Rozstaje 33

Zakończenie lata…..

…….wrześniowe ślady słońca
tulą się do ziemi
– pierwszy kasztan zaistniał
(jesteś)
nie tylko – wspomnieniem
lata mojej jesieni.

O korzeniach po wyrębie drzew:
Kraina lasów, gajów, borów, polan, łąk, stepów, rzek, jezior, strumieni, ruczajów, gór, pagórków, kamieni, parowów, uroczysk, drzew, krzewów, roślinności, zwierza, światła, półcienia, szarości, błysków, promieni, mroków, ciemności, domu, progu, domowego ogniska, ognia, deszczu, burzy, duszków, rusałek, stworków, nimf, ”dziadów”…………itd
człowiek i jego Boginie i Bóstwa lasów, gajów…………(…)
(nie?) ten sam – co Bóg pustyni.Po – ganin” – człowiek po “ganieniu” – zganiony – “(przy)wołany do (po)prawności” – “o(b)kreślony” (łac. paganus – „wieśniak”)……… poniżony.
-świątynie pogańskie – (słowiańskie) np – święte gaje, źródła, góry, kamienie, ogień, błyskawica, drzewo, uroczysko, rozstaj………(…)
-“budki”- domki dusz – stawiane przez pogan na rozstajach dróg………(…)
-“motyw – Chrystusa Frasobliwego” – ze swoistą pozą i gestem legitymuje się metryką sięgającą epoki kamienia (vide – plastyka figuralna u neolitycznych plemion patriarchalnych), figurka ta przedstawiała wcześniej w tym samym kształcie zmarłego przodka –“schrystianizowana” najprawdopodobniej w IV wieku (w ostrej konkurencji z występującym ówcześnie bardzo popularnym kultem), w Polsce zadomowiła się po raz pierwszy u schyłku średniowiecza – wypierając “budki” ……….(…)
-“czarownik- /żrec/ – kapłan” był często równocześnie kowalem, metalurgiem– świadczą o tym wyraźnie ślady archeologiczne………(…)
-“wozy kultowe” – ciągnione przez “konia”…………(…)
-liczna symbolika “lunarna”, “solarna”………..(…)
-“uroczysko płockie” – elementy warsztatu hutniczo-kowalskiego ściśle powiązane z kultowym założeniem przestrzennym – przedstawienie Natury kującej w kuźni na kowadle i zwalczającej w ten sposób śmierć (młot /malleus – r. męski/- stanowi symbol falliczny wraz z kowadłem /incus- r. żeński/ – symbolem kobiecego łona) Uderzenie młota w kowadło – symbol zapładniającego aktu płciowego rodzącego nowe życie.
-szczegóły urządzenia uroczyska pod gołym niebem w rodzaju “świętego gaju” zawdzięczamy Helmoldowi : – “ tutaj między starymi drzewami zobaczyliśmy święte dęby, które były poświęcone bogu tej ziemi, Prowe [raczej Prone, Perunowi}. Otaczał je podwórzec i płot starannie z drzewa sporządzony, dwie posiadający bramy. Albowiem poza bożkami domowymi i bałwanami, których pełno było po różnych miastach, to miejsce było świątynią całej krainy, dla której wyznaczony był kapłan, osobne święto i rozmaite ofiary. Tu w poniedziałek zwykła była schodzić się ludność z księciem i kapłanem na sądy. Wstęp do zagrody był zakazany wszystkim prócz kapłana i przychodzących z ofiarami albo śmiercią zagrożonych, tym bowiem nie odmawiano azylu. Taką bowiem Słowianie cześć okazują swoim “miejscom świętym”, że obejście świątyni nawet wroga krwią nie może być skalane. Gdyśmy dojechali do gaju i miejsca bezczeszczenia, wezwał nas biskup, abyśmy się dzielnie zabrali do niszczenia gaju. Sam też zeskoczywszy z konia, laska połamał ozdobne czoła bram, wszedłszy zaś na podwórze, całe jego ogrodzenie zrzuciliśmy pod te święte drzewa i wzniesiony stos podpaliliśmy”………..(…)
-wyjątkowo “silny” ośrodek kultu pogańskiego – poświadcza Thiermar – na górze Ślęży, która była wg niego – “dla swojej jakości i wielkości, gdy zachowywano tam przeklęty pogański kult, otaczana wielką czcią przez mieszkańców”. Podobną czcią darzono Łysą Górę, na której, wg “Powieści Świętokrzyskiej” – przetłumaczonej z łaciny w roku 1536, czczono trzy bóstwa zwane Łada, Bodo i Leli. – Obydwie góry były tradycyjnym “sanktuarium” znacznie dawniejszego kultu religijnego. Podobny charakter miało uroczysko na Górze Grodowej w Tumlinie pod Kielcami i Góra Dobrzeszowska w Górach Świętokrzyskich, gród kultowy w Żarnowcu pod Puckiem, na Rowokole nad jeziorem Gardno, Pod Smołdzinem blisko Słupska.(…)
W podobnym kontekście istniał, prawdopodobnie kult pogański (żeńska świątynia) na Jasnej Górze, itd (https://opolczykpl.wordpress.com/zagrabione-swiete-miejsca/)
-“Perun” – jedyny bóg, twórca błyskawicy, który był jedynym panem wszechrzeczy –
(Prokop z Cezarei VI –wiek) – jedyny bóg uraniczno–atmosferyczno-astralny pan nieba…(…) -“krzyż” – (równoramienny) – wskazujący na związek z jedynym bóstwem wczesnośredniowiecznych Słowian – Perunem-Swarogiem-Dadźbogiem w jednej osobie – bowiem krzyż równoramienny są powszechnie uznanymi symbolami i atrybutami solarnymi –
zachodzi tu również związek symboliczny ze słońcem – w owym czasie krzyż równoramienny był również znakiem chrześcijańskim. Rozeta stanowi znak solarny, symbolizujący Chrystusa jako Słońce Niezwyciężone i Słońce Sprawiedliwości, emblemat powstały z krzyża równoramiennego wpisanego w koło z nałożonym nań monogramem Chrystusa w kształcie litery greckiej “chi” – czyli “x” – który to krzyż był zarazem pogańskim symbolem słonecznym. Od czasów Aureliana (270-275) kult słońca niezwyciężonego (Sol Invictus) dostarczył kościołowi symbolu solarnego zastosowanego do Chrystusa.
