Rozstaje 46

na nie interpretacja
nie zawsze jest najlepsza
uczuciem tak potraktuj
nie staraj się zadeptać

”Hip – optyczny”:
………..stawać się każdym – jednocześnie lub po kolei – to męcząca hipo-teza –
“nie mogę” przecież lub “nie chcę” być kimś, kogo nie lubię…
będąc dalekowidzem, widzem z daleka, daleko widzącym…………..etc…
może stać się jedną z przyczyn, że niekiedy sprawia trudność to, czego nie widzę – blisko
……….zmienioną motywacją postępowania, dostrzegania, skierowania uwagi, priorytetu
……….napięcie, wytężenie, nadmierność……………. etc…
Tworząca się całość powoduje “obciążenie hipo-teczne”……….
Bez związku (?) z tym lub podobnym –
osoby pragnące poszerzyć swoją wiedzę faktograficzną odsyłam do książek –
K. Sipowicza „Hipisi w PRL-u” (wydanie drugie poprawione i poszerzone),
B. Tracza „Hippiesi Kudłacze Chwasty”, … itd.

Kto puka do (ze) swego wnętrza – musi umieć (sam sobie) się otwierać.
Wnikając (w to lub tamto) można jedynie,
kiedy nie przywiązuje się do zewnętrznej formy (np. obrazów hipisa)
…….”Czułem to: istnieją rzeczy nieuchwytne, powiązane ze sobą i biegnące koło siebie jak ślepe konie, które nigdy się nie dowiedzą, dokąd prowadzi droga………
……..Przeznaczenie w tym domu błądzi dookoła i powraca zawsze do tego samego punktu……..
……..Doznajesz wrażenie, jakbyś chciał przekroczyć, ze światłem zapylony pokój o ścianach i suficie obciągniętych spróchniałym suknem i podłodze pokrytej do wysokości stopy suchym próchnem przeszłości, przy najdelikatniejszym dotknięciu wnet płomień wybucha ze wszystkich kątów……….
………Gdy ludzie budzą się w swoich łożach, roją że otrząsnęli się ze snu, a nie wiedzą że padają jako ofiara swych zmysłów i stają się łupem nowego znacznie głębszego snu niż ten z którego wyszli. Jest tylko jeden stan jawy; ten mianowicie do którego się teraz przybliżasz. Gdybyś o tym powiedział ludziom, to by Ci odparli żeś chory, gdyż nie są w stanie Cię zrozumieć. Jest to więc rzec bezcelowa i smutna mówić im o tym……….
……….Jak Ty myślisz okiem? Wszelka forma, którą dostrzegasz myślisz okiem………..
……….Poznanie i wspomnienie to jedno i to samo………[A]
Ludzkiego bywa więcej niż tego, co potrafią ogarnąć jakiekolwiek opinie, rozstaje, hipotezy, kodeksy moralne, świat – o – poglądy…………….etc… – ubrane w słowa.
Są w nas uczucia i myśli, których nie akceptujemy.
Odrzucająca postawa niczego jednak nie zmieni, ani nie rozwiąże.
Odwrotnie – to z czym “się zmagamy” staje się silniejsze – dramatyczne wewnętrznie………….etc…………..
Kontroluj emocje człowieku! – Co Ty wyprawiasz! – Zapomnij, że je posiadasz! –
Po prostu – bądź! – (uważną/ym) aby nimi nie ranić …
………Com tysiąc razy w życiu nieuważnie jako puste słowo puszczał mimo ucha, teraz w najgłębszych fibrach mej istoty tkwiło we mnie jako wartość, to czegom nauczył się “powierzchownie” w jednej błyskawicy “ujmowałem” jak swoją “własność’ wewnętrzną. Budowy słów tajemnica, której nie przeczuwałem, obnażała się przede mną. “Wysokie “ ideały ludzkości, które z dobroduszną miną z góry chciały się narzucić, pokornie teraz zdjęły z pyska maszkarę i tłumaczyły się przede mną; w istocie są one żebrakami, ale zawsze mają przy sobie szczudła –
dla jeszcze gorszego oszustwa………

