Rozstaje 23

Za(o)patrzenie w wyrozumiałość –
zobaczyć tył własnej głowy.

Rozpoznawanie „znaków” płynących z natury, ze świata, z obecności innych istot –
to jeden z najważniejszych wglądów rozumienia siebie.
To swoiste „rekonstruowanie światopoglądu poprzez siebie”
czyniące się jednocześnie „powrotnym” ku naturze, światu, innym istotom, …
pozostaje czymś wiecznym –
istniejącym prawdopodobnie od chwili pojawienia się ludzkiej świadomości(?)
Odczuwanie wartości, cenionej w drugiej/innej istocie
(do niej – /ich/ przystawalności),
to podstawowy warunek otwartości.
Obdarzenia zaufaniem.
Cieszenia się z – czyjejś obecności.
Człowiek to wspaniałe połączenie i łącznik zarazem.
Realizująca się wspólnie istota.
Pragnienie pomagania ludziom (czynienie według własnego odczytu pragnień),
a pomaganie w taki sposób, jaki aktualnie potrzebny danemu człowiekowi,
to dwie zupełnie różne rzeczy.
Podobnie jeśli chodzi o zrozumienie.

Moje marzenia
jeśli Cię nie dotyczą
czyż mogą marzyć.

Bliskość, … niekoniecznie współistniejąca ze zgodnością poglądową.
Częstokroć, właśnie różnica zdań bardziej cementuje, niż nieustanne przytakiwanie.
Różnica – czyniąca pole do różnych refleksji,
do nieuprzedzonego poznawania innego punktu widzenia, itd.-
tworzenia możliwości dla przestrzennych (otwartych horyzontalnie) miejsc spotkania.
Np. jeśli chodzi o słowa – nie ma sytuacji idealnie wspólnej
dla „wypowiadanego/pisanego” i ich „odczytu”.
Niezastąpioną pozostaje natomiast życzliwość.
Wrażliwa istota potrafi wyczuć/odczytać jak ktoś pozostaje wobec niej nastawiony…
…np. gdy ktoś nie kieruje się empatią, że gra jakąś rolę, coś stara się ukryć, przemilczeć,
w coś „wmanewrować”. Osoba, która ukrywa przed kimś lub przed sobą, część swoich intencji, swojego stosunku do kogoś lub czegoś (choćby tylko w części i nie w pełni świadomie),
wcześniej czy później – w mniej lub bardziej widoczny sposób „odsłoni to, co ukrywała”.
Oczywiście – odbywa się to, zazwyczaj poza świadomością,
niemniej czyni mniejszą lub większą „bliznę” w zaufaniu.
Stwarza dystans.
Poczucie, że „coś tutaj, w czymś nie tak” – przypomni tę bliznę.

”Jechałam przez płonącą pustynię
gdy zobaczyłam sześć odrzutowców
Kreślących białe smugi na niegościnnym niebie
Jak rajski heksagram
Jak struny mojej gitary
Coś, co dobrze znam…
(…)
Kiedy ją usłyszysz
czas i pory roku rozerwą się na strzępy
A twoje życie stanie się ilustrowana slajdami
opowieścią z podróży
(…)
Emilio, to jest fałszywy alarm
Ludzie powiedzą ci dokąd poszli
powiedzą ci dokąd iść
Ale jak dostać się tam o własnych siłach
Nigdy nie dowiesz się naprawdę
Jakoś odszukaliśmy raj
ale ludzie zadają nam cierpienie
Coś, co dobrze znam…
(…)
Emilio, to jest fałszywy alarm
Posyłam ci jesion
wezbrany niebem i morzem
Jak ja marzący o lataniu
(…)
Coś, co dobrze znam…
(…) [A]

Istotną pozostaje gotowość do wsparcia (nie mam tutaj na myśli poklasku). Gotowość płynąca nie z nakazów czy obowiązku – że tak trzeba, … lecz z potrzeby wewnętrznej. Bez zamykania oczu na aktualne dla danej osoby potrzeby, np. wsparcia jej wyborów lub korekty omyłek, … Otwartej o tym rozmowie, wypowiedzi albo chociażby samym wysłuchaniu. Bez obawy o obrazę – wyklucza to zaufanie, niekiedy sam szacunek. Kieruje tym nie czynienie krzywdy lub przykrości – lecz potrzeba zrozumienia, wyjaśnienia, …
Czasami bolesnego ukazania wątpliwości.
Szczególnie w otwartości wobec bliskiej istoty – nie ma miejsca na wstyd
(np. przed utratą twarzy). Wstyd zbyt łatwo prowadzi do udawania – do ukrycia np. słabości. Lęk przed utratą np. „stworzonej – pięknej części twarzy” gra rolę parawanu, ubarwienia, bycia kimś innym, lepszym …. Brak możliwości wyjścia spoza tego rodzaju zasłony
(zejścia ze swoistego piedestału) – stanowi złudny przejaw uczuć.
Mitomania (zbytnie przejaskrawianie) zawsze zniszczy rzeczywiste.
Niekiedy podłożem takiej postawy bywa poczucie osamotnienia, zagubienia, albo po prostu zmęczenie, wypalenie się. Zgubne bywa – wsłuchiwanie się jedynie w myśli, bez wglądu w odczucia ciała. Ciało stanowi „ambonę” świątyni ducha.