Krzyż równoramienny stanowi więc symbol wieloznaczny – “używany” zarówno przez pogan jak i chrześcijan …………..(…)
-“ukośny krzyż równoramienny” – zawierający “odmienne” znaczenie – jako ukrywany przed okiem niewtajemniczonych kryptogram, który stałby w kolizji zarówno z chrześcijaństwem, jak i “oficjalną” religią pogańską – kojarzony z boginią płodności (prastare bóstwo żeńskie czczone od pięciu tysięcy lat –“zastąpione” przez męskiego Peruna) – jak również jako uproszczony symbol człowieka…………….(…)
[Henoteizm” – różnorodność aspektów boskości bóstwa w zasadzie jednego, któremu przypisuje się cechy i funkcje wszystkich innych bogów występujący u Peruna
(boga burzy, słońca i ognia)]
-“amulety” – nowo nawróconych na chrześcijaństwo – Słowian – (“dwuwiara”) – krzyżyki równoramienne bursztynowe (bursztyn minerał “perunowy”) – będące również symbolem słońca……….(…)
-“zaduszkowy” charakter zarówno całego rocznego kalendarza obrzędowości u pogańskich Słowian – jak i “później”…………(…)
-“słupy przy drogach z kośćmi zmarłych”………..(…)
-“columna mirae magnitudinis”……….(…)
-“przeklęci czczą południe /ostre słońce/ i kłaniają się południowi”…………(…)
-“ciałopalenie” – jako obrzędowy zabieg magiczny gwarantujący duszy zmarłego życie wieczne za przyczyną płodnego boga ognia i słońca zarazem……………..(…)
-religia przedchrześcijańska jest bogato udokumentowana w postaci oryginalnych, wydobytych z ziemi – źródeł archeologicznych (np. dębowa głowa męska wąsata i brodata z Jankowa pod Pakością)…………….(…) itd.
-“Żmij zabijający smoka”………(św. Michał , św. Eliasz)
-obok wyeksponowanej pozycji Peruna – jego wielofunkcyjność – zwłaszcza “kowalska” epifania………(…)
[epifania”- ukazanie się, objawienie
(adoptowana w liturgii chrześcijańskiej – Święto Trzech Króli)]
-“kult solarny u Słowian” – Masadi (X wiek) pisze o czci oddawanej przez Słowian słońcu,
Ibn Rust (IX wiek) o rozpowszechnionym u nich kulcie ognia – mitologia słowiańska związała obydwa (bóstwa)– ogień ziemski i ogień niebieski, węzłem pokrewieństwa, zwąc pierwsze z nich Swarogiem, a drugie synem Swaroga, czyli Swarożycem………..(…)
-“symbol światła” – słońce i ogień są jako symbole religijne pojęciami wymiennymi i występując w antropomorficznym kształcie , reprezentują istoty boskie wzajemnie się uzupełniające (Swarożyc i Swarog) – Sol iustitiae czy sol Invictus – szerokie zastosowanie w obrzędowości religijnej światła i w ogóle ognia oraz przeróżnych związanych z tym “urządzeń” jest powszechnie znane –
(lampka gliniana ze Złotej pod Tarnobrzegiem)………(…)
-“lampka” zaopatrzona aż w cztery otwory palnikowe na włókna-knoty nasycone tłuszczem, oglądana z góry przedstawia czworokątny kształt tradycyjnego rombu seksualnego płodności
……………………..(dygresja ) – transformacja znaku krzyża w kole i jego mutacja w krzyż maltański nastąpiła nie tylko poprzez rozerwanie obwodu koła, lecz nadto także przez wpisanie w koło ukośnego krzyża w kształcie litery X –
(symbol lunarnej bogini płodności) –
jako swoista symbioza elementów –solarnego i lunarnego…………………….
–“ogień” jako symbol stanowi substytut słońca gorejącego na niebie –
jego światło symbolizuje bóstwo………….(…)
-Prolog Ewangelii św. Jana – “Światło świeci w ciemności, a ciemność go nie ogarnęła.
Człowiek stał się wysłańcem bożym; na imię mu było Jan. Ten przyszedł dla świadectwa, by świadczyć o Świetle, aby wszyscy przezeń wierzyli. Nie był on Światłem, ale miał świadczyć o Świetle. Było Światło prawdziwe, które oświeca każdego człowieka, gdy na ten świat przychodzi. Ono było na świecie, bo świat przez nie jest stworzon, ale świat go nie poznał. Przyszło do swego domu, ale swoi go nie przyjęli. Tym zaś wszystkim, którzy je przyjęli, dało moc, by się stali synami bożymi, tym, co wierzą w imię jego.” (…)
-“ ponowne narodziny, wskrzeszenie niejako przez poród” – świadczą o istnieniu tego typu wierzeń wśród Słowian – (niektóre) popielnice twarzowe, urny twarzowe……………(…)
-“jeleń ze światłem między porożem” – wysłańcy boscy ukazujący się ludziom w postaci złotorogiego jelenia……..(zakaz zabijania jelenia u niektórych Słowian)……….(pieczywo obrzędowe na Boże Narodzenie przyjmuje kształt jelenia)………….łanie jako (żeńskie) istoty nadprzyrodzone – również wiły, boginki, nimfy……………….(…)
-“jaworowi ludzie”………..”kult drzewa – kapliczek bogini płodności”………….(…)
-“wyobrażenie żółwia”………(symbol nieśmiertelności)………….(…)
-w folklorze polskim ocalała archaiczna kolęda z prastarymi reliktami mitu kosmogonicznego o tak starodawnej formie, że miejsce stwórców kosmosu (światła i ciemności – Boga i diabła), zajmują dwa ptaki siedzące na drzewie, jak na
“przedstawieniu na brzuścu popielnicy z Mirosławia (poniżej urywek):
“Było to ongiś na początku świata-
Wtedy nie było nieba, ani ziemi.
Nieba, ni ziemi, tylko sine morze.
A pośród morza na dębie
Siedziały dwa gołębie.
(…)
Toczyły taką naradę.