………Tylko jedno osiągnąłem jako zysk trwały i niezmienny: świadomość że szereg przygód w życiu to ślepa ulica, jakkolwiek zdaje się szeroka i dogodna do przechadzki. Drobne to są ukryte szczeble, co prowadzą do zatraconej ojczyzny: to co delikatna prawie niewidzialna farba w naszym ciele jest wyryte – nie zaś ohydna blizna, jaką pozostawia po sobie raszpla życia “zewnętrznego”………..
………..Na każde pytanie, które człowiek w duchu zadaje, w tej samej chwili otrzymuje odpowiedź……..
………..każdy wyszykuje sobie ukryte samogłoski, które zawierają tylko dla niego jednego określoną myśl – żywe słowo zamienia się w martwy dogmat…….
……..Już niejeden spotkał samego siebie np. Goethe zazwyczaj na moście albo też w przejściu z jednego brzegu rzeki na drugi spoglądał sobie w oczy i nie wariował. Lecz wtedy było to tylko odzwierciedlanie jego świadomości, a nie prawdziwy sobowtór………
……….Drżałem przed tą chwilą, w której przyjdę do siebie i wszystko co się zdarzyło ujmę jako rzeczywistość w pełni swego życia……….[B]
Spadając ze szczytu egzaltacji na poziom …
Są ludzie, którzy uważają, że najbardziej wzniosły cel uświęca środki. Czy aby na pewno?
A jeśli dany środek nie przystaje do aktualnych potrzeb konkretnego człowieka;
i nie tylko zatrzymuje jego rozwój (duchowy, emocjonalny, itd.),
ale w sposób jednoznaczny i bezpośredni niszczy (wiele) inne możliwości rozwoju?

Sam/o/sobie

Słowami i w czynach
nie jestem wyjątkiem
istnieję po-środku
niekiedy pokątnie

…Każdą chwilą „odnawiane” – nigdy nie dasz komuś tego, czego nie masz w sobie.
………..Tak głęboko nienawidzić lub kochać “jak” “ja” – możemy tylko coś co jest częścią Nas samych……..
…………….Daleko wyżej niż pomoc zewnętrzną należy cenić wewnętrzną. Myśl o pomocy która promieniuje z duchowego wpływu jednego człowieka na drugiego……….
………..Kto chce wędrować, ale ziemia przytrzymuje jego nogi, co się stanie, jeżeli nie osłabnie jego “wola” do wędrówki? Twórcza wola, znajdzie inne drogi, na których będzie mógł wędrować: to w nim, co do chodzenia nóg nie potrzebuje, nie da się powstrzymać od wędrówki, mimo przeszkód, mimo ziemi. Wtedy można powiedzieć: Znalazłem cel, bo celu nie szukałem…………..
……………..Jedyna rozmowa, z której możesz się czegoś nauczyć, to rozmowa ze sobą samym.
To, co człowiek do Ciebie mówi, to raz za mało, a drugi raz za dużo, raz za wcześnie, a raz za późno, zawsze zaś w porze w której /…/ śpi………….
……….Tylko pouczenia, których nam własny duch udziela, przychodzą we właściwą porę i do nich jesteśmy dojrzali. Droga do prawdziwego życia jest wąska jak ostrze noża……….
………..Nie ma ani prób ani kar. Życie zewnętrzne ze swoimi losami jest niczym innym, jak procesem uzdrawiania, dla jednego bardziej dla innego mniej bolesnym, zależnie od tego, czy dany człowiek jest chory pod względem swej siły poznawczej……..
…………Często jakaś droga prowadzi w dół, a jednak jest najkrótszym traktem do najbliższego wspięcia się………….[C]
Istnieją różne poziomy ustosunkowań.
Np. wynikający z niemożności, niezrozumienia, braku wyczucia, …
A także odmienne, w których nieskończoność określeń, każda z prób opisywań (interpretacji) – „Niewysławianej Tajemnicy Istnienia” –
pozostaje odczuciem, intuicją, zasłoną, odgrodzeniem, przeszkodą, oddzieleniem, … (itd.) – zaledwie jedną z nieskończonych prób wskazań na Jej istnienie.
„Palcem wskazującym na księżyc, nie samym księżycem” (A. Watts)
Uznanie któregokolwiek ze „wskazań”, jako stojącego wyżej od pozostałych
(np. jako jedynie prawdziwego, słusznego, itp.) – depcze inne (równie ważne)…
Człowiek tym sposobem (wskazanie) stawia siebie na równi wobec Tajemnicy,…
podczas gdy w rzeczywistości pozostaje jej znikomą, nierozerwalną cząsteczką.„Wykluczanie” (także poniżenie lub wywyższanie) kogokolwiek –
ze względu na jego (np. osobisty) stosunek do … „księżyca”
albo z powodu braku „wyrażalnego palca” … –
…pozostaje…
odniesieniem się do człowieka.