(…)
Gdy noc obejmuje cię
Kładąc ręce na twej twarzy
Nie poddawaj się za szybko
Znajdź przedmioty zanim je wymaże

Znajdź linię, znajdź kształt
Poprzez sedno rzeczy
Odszukaj zarys, przedmioty
ujawnią ci swoje nazwy wtedy
(…)
Teraz patrzę jak zasypiasz
Jak twoja pięść na prześcieradle się zaciska
Jak usta otwarte opadają bezwładnie, oczy
zachodzą snem
w ślepej wierze

Chcę cię ochronić
otoczyć światłem
Ale mogę dać ci tylko
Nocne wizje.” [B]

Wiele zależy od tego, która z potrzeb uczuciowych lub emocji dominuje (w danej chwili)
w człowieku. Każda z nich – podobnie jak skłonności – może występować jako katalizator wpływu – może też pozostać stale utwierdzaną (dominującą przez całe życie).
Czymś niepożądanym – w przypadku nieustannego, jednostronnego zabarwiania.
Dostrzeganie potrzeb uczuciowych drugiego człowieka – w jakimś stopniu było i pozostaje(?), jednym z atutów (otwartości) kontrkultury (w tym ruchu hipisowskiego).
Nieobecność w wypowiedziach, opiniach – o czymś/o kimś i o sobie samym – błędów/omyłek a przede wszystkim brak przyznania się do nich – to przejaw wyraźnej stagnacji lub wycofywania się – postaw wynikających z obawy przed odrzuceniem, niekiedy z lęku przed śmiesznością, krytyką, utratą prestiżu, itd. Kontrola siebie, pilnowanie wyobrażeń o sobie, lub o kimś – wcześniej czy później pęka. Człowiek się sypie, wypala, … nieświadom, że niekiedy więcej wokół niego – gromadzi się „poklasków”, niż pomocnych opinii.
Ruch (mam na myśli zjawisko) to nie przylgnięcie do odnalezienia lecz sposób na poszukiwania. Człowieczeństwo dokonuje się poprzez przepraszanie i wybaczanie; przede wszystkim jednak – poprzez poddawanie w wątpliwość pewników, dogmatów, interpretacji, … (dotyczących własnych wypowiedzi, opinii, …) jako – w danej chwili i kontekście – zbyt wąskich, ograniczających, płytkich, nieadekwatnych do np. aktualnego doświadczenia, głębi zrozumienia,… niekiedy po prostu – jako błędnych wobec ujawnienia się (lub przypomnienia) innych faktów, itd. Postęp (także nauki) dokonuje się w znacznym stopniu dzięki – właśnie – błędom, omyłkom, itp. … poprzez ich dostrzeganie, uwzględnianie.
Co istotne, w niektórych przypadkach i chwilach życia – istnienie ich staje się nieodzowne.
Uświadomienie sobie czegoś jako błędu, omyłki, lęku, obawy, wątpliwości itp. przyczynia się – do poznania – tym samym – do odnalezienia siebie – jako istoty pełniejszej.
Pokonywanie barier, wkraczanie z uwagą, a nie z kontrolą w obszary nieznane, nierozpoznane, niepewne – samo przez się, staje się otwarciem. Wgląd we własne problemy, poglądy, opinie, … – z potrzebą ich weryfikacji z niekiedy zbyt jednostronnego przechylenia – czyni się wyjściem z ograniczenia … odnajdywaniem ścieżek.
Wygładzenie opinii – to często, nie tylko stagnacja – lecz ucieczka przed bezpośredniością życia (np. przed prawdą o sobie, … itd.). Jednym z podstawowych warunków spotkania – stanowi rozwijanie w sobie szczerego, pozytywnego zainteresowania. Gdy staje się ono autentyczne – stopniowo zaczyna tworzyć pozytywną więź na poziomie emocjonalnym.
Czy zadajemy sobie sprawę z tego, czy nie – ukryte nutki nieprawdy, przemilczenia – dotyczące np. jakiejś skrywanej części intencji, itd. – wpływają podświadomie na drugą osobę i na nas samych. Osoba wrażliwa, tak postępującej osobie (nawet postępującej nieświadomie) nigdy w pełni nie zaufa. Kiedy jakaś osoba lub grupa ludzi zmierza za wszelką cenę ku dominium (swych racji lub wpływów), aby osiągnąć to potrzebuje poparcia autorytetów lub osób wyróżniających się ze zbiorowości in plus (potrzebuje oparcia się na jakości) – lecz gdy zaczyna osiągać przewagę, zamiast autorytetów lub osób wyróżniających się j/w coraz częściej zaczyna opierać się na klakierach oraz osobach przeciętnych (już nie na jakości a na ilości),
a wraz ze stopniowym stabilizowaniem się dominacji zaczyna ważność „wykorzystanych” autorytetów i osób wyróżniających się j/w – marginalizować, mniej lub bardziej subtelnie dyskredytując ich istnienie oraz ich wypowiedzi.
[Człowiek ogrodzony – zamiast więzi – zaczyna tworzyć jej wyobrażenie]
Odgrodzeniem czyni się każde podporządkowanie – również to czynione w subtelny sposób.
Osoba wrażliwa – unika bliższych relacji z osobami, które ją podporządkowują dla swoich własnych celów, … lub dla celów kogoś (czegoś), kogo (co) reprezentują…
Każda wrażliwa istota – czuje co dla niej – do niej aktualnie przystające.