Radę radziły i gruchały:
Jakże mamy stworzyć świat?”
*
Literatura /tematyczna w wy/borze/ – (opracowania polskich uczonych):
-SZAFRAŃSKI Włodzimierz –“Prahistoria religii na ziemiach polskich”
(Wydawnictwo – Zakład Narodowy im. Ossolińskich)
-MUSZYŃSKI Kazimierz – “Kultura ludowa Słowian” – tom II – “Kultura duchowa”
(Wydawnictwo Graf_ika)
-GIERLACH Bogusław –“Sanktuaria słowiańskie” (Wydawnictwo Iskry)
-KOWALCZYK Małgorzata –“Wierzenia pogańskie za pierwszych Piastów”
(Wydawnictwo Łódzkie)
-ŁOWMIAŃSKI H.  – “Religia Słowian i jej upadek” (Wydawnictwo PWN)
-PEŁKA L.  –“Rytuały, obrzędy, święta” (Wydawnictwo – KAW)
“Polska demonologia ludowa” (Wydawnictwo Naukowe PWN)
-GIEJSZTOR A.  –“Mitologia Słowian” (Wydawnictwo Uniwersytetu Warszawskiego)
oraz
-praca zbiorowa – “Zwyczaje, obrzędy i symbole religijne”(Wydawnictwo Iskry)
jak również
nieocenione opracowania – pp. W. Hensla, B. Gedigi, L.J. Łuki,
p. Cedyk-Hołubowiczowej, p. Rosen-Przeworskiej …………etc…………
(przepraszając nie wymienionych – składam Hołd
/dziękując/ wszystkim odkrywcom naszych słowiańskich korzeni)

”By zrozumieć misterium życia, trzeba jedynie “rozszyfrować” to wszystko, co Kosmos “mówi” przez swe rozliczne “sposoby bycia”. A jedno wydaje się oczywiste: że Kosmos jest żywym organizmem, odnawiającym się okresowo. Misterium niewyczerpanego pojawiania się życia wiąże się z rytmiczną odnową Kosmosu, Dlatego właśnie Kosmos został wyobrażony w kształcie ogromnego drzewa” …………..”drzewo j e s t wszechświatem” [A]

“Myślenie – poganina nie było gorsze ale inne” …….
Czy aby na pewno można powiedzieć coś pewnego o myśleniu………
nie myśląc inaczej ……. porządek wysłowienia wyolbrzymia fakty, o które chodzi,
jako, że każde słowo zajmuje miejsce…….. religia “drewniana” …..“murowana” –
……….wiara(…)doświadczenie?………wiedza(…)mądrość?
………przekaz(…)tajemnica?
Zrozumieć siebie – „stojąc wobec” (czegoś – np. wypowiedzi) –
bez projektowania w To siebie, swoich poglądów i nastawień – oznacza przyzwolenie na poszerzanie horyzontów (świadomości) poprzez To „nierozpoznane”
(własnymi poglądami i nastawieniami) –
w obrębie tych nowych horyzontów, zyskując nową zdolność poznania siebie,
staje się rozumieniem (odzyskiwaniem) siebie.
Tym samym – interpretacja – pozostaje (nieustannym) procesem (rozwoju).