czemu policzek
łzy opuszkiem zajęłaś
zwiastunko piękna

………..nieoczekiwanie, często obudzona przez nic nie znaczący przypadek zasłona opada i pewnego dnia wrasta w nasze życie gałąź z dojrzałymi owocami, których kwitnięcia nigdy nie zauważaliśmy i widzimy, że byliśmy ogrodnikami jakiegoś tajemniczego drzewa, zupełnie o tym nie wiedząc. /…/ Tylko ten kto umie światłem kierować może rozkazywać cieniom; kto próbuje dokonać tego czynami jest sam tylko cieniem, który daremnie z cieniami walczy………
…………tak że ludzie przerażeni cofają się jak dzieci przed własnym odbiciem w “lustrze’ i boją się że dostali obłędu………..
……….jeśli jeden człowiek ma jakiś pomysł, to dowodzi tylko tego, że wielu jednocześnie powzięło tą samą myśl. Kto tego nie rozumie, nie wie co znaczy pomysł. W pewnym sensie mają rację Ci którzy się śmieją, gdy ktoś mówi że chce ludzkość przekształcić. Zapominają oni jednakże, że zupełnie wystarczy gdy jednostka sama się przekształci aż do korzeni. Jej dzieło nie może wtedy nigdy zginąć, obojętnie czy będzie światu znane czy nie. Taki człowiek stworzył wyłom…………..
………….obojętnie czy inni to dostrzegają zaraz czy za miliony lat………..
………….Przyczyn nie możemy nigdy rozpoznać: wszystko co poznajemy jest skutkiem. Co Nam się wydaje być przyczyną w rzeczywistości jest tylko znakiem. W gruncie rzeczy tylko sobie wmawiamy, że w naszej mocy jest wywołać skutek. Państwo przyczyn jest ukryte, jeśli uda Nam się tam dotrzeć, będziemy mogli czynić “czary”……….
…………Kamieniem granicznym jest dla wszystkich, którzy do tego “dojrzali” jedno i to samo “przeżycie”……….[D]
Uświadomienie sobie – swojej różnorodności, stanowi jedną z najważniejszych i jednocześnie najbardziej niebezpiecznych chwil życia. To rodzaj spotkań z kimś „obcym”, będącym naszym „sobowtórem”. Podczas niektórych takich spotkań odczuwa się lęk, obojętnie czy człowiek zdaje sobie z tego sprawę czy nie.
Obawę, czy ten dostrzeżony, „inny” we mnie, nie zniszczy mojego mniemania o sobie.
Ta odmienność, to inność niż określone stałe – „ja”.
Natomiast „mniemanie” (o stałym siebie) odwyka od różnorodności, traci możliwości kontaktu z odmiennością. Z rzeczywistym. Staje się coraz bardziej wyobcowane, wobec … (siebie) nierozpoznanego. Przeszkodą – częstokroć nie do przebycia.
………..Chcę panu opowiedzieć małe zdarzenie……….
………..które mi kiedyś posłużyło jako przewodnik w życiu, jakkolwiek nieznacznie na pozór wyglądało:
Byłem wtedy jeszcze stosunkowo młody i doznałem gorzkiego, strasznego rozczarowania, tak że ziemia długo wydawała mi się ciemna jak piekło. W tym nastroju zgorzkniały, że los postąpił ze mną jak bezlitosny kat i jak sądziłem bez sensu i celu na mnie uderzył, zdarzyło się, że pewnego dnia byłem świadkiem tresowania konia. Przywiązano go do długiego rzemienia i pędzono wkoło, nie dając mu ni sekundy wytchnienia. Ile razy stawał przed jakąś przeszkodą, którą miał przeskoczyć, zatrzymywał się i niepokoił. Godzinami jak grad padały baty na jego grzbiet, a on ciągle wzbraniał się skoczyć. Łamałem sobie głowę czy nie ma innego środka porozumienia się z tym biednym zwierzęciem. I z bólem musiałem się zgodzić, że tylko straszny ból był tym nauczycielem, który w końcu doprowadził do celu. Wtedy zrozumiałem, że ja sam postępuje podobnie jak ten koń. Los mnie uderzał, a ja wiedziałem tylko że cierpię. Dotychczas żyłem w urojeniu, że to, co sprawia ból jest karą i męczyłem się dociekaniem, czym sobie na nią zasłużyłem. Wtedy nagle odnalazłem sens w okrucieństwach losu i aczkolwiek bardzo często nie mogłem zgłębić jaką przeszkodę mam przeskoczyć, to jednak od tego czasu stałem się wedle najlepszej woli pojętnym koniem. Często, bardzo często opowiadam ludziom te niepozorne zdarzenie, ale prawie nigdy nie padało na żyzną glebę. Sądzili oni, że idąc za moją radą będą mogli zawsze odgadnąć, czego ten niewidzialny pogromca od nich żąda, ale gdy ciosy losu natychmiast nie ustępowały, wracali znowu na dawną drogę i z szemraniem dźwigali dalej swój krzyż albo poddawali się, szukając ochrony dla oszukania siebie samych w pokorze……….[E]

Prób’nik(t)

Istnieniem próbuję nie – ma
oznaczać wyrażenia
przeczuwając zaledwie
układ możliwości

… staję się
bezwładny wobec realności.