”Mów do mnie
Głosem serca
Chcę
Połączyć chmury
Przesuwające się łagodnie
Droga którą chciałabym poznać
Droga którą chciałabym poznać
(…)
W tym dniu
Pełnym wdzięku
gdy serca biją wspólnie
Stawiamy kroki
Po starych śladach
(…)
Mów do mnie
Mów do mnie cieniu
Wiruję w kole
To nic
Nie zatrać potrzeby
Potrzeby tkania
Jedwabiu dusz
(…)
Mów głosem serca
wszystko nazywa się inaczej
I serca staną się lepsze
na zakręcie
Zbiegające się ścieżki
Przetną się znowu
(…)
Powstań chwyć wodze
Spotkamy się kiedyś na pewno
Trzymaj mocno bye bye[C]

(…) Sposób odnoszenia się np. zaangażowanie, obojętność, ciekawość, itd.,
zaznacza się w zachowaniu – wobec tego, co kogoś spotyka.

“Ostatniej nocy słyszałam krzyk
podniesione głosy za ścianą
Kolejna bezsenna noc…
Nie potrzebowałam dzwonić
na policję
(…)
Gdy przyjechali
powiedzieli że nie mogą nic zrobić
(…)
i gdy odchodzili od drzwi
zobaczyłam w oczach tej kobiety łzy

Ostatniej nocy słyszałam krzyk
i ciszę mrożącą serce
I modliłam się żeby ta karetka
wyjeżdżająca zza zakrętu
była snem
Policjant powiedział:
Jestem tu by pilnować porządku
nie róbcie ludzie zbiegowiska
jest noc trzeba iść się wyspać.” [D]