”Są rzeczy, które nie wymagają zastanowienia, a wśród nich na pewno jest miłość. Pozwól jej na spontaniczność, a zdarzy się wszystko co trzeba. Ciało jest mądre i ma swoje sposoby. Po prostu wyrzuć to całkowicie z umysłu. Gdy poczujesz miłość, kochaj. I szalej. Czas nie stanowi problemu. Przed uprawianiem miłości – tańcz, śpiewaj; potem kochaj, a po miłości módl się, ponieważ jest to najpiękniejszy moment do modlitwy. Cała energia uwolniona i znajdujesz się w innym miejscu… pięknym miejscu stworzonym przez “rozładowanie” seksualne……….
jesteś nieomal w świątyni, wiec nie jest to moment żeby iść spać. To moment do słuchania pięknej muzyki lub modlitwy lub tańca lub po prostu do spokojnego siedzenia i patrzenia na gwiazdy.
Bądź tylko cichy i świadomy – i szalej!”
[B]
Podążając ku regionom, które w niejasny sposób przyciągają –
Umysłowy mankament, tak często, spotykany wśród ludzi, karmiących się książkami:
niedostrzeganie nie tylko wartości, lecz nawet istnienia jakichkolwiek innych źródeł poznania.
Np. Co z intuicją? – mroczną, ciepłą, magiczną – jakże niekiedy ważną „częścią” edukacji?
Pod “osłoną płaszcza” bije serce i pulsuje ciało…..
Książka – to związki bardziej jednostronne, strumienie zasilające wrażliwość, lecz nie dające przebić się w odwrotnym kierunku. “Potrzeba jako kierunek” lecz nie po to, aby stąd wyjść tam, lecz by “iść” teraz-tutaj.
Bez oczekiwań, gdyż spodziewając się czegoś, czego natura nigdy mi nie obiecywała –
„niszczę” wiele – (z tego) co daje mi naprawdę ……….
Grając rolę, której nie (prze)czytam czynię się wciąż na nowo “własną zasłoną“ –
odgradzającą “mnie” od – siebie – zaledwie przeczuwając –
lecz zarówno początek jak i koniec “mnie” znajduje się poza “moim” wyobrażeniem,
poza zasięgiem “mojego” myślenia……….
(Prze)str(o-u)ga(nie)-wariata…………zajmującego się “opracowywaniem” – siebie?
Relacja pomiędzy mówieniem, a słuchaniem – by słuchać człowiek staje po stronie mówiącego.
Relacja pomiędzy pisaniem, a czytaniem – „pisze się dla każdego, kto umie czytać” –
dotyczy zdolności odsłaniana świata – jaki ustanawia zarówno pisanie jak i odczytywanie. Rozumieć – w tym przypadku – nie oznacza dokonywania projekcji siebie w tekst,
lecz uzyskanie poszerzenia świadomości, dzięki obcowaniu z proponowanym w tekście światem. Osiąga się to, tylko w takim stopniu,
w jakim zakresie aktualizuje się znaczenie, dla odczytującej tekst osoby.
Staje się rozpoznawaniem istnienia.
Obecność to poznawanie (nieustające – odkrywanie – otwieranie).
Poznawanie to, znacznie więcej niż potwierdzanie już znanego, pozostanie przy zrozumianym.

Nawiązując, nie tylko do powyższego – przypominam –
większość moich wypowiedzi zawiera -„powtórzenia wcześniej wyczytanych lub usłyszanych”.
Abstrahuję tutaj – oczywiście – od wypowiedzi „jedynie słusznych”.
Zawartość wiedzy człowieka pochodzi w dużej mierze z doświadczenia.
Związek pierwszeństwa istnienia w stosunku do poznania (uświadomienia sobie) i refleksji,
oznacza m. in., że zarówno poznanie jak i związana z nim refleksja –
nie są bezinteresowne; mimo, że pozostają doznaniem wewnętrznym.
Drogę realizacji samoświadomości stanowi (kolejna – inna niż poprzednia) interpretacja, ponieważ zrozumienie możliwe staje się w chwilach olśnienia, iluminacji dane bezpośrednio, intuicyjnie – natomiast znaczenia stają się problematyczne, a (każde) interpretacje możliwe do podważenia. Początku refleksji nie zawsze stanowi wiedza; gdyż aby refleksja zaistniała twórczo – musi włączyć w siebie wątpienie, niejasność, niekiedy przypadkowość lub dwuznaczność, czasem „omyłki”. To, co nazywamy odczuciami cielesno-duchowymi –
ma szansę przy otwartości stać się (zostać doświadczone) pięknem.

“Czy można zebrać Chaos?
Najwyższą koncentracją jest
powstrzymanie się od gromadzenia.
Cóż można zgromadzić, nie
ogarniając siebie. Nie jestem….
Raczej: zdarzyłem się” [C]

Każde (prze)znaczenie – jakiekolwiek by nie było – to – w rzeczywistości –
tylko moment: w którym człowiek dowiaduje się kim /w nim/ się staje –
[człowiek winien być „dotykowo” (możliwością siebie poszerzenia)
– wierny temu, które w danej chwili nosi w sobie].……..
Ewolucja (znaczeń) to, liczne, ciągłe rozróżniania i kolejne reorganizacje.
Nieustanne poprawki poprzednich niedomówień, zauważanie niebezpieczeństw,
oderwania się, dostrzeganie (swojego i odmiennego).
Zauważanie, że wielu ludzi (być może, czasami każda z osób, przez jakiś czas)
zatrzymuje się niekiedy na etapie odprawiania pustych rytuałów, znakowania granic – niezgodnych z możliwością głębszego doświadczania.
To także sprzeciw wobec autorytarności i zarozumialstwa fanatyzmu znaczeniowemu,
w nas samych Przyjęcie przez kogoś jakiegoś, określonego znaczenia lub postawy reprezentatywnej (np. dla siebie lub jakiegoś środowiska) nie zawsze stanowi właściwy miernik, często bywa wyrazem sentymentu, albo wcześniejszego ukształtowania i kurczowego się tegoż trzymania, z obawy przed utratą (świadomej?) tożsamości siebie /opinii o środowisku – niekiedy równoznacznej z niedostrzeganiem istnienia nieuświadomionego, nierozpoznanego; tym samym nie przekroczona pozostaje granica tożsamości – niezwykle trudnym czyni się nowe doświadczenie, spotkanie czegoś nieuświadomionego w nas samych.