Istnieje sporo racji – w tym, że człowiek – świadomie lub nieświadomie – dla dodania sobie ważności lub ukazania siebie lepszym – powołuje się na swoją erudycję, znajomość wielu, różnych książek itd.
Podobnie – chociaż odwrotnie – bywa ze skromnością.
Czy to pycha intelektualna lub przejaw hipokryzji skromności?
Określanie – czym jest pycha intelektualna, lub hipokryzja skromności. – nie czyni się żadnym sposobem proste. Pycha (jakakolwiek) nie potrzebuje erudycji lub słownika wyrazów obcych – przejawia się bowiem (najczęściej) w „nieustającej słuszności”.
Jej przejawami staje się np. „lepiej wiedza”; wszelkiej maści „niepodważalne racje” – te duże i te małe – polegające, np.: na niedopuszczaniu równo-wartości innych poglądów; na krytykanctwu (nie merytoryczną krytyką), stosowaniu różnych form dyskredytacji (od łagodnych typu „niewinnych żartów”, poprzez ukryte przytyki, aż do prowokacji, poniżania lub pomniejszania wartości np. czyichś wypowiedzi, postawy, reakcji,  itd.).
Dlatego:
-nie lubię kandydatów na aniołów, bo często stają się (mniej lub bardziej nieświadomymi) manipulatorami (sam nie kandyduję na anioła, …w wielu opiniach będąc subiektywnym,
staje się w jakiś sposób – przez siebie zmanipulowanym);
-nie lubię pogardy dla człowieka;
-nie lubię pisania wazeliną (także tą ukrytą);
-nie lubię nacjonalizmów, rasizmu i fanatyzmu, tych wielkich, i tych małych;
-nie lubię litości – będącej wg mnie przeciwieństwem współczucia.
-nie lubię wysuwania się np. podczas jakiegoś wydarzenia w pierwszy szereg.
To niebezpieczne – przede wszystkim niszczy wrażliwość na inne spojrzenia.
Przyciąga różnych klakierów lub osoby potrzebujące „zawiesić się”, na kimś w ich odczuciu wyżej stojącym lub lepiej coś rozumiejącym.  Osoby takie nieświadomie wpływają na postawę osoby oklaskiwanej, obwieszonej wyznawcami.
Niszczą jej wrażliwość i zamiast wsparcia – często ją wypalają.
Tak się stało i czasami nadal odzywa w naszym środowisku:
wyzwoliło to, co – od wielu lat było – i wciąż bywa zamiatane, przez niektóre osoby, pod tzw. „przysłowiowy dywan”, przy okazji odkrywając fundamentalizm niektórych osób, niekiedy wręcz fanatyczny. To moja opinia, być może przesadzona i tym samym – może – kogoś krzywdząca.  Ponieważ jednak zdecydowana większość ludzi, w naszym środowisku, odczuwa potrzebę otwartości i przestrzeni – fakt ten napawa nadzieją, istnieniem „niestrudzonych powrotów” bezpośredniości, tolerancji, akceptacji różnorodności.
…………. w co człowiek wierzy, jest fałszywe, dopóki światła w nim nie zostaną przestawione – tak z gruntu fałszywe, że wprost nie można tego zrozumieć. Sądzi się, że się bierze, tymczasem daje się, sądzi się, że się stoi i czeka – tymczasem idzie się i szuka………….
………..stare przyzwyczajenie samoobserwacji………..
………Początkiem jest to, czego ludziom brak. Nie żeby trudno go było znaleźć – tylko wyobrażenie, że się go musi szukać jest przeszkodą. Życie jest łaskawe, w każdej chwili obdarza Nas jakimś początkiem. Każda sekunda narzuca Nam pytanie: KIM JESTEM? Nie my go stawiamy, nie nasza świadomość, oto przyczyna dlaczego nie znajdujemy początku………….
………Czuwać – tu jest wszystko (klucze do władzy nad wewnętrzną naturą)………..
……….o niczym innym człowiek nie jest tak święcie przekonany jak o tym że czuwa; tymczasem w rzeczywistości zaplątany jest w sieć, którą sobie sam uwił ze “snów i widziadeł sennych”.