Obojętność na cierpienie – które spotyka inną istotę – bywa niekiedy zaraźliwą.
Obecność człowieka „rozciąga się pomiędzy”:
(…)„ograniczonymi możliwościami – aspiracjami życia biologicznego i otwartymi na nieskończoność – aspiracjami życia duchowego”.
(…) Może to nawet nie nadmiar wspomnień i nie oczekiwanie wytęsknionej przyszłości powoduje nami, gdy całym swym jestestwem odrywamy się od teraźniejszości i pogrążamy w tym, co już przeminęło, albo żyjemy w czasie, który jeszcze nie nadszedł; tak samo nie należymy ani do przeszłości, ani do przyszłości, jak nie znajdujemy swego miejsca w teraźniejszości
(…) kołyszemy się tylko w swej wypełnionej po brzegi osobowości niczym łódka.
(…) Przyczyny tego upojenia nigdy nie było nam dane poznać, a może nie ma żadnej,
może upojenie samo szuka swych przyczyn albo też samo w sobie jest swą przyczyną.
(…) Życie tętni, nie płynie, pulsuje wolno i spokojnie, jakby pogrążone w zastygłej, ciemnej, słodkiej, odurzającej ciszy. Odczuwanie i wyobraźnia nierozerwalnie związane są z sobą – man dichtet schon, wenn man erlebt – jedno dzięki drugiemu staje się piękniejsze i bogatsze.
(…) a człowiek przecież tak tylko potrafi odczuwać rzeki i góry, jak miłosny uścisk. Nieprzerwane falowanie, nieustanne wznoszenie się, przypływ, który coraz bardziej chowa, głębiej skrywa to wszystko, czego nie można aż tak ukryć, by blask nie doszedł oczu.
Nic nie można uczynić, wszystko, co człowiek chce osiągnąć poprzez swe działanie, to tylko rodzaj rezygnacji, którego wcale nie trzeba osiągać, gdyż po prostu jest. Człowiek pełen, wypełniony po brzegi, nie potrafi już chłonąć. Działa jednak i chłonie, nie czyniąc niczego i nie chłonąc. Tworzy, a raczej tworzy się. Żyje, a więc daje się ponieść życiu – wird gelebt – czyni wszystko, co tylko życie z nim czyni.
(…) Oto, co jest tak wzniosłe w drzewach – ich olśniewająca, wzbierająca pełń, pełń aż po brzegi, uśpione tętno, cierpienie z nadmiaru, gorący uścisk czarnej, aksamitnej
(…) Drzewa są chłodne, rozrzedzone, ciche i zwyczajne, niczego nie żądają, są nasycone i stałe.
Wyższa temperatura to prędsze spalanie, szybszy rozpad. Zahamowanie spalania, radykalne zahamowanie, nie podnoszenie, lecz obniżenie gorączki to właśnie to głębsze, pełniejsze pogrążenie się w sobie,
(…) Drzewa tak daleko posunęły się w intensyfikacji swego życia, że temperatura ich stała się niewiele wyższa od temperatury ziemi. Rozrzedzona roślinna krew, podnosząc swą gęstość, obniżyła swą temperaturę, która w przeciwnym razie stałaby się dla niej powodem ciągłego napięcia.
(…) Drzewo, dopóki rośnie, póki wydobywa się z głębin, nie napotyka przeszkód, scalone jest bowiem ze swym pożywieniem, pozostaje ze swoim pokarmem w nierozerwalnym związku. Rośnie tak długo, jak żyje. Pożywieniem jest mu ziemia. Wysysa ziemię, coraz głębiej i głębiej z niej czerpiąc. Nie jest jednak pasożytem. Nie zabija ziemi, pozwala jej tylko, by je sobą obdarowywała. Związek ich jest wzajemny: korzeń wdziera się w ziemię, by dostawać, ziemia przyciąga go, by móc dać. Istnienie samo w sobie nic bowiem nie znaczy, dopiero dawanie, ofiarowywanie nadaje mu prawdziwą wagę. U podstaw każdej “relacji” leży to, że dający jest bardziej zobowiązany, zobowiązanie dawcy jest głębsze niż tego, kto otrzymuje: nie potrzeba zobowiązuje go bowiem, lecz nadmiar.
(…) Na tym polega wytworność dawania, cicha wytworność dawania, która stała się udziałem ziemi. Pełna żywotności i spokoju istota drzew kryje się w ich nierozerwalnej symbiozie z ziemią, która jest jednocześnie przyczyną ważnej ponad wszystko cechy drzew: ich dwurodzajowości.
(…) To wszystko, czym jest właśnie dwurodzajowość drzewa: płeć. W drzewach kryje się jednak nie zdwojone podniecenie, ale zdwojony spokój. Obydwa rodzaje zwróciły się w nim ku środkowi: ku sobie.
(…) Drzewo współżyje ze swym pożywieniem,
(…) Rodzajom współistniejącym w drzewach nie dano możliwości osobnego, niezależnego życia,
nie dano szansy, by mogły się nie oddawać, by nie ofiarowywały się bez reszty, nie dręczy ich obawa, że myśl o niezjednoczeniu uczyni to całkowite zjednoczenie niepewnym i niepełnym. Zjednoczenie ich jest spokojnym pogrążeniem się w drugiej istocie, wtopieniem się w nią, zniknięciem, ciągle nowym pogrążaniem się, wtapianiem i znikaniem – powtarzającym się i bezustannym; są niby wpadające do siebie rzeki, których wody się mieszają. Egzystencja jednej istoty łączy się z egzystencją drugiej i jak pisze Jaspers, znakiem tego związku jest porozumienie. Polega ono na tym, że żadna z dwóch istot nie może być sobą, skoro ta druga też sobą nie jest. Istota ludzka tylko wtedy jest pełnym człowiekiem, kiedy druga, ta, z którą żyje, też jest pełnym człowiekiem – z kimś, kto nie potrafi czy nie chce osiągnąć pełni, osiągnięcie jej nie jest możliwe.
Życie z takim człowiekiem, z takim “drugim”, który nie jest naprawdę sobą, to okropne nieszczęście, uniemożliwia ono bowiem istocie ludzkiej, by stała się tym, kim naprawdę jest.
(…) Absolutnym spokojem może napawać tylko taki związek, kiedy człowiek spostrzega nadchodzącego z przeciwka samego siebie – wyrusza ku tajemniczemu światu… i w pół drogi spotyka samego siebie, tak jak ten, kto stamtąd nadchodzi, spotyka go i jednoczy się z nim.
Człowiek tylko z samym sobą jednoczy się bezgranicznie i bez reszty, tylko od samego siebie potrafi uzależnić się do końca, gdyż jedynie samego siebie nie obawia się. Tylko temu odda się bez reszty, kogo się nie boi, tak więc ten , kto z tamtej strony nadchodzi, musi być nim samym. Każde inne oddanie się jest tylko częściowe…w każdym innym zjednoczeniu, gdzieś w głębi, czai się ukryta straż, gotowa do ataku i boju, byle nie uzależnić się bez reszty.
(…) Tam bowiem, gdzie strach i bezsilność, wznosi się mury i twierdze, tam kamienieje każda komórka, wszystko przemienia się w szkło i pęka, tam jest siła:
                                  niezłomny i silny do śmierci należy,
                                  kruchy i słaby do życia,

