownią – spokój Urszuli, jej pytania, dyskusje z „Pawełkiem” (hipis) i jego nieodłącznego Bakunina (książka). Rozmowy z Andrzejem oraz klimat wolności samego miejsca - empatii osób, tam przebywających. Dla mnie, oprócz włóczęgi – hipisowskiej, to czas „pojawienia się” m. in. „Demiana” H. Hesse'go, i „Koła śmierci” P. Kapleau (prezent od Andrzeja i Urszuli – samodruk w czarnej oprawie). Dlaczego wspominam tak różne, przykłady książek, których oczywiście było więcej? To od nich, od rozmów, głównie z Andrzejem, pytań Urszuli rozpoczynały się zazwyczaj już bardziej samodzielne „odnajdywania”. Jakaś książka, rozmowy bez tabu, niekiedy pojedyncze słowo, słuchanie - uchylały jakieś furtki, wymazywały ku czemuś przeszkodę. Po latach wiem, jak było to ważne, wówczas jeszcze nie zdawałem sobie z tego w pełni sprawy. Po prostu lubiłem tam bywać, chłonąć atmosferę, dzielić się swymi młodzieńczymi, buntowniczymi przemyśleniami. Kilka razy przyjeżdżałem z kimś, najczęściej jednak sam. Jak dziś to określiłbym - po coś w rodzaju „ładowania akumulatora” na włóczęgę, po wiedzę i coś trudnego do określenia. Po otwartość, którą nazwałbym nauką obecności. Jak uczeń, chłonąłem intensywnie istnienie ludzi, kolorów, obrazów, rzeczy, słów, dźwięków; zapachów farby, wszystkiego tego, co się podczas mych pobytów działo w pracowni na Piastowskiej. Moje włóczęgo - hipisowanie i to, co „wynosiłem”, zaczynało coraz lepiej ze sobą współgrać. Nie byłem, oczywiście, jedynym z hippies, którzy wśród wielu innych osób, w tamtym czasie, bywali w pracowni Urszuli i Andrzeja. Drugi, kilkuletni - to lata 1973 - 78. Choć wciąż nieregularnie, jednak już częściej, przyjeżdżałem na Piastowską 1. Sam. To okres tonowania, nie tylko mojej rzadszej już włóczęgi po kraju. Regulowanej kolejnymi odkryciami. To także - wg mojego odczucia - „dominacja” koloru białego w pracowni. Spotkanie tam nowych interesujących osób, kolejnych inspiracji. Zmiana mojego sposobu myślenia. Pierwsze próby realizacji różnych zainteresowań (Tao, Tantra, pierwsze próby pisania, … ) Co, przede wszystkim, pomagało rozbijać kolejne, błędne wyobrażenia o sobie. To okres różnorodnych „odniesień” - nie tylko literackich - Andrzeja. Odkrywania systemów „kojarzeń” z mojej strony. Przykładowo - książki Meyrinka. Inspiracje związane z buddyzmem zen. Zadomowienie się - choć czasami długo milczący, czując się cząstką tego, co w danej chwili istniało - w jakże już świadomie bliskim dla mnie miejscu. Pamiętam grę w szachy z małym Rogerem. Wielogodzinne pobyty, do późnej nocy. Litry wypijanej herbaty. Ciche, pełne spokoju obecności. Czarnego dużego psa, wylegującego się obok. Świadomość nie tyle czegoś tłumaczeń, czy dysertacji, ile bardzo subtelnych, ledwo zauważalnych sugestii. Wchodząc powoli po schodach na poddasze Piastowskiej, odnajdywałem się stopniowo jakby w odmiennym stanie percepcji. Wkraczałem w atmosferę tamtego miejsca. Każdy z pobytów coś we mnie zmieniał. Miałem poczucie przeżycia czegoś istotnego. Większą uwagę w sobie. Okres mojego intensywnego włóczęgo - hipisowania dobiegał końca. Łagodniałem (zanikł bunt) w stosunku do świata i ludzi. Ożeniłem się, urodziła się pierwsza córka. Ok 1979 roku wyjechałem, po raz pierwszy, na kilka lat za granicę, do Budapesztu. Co miesiąc - z kilkudniowym pobytem w kraju. A jednak, otwartość tamtego miejsca promieniowała. Moje kolejne samodzielne „odnajdywania”, w znacznym stopniu się ukierunkowywały. Pokrywając się zarówno z zainteresowaniami kontrkultury (młodość hipisowska), jak i z tymi, „wyniesieniami” przeze mnie, z pracowni na Piastowskiej. Wyjazdy moje - od kilkuletnich do kilkumiesięcznych - do kilku krajów, zbiegły się w znacznym stopniu - z okresem pobytu Andrzeja w Stanach. Jak wówczas uważałem, na stałe, co wiązało się z „zamknięciem” pracowni na Piastowskiej. W latach 90 – tych ub. wieku, wraz z pojawieniem się w moim życiu drugiej córki, wróciłem do kraju na stałe. Trzeci okres, od ok 1992/3 (?) do ... nadal. Pewnego dnia, moja starsza córka, już kilkunastoletnia, wróciła późnym popołudniem i oznajmiła, że była na ciekawej wystawie w częstochowskim BWA, która na pewno mnie zainteresuje, gdyż w jej odczuciu posiada odpowiadający mi klimat. Zaintrygowany faktem, że córka w taki sposób ją poleca, następnego dnia wybrałem się do BWA. Była to, jak się okazało wystawa twórczości Andrzeja Urbanowicza. Do dziś nie wiem, czy to myśl Andrzeja, że mieszkam w Częstochowie (o czym