Im gęstsza jest ta sieć, tym potężniej włada “sen” ; ci którzy się w nią uwikłali, są śpiącymi, którzy idą przez życie, jak trzoda bydła na zabicie, tępo, obojętnie i bez myśli. Śniący wśród nich widzą przez oczka zakratowany świat, postrzegają tylko zwodnicze wycinki, stosują wg. tego swą działalność, a nie wiedzą, że te obrazy są tylko bezsensownymi kawałkami potężnej całości. Oni pragną czuwać, ale to, o czym oni sądzą, że przeżywają jest w istocie tylko zwidzeniem sennym – dokładnie z góry wyznaczonym, w najmniejszym punkcie i bez udziału ich woli. Byli wśród ludzi niektórzy i są jeszcze, którzy widzieli dobrze że marzą – pionierzy, którzy doszli aż do rusztowania poza którym ukrywa się wiecznie czująca jaźń, jasnowidze jak Goethe, Nietzshe, Schopenhauer, Kant, ale nie mieli broni by tą twierdzę zdobyć i ich okrzyk wojenny nie obudził śpiących. Czuwać – to jest wszystko. Czuwaj przy wszystkim co czynisz! Nie sądź że już tak postępujesz. Nie, Ty śpisz i śnisz. (…)  Wtedy dopiero, nie wcześniej, będziesz mógł odróżnić istotę od pozoru, ten kogo wtedy spotkasz, może być tylko tym, kto przed tobą drogą tą poszedł. Wszyscy inni są cieniami. Do tej pory na każdym kroku czyhała na Ciebie niepewność, czy będziesz najszczęśliwszą czy najbardziej nieszczęśliwą z istot. Lecz nie lękaj się, nikt jeszcze, kto wszedł na drogę czuwania, nawet gdy zabłądził nie został przez przewodników opuszczony. Chcę Ci podać cechę, po której poznasz czy zjawisko jakie Ci się ukazuje jest rzeczywiste, czy też jest marą. Jeśli stanie przed Tobą, a Twa świadomość będzie zaciemniona i rzeczy świata zewnętrznego rozpłyną się lub znikną – wtedy nie ufaj! Miej się na baczności. To jest część z Ciebie. Jeśli nie potrafisz odgadnąć przesłania jakie w sobie kryje, jest tylko upiorem bez trwałości, cieniem, złodziejem karmiącym się Twoim życiem. Wiedz, że cudowne siły które posiadają są Twą własnością. Używają ich by Cię utrzymać w niewoli, mogą żyć tylko Twoim życiem, a jeśli ich pokonasz, spadają do rzędu niemych posłusznych narzędzi, którymi możesz wg. swej woli kierować. (…) Ten mur jest niezawodną ochroną – jest symbolem ciała – ale zarazem więziennym murem, zasłaniającym widok. Jest rzeczą łatwą uniknąć zjawisk i ich niebezpieczeństw. Musisz być tylko zwyczajnym człowiekiem. (…) Każdy kto ziemię odczuwa jak więzienie, każdy pobożny wzywający zbawienia – wszyscy oni nieświadomie zaklinają świat upiorów. /…/  Jeśli Ty na drodze obudzenia się przejdziesz przez państwo upiorów, poznasz powoli, że to tylko są myśli, które raptem możesz ujrzeć oczyma.
W tym tkwi przyczyna dlaczego ukazują Ci się jako obce i jako istoty. Mowa form jest inna niż mowa mózgu. Nastąpi wtedy moment, w którym dokona się najdziwniejsza przemiana jaka może Ci się zdarzyć: (…) Jest to najstraszliwsza samotność jaka da się pomyśleć. Wędrówka przez pustynię, na której nie znajdzie się źródła życia, ginie się z pragnienia. Nie chcę Ci radzić, lepiej z własnego postanowienia gorzki owoc zerwać, niż z obcej rady, słodki na drzewie widzieć.
Tylko nie czyń tak jak wielu, którzy mimo iż dobrze wiedzą o słowach: “próbujcie wszystkiego a najlepsze zachowajcie” – idą niczego nie próbują , a pierwsze lepsze zachowują…………..[F]