jak Lao-Tsy rzecze:
                                  słabość zwycięży siłę,
                                  łagodność zwycięży surowość;
                                  wie o tym każdy,
                                  a czynić wedle tego nikt nie śmie,
tylko drzewa. W nich płeć staje się krucha i łagodna, słaba, bezsilna, lecz pełna życia, soków, niby pączki czy niemowlęta, delikatne, świeżę, rześkie, kruche – wiecznie skąpane w swych sokach, w siebie tchnące woń swej płci; wiedza one, że nie ten zwycięża, kto pozostaje twardy, lecz ten, kto staje się łagodny i zezwala, przyjmuje, poddaje się, otwiera, wiedzą, że poddanie się to nie słabość, ale znak siły… wiedzą, jak straszliwym szaleństwem jest wierzyć, że ten panuje nad sytuacją, kto mniej kocha , kto raczej zachowuje zimną krew, kto pozostaje chłodny daleki…
Oto błąd, o który rozbijają się losy: zwycięstwo należy do tego, kto mocniej kocha, kto traci wszystkie siły, kto mocniej goreje, kto jest bliżej, kto potrafi się otworzyć, kto potrafi się unicestwić. Dziecko otrzymuje płeć tego z rodziców, które w chwili miłości było słabsze – to wyciśnięte na nim piętno; jeśli kobieta potrafiła być “słabsza” ,”łagodniejsza”, bardziej otwarta i bardziej unicestwiona, dziecko będzie dziewczynką, jeżeli zaś mężczyzna, dziecko będzie chłopcem – otrzymuje ono płeć słabszego, gdyż to on był “silniejszy” … on był kruchy, łagodniejszy i zwyciężył; zawsze zwycięża ten, kto potrafi się poddać, kto potrafi się unicestwić w miłosnym uścisku. Drzewo nie może tego zrobić. Potrafi to tylko ten, kto nie jest do tego zdolny. Taki jest los drzewa. Taka jest jego istota, taki bezkresny spokój emanuje zeń dlatego, że pośród wszystkich istot, których trwanie opiera się na rezygnacji z siebie – tylko ono, złączone z ziemią, jednoczy się ze swym pokarmem, a w nim dwie płcie w nierozerwalnym uścisku przenikają się nawzajem.
W tym właśnie tkwi istota bezgranicznie erotycznego jestestwa drzewa … stąd jego powab…
stąd jego spokój…stąd jego słabość…stąd jego siła…
Dlatego potrafi ono być cichym i kruchym tworem, samym życiem –
(…) dwiema drogami i jedną wolą.” [E]

Wszystko dzieje się – przepływa poprzez każdą cząsteczkę człowieka. Człowiek staje się miłością – kiedy kocha całością, siebie czyniąc istnieniem miłości, nie tylko w sercu, czy jedynie poprzez ciało, … Nie można zamykać uczuć – w odrębności (ciała czy ducha); one są energią, płynącą i promieniująca w różnych kierunkach i w różny sposób, uzewnętrzniającą się i uwewnętrznianą równocześnie, w przeróżnych przejawach. Oczywiście głęboko odczuwana miłość, przyjaźń, … staje się niekiedy rzadziej uzewnętrznianą (kierunkowaną) poprzez – cielesność (nieustannie otwierając więcej nowych sposobów – miejsc i form – przepływu/przekazu), co bynajmniej nie oznacza, że czyni się zewnętrznie nieobecną, gdy w którymś momencie, w sposób naturalny, spontanicznie promieniuje poprzez erotyzm np. czułym dotykiem dłoni, delikatnym muśnięciem, … czyni cuda, … Przekazuje piękno uczucia. Niekiedy spojrzeniem/przyzwoleniem w zobaczeniu – można przekazać więcej niż najpiękniej uduchowionym słowem. Człowiek to zaprawdę niezgłębiona tajemnica, może obdarzać czułością, współczuciem, aby w kolejnej chwili, móc wybuchnąć świętym oburzeniem, lub gniewem (vide – Bodhisattwowie, Jezus – gniew na przekupniów). To ta sama energia – jedynie inaczej uzewnętrzniana. Energia otwartości. Realizując się np. w czułości cielesnej –
nie staje się – przez to „niższą”. Miłość, przyjaźń czyni się w obecności, nieokreślonej – wyborem (odrzucania nieadekwatnych do niej wyobrażeń o „pozostałościach”). Czynienie (miłości, przyjaźni, …) to najlepszy, realny sposób, w jaki może się manifestować tzw. wewnętrzne dobro każdego człowieka, wyrażające jego człowieczeństwo. Czyńmy miłość, przyjaźń – opuszkami dłoni, spojrzeniem, słowem, bliskością … Nie szufladkujmy pięknych uczuć, w najpiękniejszą nawet teorię, w jakąkolwiek słowną ideę, dogmat, …
Otwartość – pozdrawia czułością, … proszę zechciejcie ją przyjąć… To nie przyjaźń czy miłość – lecz obojętność i niechęć, a przede wszystkim nienawiść są ślepe. Ślepe na możliwości, … Pozytywne uczucia niosą ze sobą akceptację. W znacznie większym stopniu mamy wówczas kontakt ze sobą i z innymi, niż osoby z „blasku fleszy lub opinii reflektorów”.

Przypisy:
[A] rozstaje polecają cytując – Joni Mitchell – “Emilia” – fragmenty tekstu piosenki. (w: ”Poeci Rocka. Antologia”, tłum. J. Polak, M. Zgaiński); Joni Mitchell jest autorka piosenki „Woodstock” (Wydawnictwo Brytanica)
[B] rozstaje polecają cytując – Susanne Vega – “Nocne wizje” – fragmenty tekstu piosenki (z j/w, tłum. M. Zgaiński) Zainspirowane przez wiersz Paula Euarda “Juan Gris” (zainteresowania i inspiracje)
[C] rozstaje polecają cytując – Patti Smith – “Zbiegające się ścieżki” – fragmenty tekstu piosenki dedykowanej, przez P. Smith – pamięci przyjaciela, Samuela J. Wagstaffa (z j/w. tłum. M. Zgaiński)- zainteresowania i inspiracje
[D] rozstaje polecają cytując – Tracy Chapman – “Za ścianą” – fragmenty tekstu piosenki (z j/w. Tłum. m. Zgaiński)
[E] rozstaje polecają cytując – Bela Hamvas – “Drzewa” [fragmenty eseju] – inspiracje (w: Literatura na Świecie, nr 1/1989, tłum. Elżbieta Sobolewska, Szczepan Woronowicz)