“kamyk jest stworzeniem
doskonałym
(…)
o zapachu który niczego nie przypomina
niczego nie płoszy nie budzi pożądania
(…)
-Kamyki nie dają się oswoić
do końca będą na nas patrzeć
okiem spokojnym bardzo jasnym” [D]

Czy każde z wypowiadanych słów, staje się odczuciem, które świadomie doświadczamy?
Czy to, na czym się umysłowo koncentrujemy, czyni się stworzoną przeze mnie lub Ciebie prawdą? Czy zmieniając słowa, na inne, zmieniamy swoje odczucia, wpływając – tym samym – na swoje ustosunkowania się (czyli stan umysłowy)?
Czy słowa, których używamy, np. które odczytujemy własnymi interpretacjami odczucia, dystansują mnie lub Ciebie wobec siebie, albo mnie/Ciebie – od – Ciebie/mnie…
czy stają się moimi, Twymi (odczytaniem) doświadczeniami, odczuciami?
Czy wybierając słowa nie wybiera się … (przypadkiem, nieświadomie, na wpół świadomie, itd.)
spośród różnych możliwości – te najbardziej przystające, do tego odczytu znaczeń, który w danym momencie doświadczamy, jako ten „właściwy”?
Smutnym faktem pozostaje, że istnieją postawy (opinie), gdy np.
ktoś wypowiada się, w odmienny sposób, o jakimś doświadczaniu –
[np. gdy wypowiedź zahacza o odmienne symbole lub znaczenia]
uważające takie wypowiedzi za negowanie czyichś odczuć, sposobu doświadczania.
Jakby lękano się – pojawiających się pytań, które zmuszają do przemyślenia „czegoś” inaczej. Jakby obawiano się pojawiających się wątpliwości, innych „sposobów” odczuć lub odczytań. Jakby lękano się niezadowolenia z własnych reakcji lub odpowiedzi, a z drugiej strony wymagano, od każdej osoby odczuwającej (mającej czyste intencje) –
postawy pełnego „już z góry” (p)oddania się – jednemu tylko sposobowi „odczytu”.
Jakże to smutne, gdy pojawiają się – tego typu przekonania co do –
(rzadziej jako opinie) – /częściej/ „pewnych swojej racji” ocen.
Wybaczcie mi, tę opinię dotyczącą czasami niektórych osób z naszego środowiska …
niekiedy także zapewne mnie. Smutny to fakt, gdyż zwykle nie bywamy tego świadomi.

“Nie zapalaj latarki, nie będziemy widzieć,
co się przedziera z hałasem powoli
tam w dole w mglistej ciemności
(…)
Światło zrobi dziurę
w powietrzu i to, czego się boimy
będzie jeszcze bardziej wokół nas
w ciemnym gąszczu i starym, ciemnym umyśle.” [E]

Osobami, które dla podtrzymania swych odczuć, itd. –
głoszą o nich prawie bez przerwy – kieruje być może potrzeba umacniania się (przeciwstawiania się własnym oznakom wątpienia).
Oczywiście, nie stanowi to, ani reguły, ani wyjątków lub czegokolwiek zaprzeczeń.
Uczucia pozostają znacznie bardziej niewytłumaczalne,
niż możliwość określenia ich w pojęciach słownych uargumentowań.
Stąd tak rozległa symbolika, świadcząca o doniosłości tych przeżyć i ich znaczenia dla życia. Człowiek, w stosunku do każdego z doświadczeń (uczuć) wytwarza odpowiednią dla siebie postawę rozumową i emocjonalną, umożliwiającą mu zachowanie poczucia całości.
Poczucie to, w chwilach zwanych (umownie) mistycznymi – staje się niewyrażalne.
To poczucie spontanicznej bezpośredniości pozbawionej (konieczności) interpretacji.
…Poczucie „dotykalne” Miłością….

”Pewnego dnia Mara, buddyjski bóg niewiedzy i zła, podróżował ze swoim orszakiem przez wioski Indii. Ujrzał mężczyznę, który chodząc, medytował, a jego twarz jaśniała w zachwycie.
Mężczyzna zauważył właśnie coś na ziemi.

Ktoś z orszaku Mary zapytał, co to było, a Mara odparł:
– Prawda.
-Czy nie martwi cię, o zły, że ktoś znajduje prawdę? – zapytali jego towarzysze.
-Nie – odparł Mara – Zaraz potem robię z niej zazwyczaj przekonanie.” [F]

Z jednej strony istnieje wiele przykładów na to, że w życiu niektórych ludzi np. duchowość religijna pozostaje objawem strachu, frustracji, itp.
Z drugiej strony istnieje wiele przykładów; na to, że wiele osób dochodzi do religijnego spojrzenia na życie, nie hamując swojego rozwoju i bez samooszukiwania się.
A częstokroć, właśnie dzięki religijnemu patrzeniu na świat
(nie zawsze mającemu związku z jakimś konkretnym wyznaniem – określoną wiarą) –
poszerza swoje poczucie świadomości – podążając własną lub wspólną ścieżką.
Różnorodność postaw, odczuć, doświadczania, podobnie jak osobowości pozostaje –
– najlepszym przykładem. O postawie człowieka decyduje – nie jego stosunek do wiary
(np. do jakiegoś konkretnego wyznania) – tylko dyspozycje. Dlatego zdarzają się osoby
otwarte lub zamknięte (w stosunku do siebie, świata, …) w każdym ze środowisk.
Nie ma tu istotnego znaczenia czyjś stosunek do wiary, lub jakiegoś konkretnego wyznania.