Nie każda ścieżka – z prowadzących w dół – prowadzi w góry.
Parafrazując słowa S. J. Leca –
„Nie wystarczy mówić do rzeczy, trzeba jeszcze mówić do człowieka”.
Każde zdarzenie prowadzi z … do innego
(poprzedniego, następnego, równocześnie zaistniałego) – tworząc drgającą sieć zdarzeń.
Np. pogląd przed weekendem, a w trakcie nieco odmieniony, po może być już inny…
Słowa nasycone „mocą” osoby wypowiadającej się – nie zwracają na nią najmniejszej uwagi – nie słuchają – powracając echem.
…………..Wysłał swe myśli by wróciły z pomysłem jak to rozpocząć. Wiedział ze swoich postępów w ostatnich tygodniach, że ta metoda pytań i cierpliwego czekania na odpowiedź – to jasne, świadome zespolenie aktywnego i pasywnego stanu – nie powinno zawieść nawet wtedy, gdyby szło o rzeczy, których znalezienie przy pomocy logicznego procesu myślowego jest niemożliwe. Pomysł za pomysłem przychodził mu do głowy, jeden dziwniejszy i fantastyczniejszy od drugiego. Mierzył go wagą swego uczucia: każdy był zbyt łatwo znaleziony. I znów był to klucz “czujności”, który pomógł do otworzenia ukrytego zamku………….
……….Co panu daje tę wiarę, by przez samo poznanie opanować ból. Ja wprawdzie też mogę próbować walczyć filozoficznym myśleniem z bólem nad śmiercią, a jednak czuję, że nie potrafię być wesołym. – Pochodzi to stąd, że pańskie poznanie powstaje z myślenia, a nie z “wewnętrznego słowa”. Własnym poznaniom podświadomie nie ufamy, nie wiedząc o tym, dlaczego są szare i martwe – zaś podszepty “wewnętrznego słowa” są żywymi darami prawdy, które Nas nie wypowiedzenie radują – zawsze ilekroć sobie je przypominamy…………..
Dziwne im się jest bogatszym w wewnętrzne przeżycia, tym mniej można z “nich” drugim dawać
………..czuję że tutaj rozpoczyna się wielka przepaść, która dzieli świadomość człowieka, nawet o bardzo bogatej fantazji i wierze od człowieka zbudzonego………..
…………Nie na darmo nasza droga nazywa się pogańską drogą. Co człowiek pobożny uważa za Boga, jest tylko stanem, który można osiągnąć, jeśli jest zdolny do wiary w siebie samego. Gdy Twoja niewidzialna pieśń ukaże Ci się jako „istota” – to poznasz to po tym, że będzie rzucała “cień”: “ja” również najpierw nie wiedziałem kim jestem, aż własne /…/ jako “cień’ ujrzałem…………..[G]
Dostrzegamy zaledwie znikomą cząsteczkę całości. Co więcej, człowiek to jedyna istota, która umie koloryzować, mijać się z prawdą, opowiadać, opisywać, wyjaśniać samemu sobie, itp. Nie każda z osób – (świadoma tego kim staje się w danej chwili) – umie porozumieć się z samym sobą. Zwierzęta to potrafią. „Mówią do siebie”: „uważaj” i uważają, itd.
Nie czynią dobra ani zła; robią jedynie to, co muszą. Dobro i zło to nasze pojęcia, gdyż nieustannie dokonujemy wyborów kolejnego kroku na własnej ścieżce życia. Zwierzęta nie mają nic wspólnego z moralnością – działają, jedynie są. My spętani koniecznością wyboru, one są wolne. Być ze zwierzętami, z naturą, to zaznać odrobiny wolności…
Świat będąc niezwykłym, nie staje się innym niż nasze możliwości jego postrzegania.
Poznawania dokąd się zmierza, którą stroną się ustawia, w którym znajduje się „własne” kolejne miejsce – swoim jestestwem, …uczymy się przez całe życie, jak wybierać to -wobec czego wybór nie istnieje – co „musimy” (w danej chwili „swojego” istnienia) uczynić.