Suplement:
…………(pro)pozycja literacka
Charles i Caroline Muir “Tantra – Sztuka świadomego kochania”
(Wydawnictwo Pusty Obłok)
z recenzji:
(…)”ale nie to przesądza o wielkiej wartości “Sztuki świadomego kochania”. Dowiadujemy się z niej bowiem czegoś znacznie ważniejszego: jak budować i utrwalać klimat uczuciowej więzi i przepływu, w którym wzajemny szacunek i zrozumienie są równie ważne co zmysłowość i orgazm.”
z wprowadzenia:
(…)”Niestety na przekór temu, w co wszyscy chcielibyśmy wierzyć – nie rodzimy się z umiejętnością współżycia, również seksualnego. Także niewielu z nas wyniosło korzyści z konwencjonalnej edukacji w dziedzinie seksu czy miłości płciowej. Mimo że jesteśmy dziećmi rewolucji seksualnej – wciąż w znacznym stopniu działają na nas systemy poglądów wzbudzające poczucie winy, lęk, niepewność i wstyd. I chociaż te negatywne uwarunkowania zwykle tkwią spokojnie w naszej podświadomości wywołując jedynie sporadyczne, drobne zakłócenia, to jednak zazwyczaj one właśnie nie pozwalają nam przebyć drogi prowadzącej do potencjału duchowego, jaki niesie miłość płciowa.”…
………..(pro)pozycje muzyczne
(płyty – wybór) –
CHAPMAN Tracy –“Tracy Chapman”
http://www.youtube.com/watch?v=Orv_F2HV4gk
SMITH Patti
–“Horses”
-“Easter”
http://www.youtube.com/watch?v=b1o68h4Usqs&feature=related
MITCHELL Joni
-“Blue”
-“Court and spark”
http://www.youtube.com/watch?v=P6IDoxi9QsE
JOPLIN Janis
–“Cheap thrills”
-“Pearl”
http://www.youtube.com/watch?v=JjD4eWEUgMM

……….(pro)pozycje filmowe:
– “COMING HOME “ – z muzyką The Beatles, Janis Joplin, Jimiego Hendrixa, Boba Dylana, Steppenwolf – reż. Hal Ashby –1978 r
– “KEEP ON ROCKIN” – z muzyką Jimiego Hendrixa i Janis Joplin –
reż . D. A. Pennebaker’a 1972 r