wiedział), czy intuicja mojej córki, a może przypadek – lub coś więcej – innego, ważnego – zaaranżowały, że na mojej ścieżce ponownie urealnił się adres Piastowska 1. I jakby nie istniała wieloletnia przerwa, zjawiłem się któregoś dnia na poddaszu w pracowni. Co ciekawe, dzięki temu, co wyniosłem wcześniej między innymi z rozmów z Andrzejem, spotkań ludzi, włóczęgi itd. - wiele z moich samodzielnych odnalezień, podczas kolejnych spotkań z Piastowską 1, stało się ich potwierdzaniem. Dotyczyło to np. Ewangelii Tomasza, A. Wattsa, S. Grofa, taoizmu, medytacji symboli (labiryntu, jaskini, itd). Przyjazdy do Katowic, nie ograniczały się jednak, jedynie do tego, znów pojawiły się między innymi nieznane mi (inicjacyjne) książki np. „Zdążyć przed Apokalipsą”,”Bohaterowie i groby”, „Słownik Chazarski”, „Inne Miasto”, „Kosmiczny Spust”, itd. a wraz z nimi to, co się - z tym wiązało. Było, jak obecność na polanie otoczonej lasem. Istnieniem ze świadomością, że mogę pójść w którąkolwiek, wybraną nieznaną ciemność lasu, aby znaleźć się na kolejnej nowej polanie. A wychodząc z niej - którąkolwiek z wybranych ścieżek, bezdrożem - na jeszcze innej. Gdzie obecność - w każdej z nich - wyjaśnia w odmienny sposób istnienie - polany, lasu, ścieżek, bezdroży – przestrzeni. Co ciekawe, a jednocześnie istotne - ilekroć, ze swej inicjatywy – przywoziłem do Andrzeja jakąś odkrytą przez siebie kolejną książkę; np. Kolankiewicza, lub „Słownik Symboli” Cirlot'a - okazywało się, że książki te są mu już znane. Mój pobyt w pracowni - czasem przejazdem, kilkadziesiąt minut, niekiedy znacznie dłużej - był i nadal pozostaje dla mnie dotknięciem otwartości - jakiegoś swoistego spokoju, a jednocześnie inspiracji, - wsłuchiwania się, czy to spotkanie wielu (w tym nowych, nieznanych mi dotychczas) osób, z jakiejś okazji lub po prostu np. rozmową z Andrzejem. Coraz silniej uświadamiałem sobie, co połączyło mnie z Piastowską 1. Odpowiedź pojawiła się w jednym zdaniu: „intencja jest kluczem”. Kolejne spotkania - podobnie jak wcześniejsze, choć niektóre z nich wychodziły już poza obręb pracowni – otwierały inną, nieznaną mi różnorodność. Np. moja drobna przygoda z Oneironem, poznanie podczas niej kolejnych osób, środy „Hermesowe” w Bellmer Cafe. Uczyły niekontrolowanego słuchania, patrzenia, odczuwania. Nadal preferuję włóczęgę, jednak już tylko od kilku do kilkunastodniowej. Dostrzegam wokół zmiany. To, co kiedyś było inspiracją znaną bywalcom i przyjaciołom Piastowskiej 1, przyciąga kolejne pokolenia. Odnajduję tego różnorodne ślady w innych środowiskach. Także wśród niektórych spadkobierców ruchu hipisowskiego w Polsce. Pojawiły się nowe polany. Ilekroć przyjeżdżam na Piastowską 1, choć ostatnio rzadziej, niezmiennie odkrywam jak żywe to miejsce, w którym przeróżne wydarzenia miały i mają swoje korzenie lub sfinalizowania. Miejsce to, kiedyś jedno z niewielu, wciąż pozostaje miejscem wolnej, odkrywczej myśli. Nierozłączne już z osobą serdecznego przyjaciela, Andrzeja Urbanowicza. Nie sposób przecenić związku z tym miejscem, wielu różnych twórców – inicjatorów, w tym interesujących kobiet, będących zarazem muzami tego miejsca. 1 października 2010 roku byłem w Warszawie na odbywającym się - w ramach festiwalu „Skrzyżowanie Kultur” - koncercie „Osjan + goście”. Najważniejszym z „gości” okazał się japoński aktor butoh Daisuke Yoshimoto. Niesamowite przeżycie. Wśród publiczności spotkałem: kilkoro przyjaciół pracowni na Piastowskiej 1, oraz przyjaciół z czasów mojego hipisowania, a także kilku młodszych. Czyż może być lepszy dowód, jak istotne okazały się – nie tylko dla mnie - spotkania z ludźmi i wydarzeniami związanymi z pracownią na Piastowskiej 1. Śmierć Andrzeja Urbanowicza w 2011 r - … Spotkałem na swej drodze i nadal spotykam wiele wspaniałych istot. Wiele od nich otrzymywałem i otrzymuję, także od samej natury, od życia; a sam na tyle na ile potrafię – mogę ofiarować tylko tę możliwość, którą tak jak umiem próbuję przekazać - adekwatnie do swego poziomu – otwartości … mimo moich blokad, zagubień, błędów, odczytań uczuć. Jedynie tyle, ile siebie, różnych istot, i z całej natury zdołałem otworzyć w sobie. Dziękuję nieustannie życiu zarówno - za moc, jak i za lekcje pokory. Staram się nawiązywać kolejne znajomości, które być może kiedyś przerodzą się w nowe przyjaźnie.
Ten wpis został opublikowany w kategorii Rozstaje. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Dodaj komentarz