Przesyłam przytulenie dla wszystkich zagubionych, samotnych i opuszczonych:
– skłonność do dezintegracji nie świadczy o nienormalności,
lecz o plastyczności i podatności na rozwój……….
zbierzcie to, czego w istniejącej chwili potrzebujecie……………….
a resztę niepotrzebną wyślijcie – gdziekolwiek.

Przypisy:
[A], [B], [C], [D], [E], [F], [G] – rozstaje polecają cytując –
fragmenty /powyrywane/ z pozycji literackich Gustaw’a Meyrink’a:
“Golem” (Wyd. Literackie, tłum. Lange Antoni)
“Zielona twarz” (Wyd. Agharta, oparte na wydaniu z 1921 roku – Spółka Odrodzenie)
“Biały dominikanin” (Wyd. Borgis, tłum. L.F. Erdtracht, wstęp i przypisy L. Górnicki)
/na początku lat 70 – tych ub. w., ktoś mi bardzo bliski – polecił mi te książki/

Suplement:
…………(pro)pozycje muzyczne
MAHAVISHNU ORCHESTRA –
“The Inner Mounting Flame”
“Birds of Fire”
“Inner Worlds”
http://www.youtube.com/watch?v=ujcYw2QTPzM&feature=list_related&playnext=1&list=AVGxdCwVVULXdzrerIpVUdJOa_UEGnyQ3T
MATTHEWS SOUTHERN COMFORT – MATTHEWS JAIN –
“Matthews Southern Comfort (Japan)”
http://www.youtube.com/watch?v=WSzak2dJOAw&feature=list_related&playnext=1&list=AVGxdCwVVULXeSiWXmthmjGcPAtCqa1Wg6
MATCHING MOLE –
“Matching Mole” –1972
http://www.youtube.com/watch?v=WAQMO8wpAvo&feature=list_related&playnext=1&list=AVGxdCwVVULXfyKKQY-gKj6AsW95Dyfnnq
………..pozycje słowne:
-“hip(o)teza” – hipis z założenia
– antecedens – ten, co poprzedza, występuje wpierw
………..pro/pozycja filmowa (!):
“ Porozmawiaj z nią” – (hiszp. 2002) – reż. Pedro Almodóvar
/………..”nic nie jest proste”…………./
…………wy(ja)śnienie:
odnaleźć ciało aby mieć duszę – nieustannie „naprawiając” obecność