Informacje o rozstaje

Urodziłem się w 1949 r. W młodości freak-włóczęga; w latach 60/70, należałem do pierwszego pokolenia polskich hippies. Następnie, byłem mieszkańcem kilku europejskich miast, gdzie pracowałem w różnych zawodach i miejscach. Między innymi w Budapeszcie, Frankfurcie nad Menem, Heidelbergu, Freibergu, Strasburgu, Hamburgu. Pozostaję - w pewnym sensie - samoukiem. Mimo matury w Liceum Ekonomicznym, nigdy nie pracowałem w wyuczonym zawodzie. Do dziś związany, choć znacznie luźniej, ze środowiskami kolejnych pokoleń spadkobierców polskich hippies (np. Rainbow Family). Wśród których próbuję propagować zainteresowania i przemyślenia jakie wyniosłem między innymi z pracowni Piastowska 1. Nadal - niekiedy - staję się włóczęgą, także przestrzeni wewnętrznej. Na przełomie lat 60/70, przez kilka lat włóczyłem się po Polsce, przebywając w różnych środowiskach. Głównie wśród hipisów, czułem się jedynym z nich. Trudno mi, po tylu latach, sprecyzować kiedy to dokładnie było – ok 1970 (?) - gdy po raz pierwszy, pojawiłem się w pracowni, wówczas Urszuli Broll i Andrzeja Urbanowicza. Nigdy bym nie przypuszczał, że otworzy to, przede mną, tak wiele, i jednocześnie zmieni się w jedną z najdłuższych i najbardziej, dla mnie, owocnych przyjaźni. Swe spotkania - obecności w pracowni Piastowska 1, podzieliłbym na kilka okresów: Pierwszy, około dwu-roczny - dość nieregularny, miedzy innymi ze względu na moją nieustanną włóczęgę. Pamiętam z tego pierwszego okresu, kontaktu z pracownią – spokój Urszuli, jej pytania, dyskusje z „Pawełkiem” (hipis) i jego nieodłącznego Bakunina (książka). Rozmowy z Andrzejem oraz klimat wolności samego miejsca - empatii osób, tam przebywających. Dla mnie, oprócz włóczęgi – hipisowskiej, to czas „pojawienia się” m. in. „Demiana” H. Hesse'go, i „Koła śmierci” P. Kapleau (prezent od Andrzeja i Urszuli – samodruk w czarnej oprawie). Dlaczego wspominam tak różne, przykłady książek, których oczywiście było więcej? To od nich, od rozmów, głównie z Andrzejem, pytań Urszuli rozpoczynały się zazwyczaj już bardziej samodzielne „odnajdywania”. Jakaś książka, rozmowy bez tabu, niekiedy pojedyncze słowo, słuchanie - uchylały jakieś furtki, wymazywały ku czemuś przeszkodę. Po latach wiem, jak było to ważne, wówczas jeszcze nie zdawałem sobie z tego w pełni sprawy. Po prostu lubiłem tam bywać, chłonąć atmosferę, dzielić się swymi młodzieńczymi, buntowniczymi przemyśleniami. Kilka razy przyjeżdżałem z kimś, najczęściej jednak sam. Jak dziś to określiłbym - po coś w rodzaju „ładowania akumulatora” na włóczęgę, po wiedzę i coś trudnego do określenia. Po otwartość, którą nazwałbym nauką obecności. Jak uczeń, chłonąłem intensywnie istnienie ludzi, kolorów, obrazów, rzeczy, słów, dźwięków; zapachów farby, wszystkiego tego, co się podczas mych pobytów działo w pracowni na Piastowskiej. Moje włóczęgo - hipisowanie i to, co „wynosiłem”, zaczynało coraz lepiej ze sobą współgrać. Nie byłem, oczywiście, jedynym z hippies, którzy wśród wielu innych osób, w tamtym czasie, bywali w pracowni Urszuli i Andrzeja. Drugi, kilkuletni - to lata 1973 - 78. Choć wciąż nieregularnie, jednak już częściej, przyjeżdżałem na Piastowską 1. Sam. To okres tonowania, nie tylko mojej rzadszej już włóczęgi po kraju. Regulowanej kolejnymi odkryciami. To także - wg mojego odczucia - „dominacja” koloru białego w pracowni. Spotkanie tam nowych interesujących osób, kolejnych inspiracji. Zmiana mojego sposobu myślenia. Pierwsze próby realizacji różnych zainteresowań (Tao, Tantra, pierwsze próby pisania, … ) Co, przede wszystkim, pomagało rozbijać kolejne, błędne wyobrażenia o sobie. To okres różnorodnych „odniesień” - nie tylko literackich - Andrzeja. Odkrywania systemów „kojarzeń” z mojej strony. Przykładowo - książki Meyrinka. Inspiracje związane z buddyzmem zen. Zadomowienie się - choć czasami długo milczący, czując się cząstką tego, co w danej chwili istniało - w jakże już świadomie bliskim dla mnie miejscu. Pamiętam grę w szachy z małym Rogerem. Wielogodzinne pobyty, do późnej nocy. Litry wypijanej herbaty. Ciche, pełne spokoju obecności. Czarnego dużego psa, wylegującego się obok. Świadomość nie tyle czegoś tłumaczeń, czy dysertacji, ile bardzo subtelnych, ledwo zauważalnych sugestii. Wchodząc powoli po schodach na poddasze Piastowskiej, odnajdywałem się stopniowo jakby w odmiennym stanie percepcji. Wkraczałem w atmosferę tamtego miejsca. Każdy z pobytów coś we mnie zmieniał. Miałem poczucie przeżycia czegoś istotnego. Większą uwagę w sobie. Okres mojego intensywnego włóczęgo - hipisowania dobiegał końca. Łagodniałem (zanikł bunt) w stosunku do świata i ludzi. Ożeniłem się, urodziła się pierwsza córka. Ok 1979 roku wyjechałem, po raz pierwszy, na kilka lat za granicę, do Budapesztu. Co miesiąc - z kilkudniowym pobytem w kraju. A jednak, otwartość tamtego miejsca promieniowała. Moje kolejne samodzielne „odnajdywania”, w znacznym stopniu się ukierunkowywały. Pokrywając się zarówno z zainteresowaniami kontrkultury (młodość hipisowska), jak i z tymi, „wyniesieniami” przeze mnie, z pracowni na Piastowskiej. Wyjazdy moje - od kilkuletnich do kilkumiesięcznych - do kilku krajów, zbiegły się w znacznym stopniu - z