”Był kiedyś uczeń greckiego filozofa, który kazał mu przez trzy lata dawać pieniądze każdemu, kto go obraził. Kiedy ten okres próby dobiegł końca, mistrz rzekł do ucznia:
-Teraz możesz jechać do Aten i poznawać mądrość.
Kiedy uczeń wkraczał do Aten, spotkał pewnego mędrca, który siedział przy bramie, obrażając każdego, kto wchodził i wychodził. Obraził także ucznia, który od razu wybuchnął śmiechem.
-Dlaczego się śmiejesz, kiedy cię obrażam? – zapytał mędrzec.
-Ponieważ – odpowiedział uczeń – przez trzy lata płaciłem za coś takiego, a teraz ty dajesz mi to za darmo.
-Wejdź do miasta – powiedział mędrzec – jest twoje.” [G]

Przypisy:
[A] Mircea Eliade – fragment wypowiedzi, uzupełnienie zagadnienia
[B] B. S. Rajneesh – fragment wypowiedzi, uzupełnienie zagadnienia
[C] wiersz nieznanego autora, uzupełnienie zagadnienia
[D] rozstaje polecając cytują – Zbigniew Herbert – “Kamyk” (fragmenty)-
całość w tomiku „Studium przedmiotu – ”Wydawnictwo Dolnośląskie
[E] rozstaje polecając cytują – U. K. Le Guin –“Spanie na dworze”
całość w „Dziewczyny z Buffalo oraz inne zwierzęce obecności”,
Wydawnictwo Alkazar, tłum. Agnieszka Sylwanowicz
[F] rozstaje polecając cytują – stara przypowieść buddyjska
[G] rozstaje polecając cytują – przypowieść Ojców Pustyni
(fragment z „Przypowieści mądrościowe Ojców Pustyni”,
Wydawnictwo WAM, tłum. Brak danych)

Suplement:
………..(pro)pozycje muzyczne –
CHIEFTAINS –
“Chieftains 4”
– „Chieftains 5”
-“Chieftains 10: Cotton Eyes Joe”
-“Year of the Friench”
– „Celtic Wedding: Misic of Brittany
-“The Chieftains in China”
-“Tailor of Gloucester”
– „The Bells of Dublin”
-“The Long Black Veil”
(Chieftains – to zespół, który występował z największymi,
stąd wybór poniższego linku zupełnie przypadkowy)
http://www.youtube.com/watch?v=13MQFCfCYdQ
FERINA Mimi & Richard –
“ Pack up your sorrows”
http://www.youtube.com/watch?v=U4LbU8w7Th4
MAKEBA Miriam –
“The voice of Africa”
-“An evening with Belfonte/Makeba”
-“Sangoma”
-“All About Miriam”
-“The magnificent………”
-“Pata Pata”
http://www.youtube.com/watch?v=oztzZu5zPzs&feature=related
……….(prze)wodnik
Czy nieustanne wy(szu)kiwanie (o)zna(cza) lukę w przyczynowości myślenia –
a może to jedynie koleiny przypadku – braku motywu, przerwa w obecności (?)
………..LELEK – “karko(u)łomny”: być przygotowanym na wszystko –
stanowisko przeciwne – ma tyle samo danych do porażki co do zwycięstwa.

 

Informacje o rozstaje

Urodziłem się w 1949 r. W młodości freak-włóczęga; w latach 60/70, należałem do pierwszego pokolenia polskich hippies. Następnie, byłem mieszkańcem kilku europejskich miast, gdzie pracowałem w różnych zawodach i miejscach. Między innymi w Budapeszcie, Frankfurcie nad Menem, Heidelbergu, Freibergu, Strasburgu, Hamburgu. Pozostaję - w pewnym sensie - samoukiem. Mimo matury w Liceum Ekonomicznym, nigdy nie pracowałem w wyuczonym zawodzie. Do dziś związany, choć znacznie luźniej, ze środowiskami kolejnych pokoleń spadkobierców polskich hippies (np. Rainbow Family). Wśród których próbuję propagować zainteresowania i przemyślenia jakie wyniosłem między innymi z pracowni Piastowska 1. Nadal - niekiedy - staję się włóczęgą, także przestrzeni wewnętrznej. Na przełomie lat 60/70, przez kilka lat włóczyłem się po Polsce, przebywając w różnych środowiskach. Głównie wśród hipisów, czułem się jedynym z nich. Trudno mi, po tylu latach, sprecyzować kiedy to dokładnie było – ok 1970 (?) - gdy po raz pierwszy, pojawiłem się w pracowni, wówczas Urszuli Broll i Andrzeja Urbanowicza. Nigdy bym nie przypuszczał, że otworzy to, przede mną, tak wiele, i jednocześnie zmieni się w jedną z najdłuższych i najbardziej, dla mnie, owocnych przyjaźni. Swe spotkania - obecności w pracowni Piastowska 1, podzieliłbym na kilka okresów: Pierwszy, około dwu-roczny - dość nieregularny, miedzy innymi ze względu na moją nieustanną włóczęgę. Pamiętam z tego pierwszego okresu, kontaktu z pracownią – spokój Urszuli, jej pytania, dyskusje z „Pawełkiem” (hipis) i jego nieodłącznego Bakunina (książka). Rozmowy z Andrzejem oraz klimat wolności samego miejsca - empatii osób, tam przebywających. Dla mnie, oprócz włóczęgi – hipisowskiej, to czas „pojawienia się” m. in. „Demiana” H. Hesse'go, i „Koła śmierci” P. Kapleau (prezent od Andrzeja i Urszuli – samodruk w czarnej oprawie). Dlaczego wspominam tak różne, przykłady książek, których oczywiście było więcej? To od nich, od rozmów, głównie z Andrzejem, pytań Urszuli rozpoczynały się zazwyczaj już bardziej samodzielne „odnajdywania”. Jakaś książka, rozmowy bez tabu, niekiedy pojedyncze słowo, słuchanie - uchylały jakieś furtki, wymazywały ku czemuś przeszkodę. Po latach wiem, jak było to ważne, wówczas jeszcze nie zdawałem sobie z tego w pełni sprawy. Po prostu lubiłem tam bywać, chłonąć atmosferę, dzielić się swymi młodzieńczymi, buntowniczymi przemyśleniami. Kilka razy przyjeżdżałem z kimś, najczęściej jednak sam. Jak dziś to określiłbym - po coś w rodzaju „ładowania akumulatora” na włóczęgę, po wiedzę i coś trudnego do określenia. Po otwartość, którą nazwałbym nauką obecności. Jak uczeń, chłonąłem intensywnie istnienie ludzi, kolorów, obrazów, rzeczy, słów, dźwięków; zapachów farby, wszystkiego tego, co się podczas mych pobytów działo w pracowni na Piastowskiej. Moje włóczęgo - hipisowanie i to, co „wynosiłem”, zaczynało coraz lepiej ze sobą współgrać. Nie byłem, oczywiście, jedynym z hippies, którzy wśród wielu innych osób, w tamtym czasie, bywali w pracowni Urszuli i Andrzeja. Drugi, kilkuletni - to lata 1973 - 78. Choć wciąż nieregularnie, jednak już częściej, przyjeżdżałem na Piastowską 1. Sam. To okres tonowania, nie tylko mojej rzadszej już włóczęgi po kraju. Regulowanej kolejnymi odkryciami. To także - wg mojego odczucia - „dominacja” koloru białego w pracowni. Spotkanie tam nowych interesujących osób, kolejnych inspiracji. Zmiana mojego sposobu myślenia. Pierwsze próby realizacji różnych zainteresowań (Tao, Tantra, pierwsze próby pisania, … ) Co, przede wszystkim, pomagało rozbijać kolejne, błędne wyobrażenia o sobie. To okres różnorodnych „odniesień” - nie tylko literackich - Andrzeja. Odkrywania systemów „kojarzeń” z mojej strony. Przykładowo - książki Meyrinka. Inspiracje związane z buddyzmem zen. Zadomowienie się - choć czasami długo milczący, czując się cząstką tego, co w danej chwili istniało - w jakże już świadomie bliskim dla mnie miejscu. Pamiętam grę w szachy z małym Rogerem. Wielogodzinne pobyty, do późnej nocy. Litry wypijanej herbaty. Ciche, pełne spokoju obecności. Czarnego dużego psa, wylegującego się obok. Świadomość nie tyle czegoś tłumaczeń, czy dysertacji, ile bardzo subtelnych, ledwo zauważalnych sugestii. Wchodząc powoli po schodach na poddasze Piastowskiej, odnajdywałem się stopniowo jakby w odmiennym stanie percepcji. Wkraczałem w atmosferę tamtego miejsca. Każdy z pobytów coś we mnie zmieniał. Miałem poczucie przeżycia czegoś istotnego. Większą uwagę w sobie. Okres mojego intensywnego włóczęgo - hipisowania dobiegał końca. Łagodniałem (zanikł bunt) w stosunku do świata i ludzi. Ożeniłem się, urodziła się pierwsza córka. Ok 1979 roku wyjechałem, po raz pierwszy, na kilka lat za granicę, do Budapesztu. Co miesiąc - z kilkudniowym pobytem w kraju. A jednak, otwartość tamtego miejsca promieniowała. Moje kolejne samodzielne „odnajdywania”, w znacznym stopniu się ukierunkowywały. Pokrywając się zarówno z zainteresowaniami kontrkultury (młodość hipisowska), jak i z tymi, „wyniesieniami” przeze mnie, z pracowni na Piastowskiej. Wyjazdy moje - od kilkuletnich do kilkumiesięcznych - do kilku krajów, zbiegły się w znacznym stopniu - z