okresem pobytu Andrzeja w Stanach. Jak wówczas uważałem, na stałe, co wiązało się z „zamknięciem” pracowni na Piastowskiej. W latach 90 – tych ub. wieku, wraz z pojawieniem się w moim życiu drugiej córki, wróciłem do kraju na stałe. Trzeci okres, od ok 1992/3 (?) do ... nadal. Pewnego dnia, moja starsza córka, już kilkunastoletnia, wróciła późnym popołudniem i oznajmiła, że była na ciekawej wystawie w częstochowskim BWA, która na pewno mnie zainteresuje, gdyż w jej odczuciu posiada odpowiadający mi klimat. Zaintrygowany faktem, że córka w taki sposób ją poleca, następnego dnia wybrałem się do BWA. Była to, jak się okazało wystawa twórczości Andrzeja Urbanowicza. Do dziś nie wiem, czy to myśl Andrzeja, że mieszkam w Częstochowie (o czym wiedział), czy intuicja mojej córki, a może przypadek – lub coś więcej – innego, ważnego – zaaranżowały, że na mojej ścieżce ponownie urealnił się adres Piastowska 1. I jakby nie istniała wieloletnia przerwa, zjawiłem się któregoś dnia na poddaszu w pracowni. Co ciekawe, dzięki temu, co wyniosłem wcześniej między innymi z rozmów z Andrzejem, spotkań ludzi, włóczęgi itd. - wiele z moich samodzielnych odnalezień, podczas kolejnych spotkań z Piastowską 1, stało się ich potwierdzaniem. Dotyczyło to np. Ewangelii Tomasza, A. Wattsa, S. Grofa, taoizmu, medytacji symboli (labiryntu, jaskini, itd). Przyjazdy do Katowic, nie ograniczały się jednak, jedynie do tego, znów pojawiły się między innymi nieznane mi (inicjacyjne) książki np. „Zdążyć przed Apokalipsą”,”Bohaterowie i groby”, „Słownik Chazarski”, „Inne Miasto”, „Kosmiczny Spust”, itd. a wraz z nimi to, co się - z tym wiązało. Było, jak obecność na polanie otoczonej lasem. Istnieniem ze świadomością, że mogę pójść w którąkolwiek, wybraną nieznaną ciemność lasu, aby znaleźć się na kolejnej nowej polanie. A wychodząc z niej - którąkolwiek z wybranych ścieżek, bezdrożem - na jeszcze innej. Gdzie obecność - w każdej z nich - wyjaśnia w odmienny sposób istnienie - polany, lasu, ścieżek, bezdroży – przestrzeni. Co ciekawe, a jednocześnie istotne - ilekroć, ze swej inicjatywy – przywoziłem do Andrzeja jakąś odkrytą przez siebie kolejną książkę; np. Kolankiewicza, lub „Słownik Symboli” Cirlot'a - okazywało się, że książki te są mu już znane. Mój pobyt w pracowni - czasem przejazdem, kilkadziesiąt minut, niekiedy znacznie dłużej - był i nadal pozostaje dla mnie dotknięciem otwartości - jakiegoś swoistego spokoju, a jednocześnie inspiracji, - wsłuchiwania się, czy to spotkanie wielu (w tym nowych, nieznanych mi dotychczas) osób, z jakiejś okazji lub po prostu np. rozmową z Andrzejem. Coraz silniej uświadamiałem sobie, co połączyło mnie z Piastowską 1. Odpowiedź pojawiła się w jednym zdaniu: „intencja jest kluczem”. Kolejne spotkania - podobnie jak wcześniejsze, choć niektóre z nich wychodziły już poza obręb pracowni – otwierały inną, nieznaną mi różnorodność. Np. moja drobna przygoda z Oneironem, poznanie podczas niej kolejnych osób, środy „Hermesowe” w Bellmer Cafe. Uczyły niekontrolowanego słuchania, patrzenia, odczuwania. Nadal preferuję włóczęgę, jednak już tylko od kilku do kilkunastodniowej. Dostrzegam wokół zmiany. To, co kiedyś było inspiracją znaną bywalcom i przyjaciołom Piastowskiej 1, przyciąga kolejne pokolenia. Odnajduję tego różnorodne ślady w innych środowiskach. Także wśród niektórych spadkobierców ruchu hipisowskiego w Polsce. Pojawiły się nowe polany. Ilekroć przyjeżdżam na Piastowską 1, choć ostatnio rzadziej, niezmiennie odkrywam jak żywe to miejsce, w którym przeróżne wydarzenia miały i mają swoje korzenie lub sfinalizowania. Miejsce to, kiedyś jedno z niewielu, wciąż pozostaje miejscem wolnej, odkrywczej myśli. Nierozłączne już z osobą serdecznego przyjaciela, Andrzeja Urbanowicza. Nie sposób przecenić związku z tym miejscem, wielu różnych twórców – inicjatorów, w tym interesujących kobiet, będących zarazem muzami tego miejsca. 1 października 2010 roku byłem w Warszawie na odbywającym się - w ramach festiwalu „Skrzyżowanie Kultur” - koncercie „Osjan + goście”. Najważniejszym z „gości” okazał się japoński aktor butoh Daisuke Yoshimoto. Niesamowite przeżycie. Wśród publiczności spotkałem: kilkoro przyjaciół pracowni na Piastowskiej 1, oraz przyjaciół z czasów mojego hipisowania, a także kilku młodszych. Czyż może być lepszy dowód, jak istotne okazały się – nie tylko dla mnie - spotkania z ludźmi i wydarzeniami związanymi z pracownią na Piastowskiej 1. Śmierć Andrzeja Urbanowicza w 2011 r - … Spotkałem na swej drodze i nadal spotykam wiele wspaniałych istot. Wiele od nich otrzymywałem i otrzymuję, także od samej natury, od życia; a sam na tyle na ile potrafię – mogę ofiarować tylko tę możliwość, którą tak jak umiem próbuję przekazać - adekwatnie do swego poziomu – otwartości … mimo moich blokad, zagubień, błędów, odczytań uczuć. Jedynie tyle, ile siebie, różnych istot, i z całej natury zdołałem otworzyć w sobie. Dziękuję nieustannie życiu zarówno - za moc, jak i za lekcje pokory. Staram się nawiązywać kolejne znajomości, które być może kiedyś przerodzą się w nowe przyjaźnie.
Ten wpis został opublikowany w kategorii Rozstaje. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Dodaj komentarz