okresem pobytu Andrzeja w Stanach. Jak wówczas uważałem, na stałe, co wiązało się z „zamknięciem” pracowni na Piastowskiej. W latach 90 – tych ub. wieku, wraz z pojawieniem się w moim życiu drugiej córki, wróciłem do kraju na stałe. Trzeci okres, od ok 1992/3 (?) do ... nadal. Pewnego dnia, moja starsza córka, już kilkunastoletnia, wróciła późnym popołudniem i oznajmiła, że była na ciekawej wystawie w częstochowskim BWA, która na pewno mnie zainteresuje, gdyż w jej odczuciu posiada odpowiadający mi klimat. Zaintrygowany faktem, że córka w taki sposób ją poleca, następnego dnia wybrałem się do BWA. Była to, jak się okazało wystawa twórczości Andrzeja Urbanowicza. Do dziś nie wiem, czy to myśl Andrzeja, że mieszkam w Częstochowie (o czym wiedział), czy intuicja mojej córki, a może przypadek – lub coś więcej – innego, ważnego – zaaranżowały, że na mojej ścieżce ponownie urealnił się adres Piastowska 1. I jakby nie istniała wieloletnia przerwa, zjawiłem się któregoś dnia na poddaszu w pracowni. Co ciekawe, dzięki temu, co wyniosłem wcześniej między innymi z rozmów z Andrzejem, spotkań ludzi, włóczęgi itd. - wiele z moich samodzielnych odnalezień, podczas kolejnych spotkań z Piastowską 1, stało się ich potwierdzaniem. Dotyczyło to np. Ewangelii Tomasza, A. Wattsa, S. Grofa, taoizmu, medytacji symboli (labiryntu, jaskini, itd). Przyjazdy do Katowic, nie ograniczały się jednak, jedynie do tego, znów pojawiły się między innymi nieznane mi (inicjacyjne) książki np. „Zdążyć przed Apokalipsą”,”Bohaterowie i groby”, „Słownik Chazarski”, „Inne Miasto”, „Kosmiczny Spust”, itd. a wraz z nimi to, co się - z tym wiązało. Było, jak obecność na polanie otoczonej lasem. Istnieniem ze świadomością, że mogę pójść w którąkolwiek, wybraną nieznaną ciemność lasu, aby znaleźć się na kolejnej nowej polanie. A wychodząc z niej - którąkolwiek z wybranych ścieżek, bezdrożem - na jeszcze innej. Gdzie obecność - w każdej z nich - wyjaśnia w odmienny sposób istnienie - polany, lasu, ścieżek, bezdroży – przestrzeni. Co ciekawe, a jednocześnie istotne - ilekroć, ze swej inicjatywy – przywoziłem do Andrzeja jakąś odkrytą przez siebie kolejną książkę; np. Kolankiewicza, lub „Słownik Symboli” Cirlot'a - okazywało się, że książki te są mu już znane. Mój pobyt w pracowni - czasem przejazdem, kilkadziesiąt minut, niekiedy znacznie dłużej - był i nadal pozostaje dla mnie dotknięciem otwartości - jakiegoś swoistego spokoju, a jednocześnie inspiracji, - wsłuchiwania się, czy to spotkanie wielu (w tym nowych, nieznanych mi dotychczas) osób, z jakiejś okazji lub po prostu np. rozmową z Andrzejem. Coraz silniej uświadamiałem sobie, co połączyło mnie z Piastowską 1. Odpowiedź pojawiła się w jednym zdaniu: „intencja jest kluczem”. Kolejne spotkania - podobnie jak wcześniejsze, choć niektóre z nich wychodziły już poza obręb pracowni – otwierały inną, nieznaną mi różnorodność. Np. moja drobna przygoda z Oneironem, poznanie podczas niej kolejnych osób, środy „Hermesowe” w Bellmer Cafe. Uczyły niekontrolowanego słuchania, patrzenia, odczuwania. Nadal preferuję włóczęgę, jednak już tylko od kilku do kilkunastodniowej. Dostrzegam wokół zmiany. To, co kiedyś było inspiracją znaną bywalcom i przyjaciołom Piastowskiej 1, przyciąga kolejne pokolenia. Odnajduję tego różnorodne ślady w innych środowiskach. Także wśród niektórych spadkobierców ruchu hipisowskiego w Polsce. Pojawiły się nowe polany. Ilekroć przyjeżdżam na Piastowską 1, choć ostatnio rzadziej, niezmiennie odkrywam jak żywe to miejsce, w którym przeróżne wydarzenia miały i mają swoje korzenie lub sfinalizowania. Miejsce to, kiedyś jedno z niewielu, wciąż pozostaje miejscem wolnej, odkrywczej myśli. Nierozłączne już z osobą serdecznego przyjaciela, Andrzeja Urbanowicza. Nie sposób przecenić związku z tym miejscem, wielu różnych twórców – inicjatorów, w tym interesujących kobiet, będących zarazem muzami tego miejsca. 1 października 2010 roku byłem w Warszawie na odbywającym się - w ramach festiwalu „Skrzyżowanie Kultur” - koncercie „Osjan + goście”. Najważniejszym z „gości” okazał się japoński aktor butoh Daisuke Yoshimoto. Niesamowite przeżycie. Wśród publiczności spotkałem: kilkoro przyjaciół pracowni na Piastowskiej 1, oraz przyjaciół z czasów mojego hipisowania, a także kilku młodszych. Czyż może być lepszy dowód, jak istotne okazały się – nie tylko dla mnie - spotkania z ludźmi i wydarzeniami związanymi z pracownią na Piastowskiej 1. Śmierć Andrzeja Urbanowicza w 2011 r - … Spotkałem na swej drodze i nadal spotykam wiele wspaniałych istot. Wiele od nich otrzymywałem i otrzymuję, także od samej natury, od życia; a sam na tyle na ile potrafię – mogę ofiarować tylko tę możliwość, którą tak jak umiem próbuję przekazać - adekwatnie do swego poziomu – otwartości … mimo moich blokad, zagubień, błędów, odczytań uczuć. Jedynie tyle, ile siebie, różnych istot, i z całej natury zdołałem otworzyć w sobie. Dziękuję nieustannie życiu zarówno - za moc, jak i za lekcje pokory. Staram się nawiązywać kolejne znajomości, które być może kiedyś przerodzą się w nowe przyjaźnie.
Ten wpis został opublikowany w kategorii Rozstaje. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Dodaj komentarz