Informacje o rozstaje

Urodziłem się w 1949 r. W młodości freak-włóczęga; w latach 60/70, należałem do pierwszego pokolenia polskich hippies. Następnie, byłem mieszkańcem kilku europejskich miast, gdzie pracowałem w różnych zawodach i miejscach. Między innymi w Budapeszcie, Frankfurcie nad Menem, Heidelbergu, Freibergu, Strasburgu, Hamburgu. Pozostaję - w pewnym sensie - samoukiem. Mimo matury w Liceum Ekonomicznym, nigdy nie pracowałem w wyuczonym zawodzie. Do dziś związany, choć znacznie luźniej, ze środowiskami kolejnych pokoleń spadkobierców polskich hippies (np. Rainbow Family). Wśród których próbuję propagować zainteresowania i przemyślenia jakie wyniosłem między innymi z pracowni Piastowska 1. Nadal - niekiedy - staję się włóczęgą, także przestrzeni wewnętrznej. Na przełomie lat 60/70, przez kilka lat włóczyłem się po Polsce, przebywając w różnych środowiskach. Głównie wśród hipisów, czułem się jedynym z nich. Trudno mi, po tylu latach, sprecyzować kiedy to dokładnie było – ok 1970 (?) - gdy po raz pierwszy, pojawiłem się w pracowni, wówczas Urszuli Broll i Andrzeja Urbanowicza. Nigdy bym nie przypuszczał, że otworzy to, przede mną, tak wiele, i jednocześnie zmieni się w jedną z najdłuższych i najbardziej, dla mnie, owocnych przyjaźni. Swe spotkania - obecności w pracowni Piastowska 1, podzieliłbym na kilka okresów: Pierwszy, około dwu-roczny - dość nieregularny, miedzy innymi ze względu na moją nieustanną włóczęgę. Pamiętam z tego pierwszego okresu, kontaktu z pracownią – spokój Urszuli, jej pytania, dyskusje z „Pawełkiem” (hipis) i jego nieodłącznego Bakunina (książka). Rozmowy z Andrzejem oraz klimat wolności samego miejsca - empatii osób, tam przebywających. Dla mnie, oprócz włóczęgi – hipisowskiej, to czas „pojawienia się” m. in. „Demiana” H. Hesse'go, i „Koła śmierci” P. Kapleau (prezent od Andrzeja i Urszuli – samodruk w czarnej oprawie). Dlaczego wspominam tak różne, przykłady książek, których oczywiście było więcej? To od nich, od rozmów, głównie z Andrzejem, pytań Urszuli rozpoczynały się zazwyczaj już bardziej samodzielne „odnajdywania”. Jakaś książka, rozmowy bez tabu, niekiedy pojedyncze słowo, słuchanie - uchylały jakieś furtki, wymazywały ku czemuś przeszkodę. Po latach wiem, jak było to ważne, wówczas jeszcze nie zdawałem sobie z tego w pełni sprawy. Po prostu lubiłem tam bywać, chłonąć atmosferę, dzielić się swymi młodzieńczymi, buntowniczymi przemyśleniami. Kilka razy przyjeżdżałem z kimś, najczęściej jednak sam. Jak dziś to określiłbym - po coś w rodzaju „ładowania akumulatora” na włóczęgę, po wiedzę i coś trudnego do określenia. Po otwartość, którą nazwałbym nauką obecności. Jak uczeń, chłonąłem intensywnie istnienie ludzi, kolorów, obrazów, rzeczy, słów, dźwięków; zapachów farby, wszystkiego tego, co się podczas mych pobytów działo w pracowni na Piastowskiej. Moje włóczęgo - hipisowanie i to, co „wynosiłem”, zaczynało coraz lepiej ze sobą współgrać. Nie byłem, oczywiście, jedynym z hippies, którzy wśród wielu innych osób, w tamtym czasie, bywali w pracowni Urszuli i Andrzeja. Drugi, kilkuletni - to lata 1973 - 78. Choć wciąż nieregularnie, jednak już częściej, przyjeżdżałem na Piastowską 1. Sam. To okres tonowania, nie tylko mojej rzadszej już włóczęgi po kraju. Regulowanej kolejnymi odkryciami. To także - wg mojego odczucia - „dominacja” koloru białego w pracowni. Spotkanie tam nowych interesujących osób, kolejnych inspiracji. Zmiana mojego sposobu myślenia. Pierwsze próby realizacji różnych zainteresowań (Tao, Tantra, pierwsze próby pisania, … ) Co, przede wszystkim, pomagało rozbijać kolejne, błędne wyobrażenia o sobie. To okres różnorodnych „odniesień” - nie tylko literackich - Andrzeja. Odkrywania systemów „kojarzeń” z mojej strony. Przykładowo - książki Meyrinka. Inspiracje związane z buddyzmem zen. Zadomowienie się - choć czasami długo milczący, czując się cząstką tego, co w danej chwili istniało - w jakże już świadomie bliskim dla mnie miejscu. Pamiętam grę w szachy z małym Rogerem. Wielogodzinne pobyty, do późnej nocy. Litry wypijanej herbaty. Ciche, pełne spokoju obecności. Czarnego dużego psa, wylegującego się obok. Świadomość nie tyle czegoś tłumaczeń, czy dysertacji, ile bardzo subtelnych, ledwo zauważalnych sugestii. Wchodząc powoli po schodach na poddasze Piastowskiej, odnajdywałem się stopniowo jakby w odmiennym stanie percepcji. Wkraczałem w atmosferę tamtego miejsca. Każdy z pobytów coś we mnie zmieniał. Miałem poczucie przeżycia czegoś istotnego. Większą uwagę w sobie. Okres mojego intensywnego włóczęgo - hipisowania dobiegał końca. Łagodniałem (zanikł bunt) w stosunku do świata i ludzi. Ożeniłem się, urodziła się pierwsza córka. Ok 1979 roku wyjechałem, po raz pierwszy, na kilka lat za granicę, do Budapesztu. Co miesiąc - z kilkudniowym pobytem w kraju. A jednak, otwartość tamtego miejsca promieniowała. Moje kolejne samodzielne „odnajdywania”, w znacznym stopniu się ukierunkowywały. Pokrywając się zarówno z zainteresowaniami kontrkultury (młodość hipisowska), jak i z tymi, „wyniesieniami” przeze mnie, z pracowni na Piastowskiej. Wyjazdy moje - od kilkuletnich do kilkumiesięcznych - do kilku krajów, zbiegły się w znacznym stopniu - z okresem pobytu Andrzeja w Stanach. Jak wówczas uważałem, na stałe, co wiązało się z „zamknięciem” pracowni na Piastowskiej. W latach 90 – tych ub. wieku, wraz z pojawieniem się w moim życiu drugiej córki, wróciłem do kraju na stałe. Trzeci okres, od ok 1992/3 (?) do ... nadal. Pewnego dnia, moja starsza córka, już kilkunastoletnia, wróciła późnym popołudniem i oznajmiła, że była na ciekawej wystawie w częstochowskim BWA, która na pewno mnie zainteresuje, gdyż w jej odczuciu posiada odpowiadający mi klimat. Zaintrygowany faktem, że córka w taki sposób ją poleca, następnego dnia wybrałem się do BWA. Była to, jak się okazało wystawa twórczości Andrzeja Urbanowicza. Do dziś nie wiem, czy to myśl Andrzeja, że mieszkam w Częstochowie (o czym wiedział), czy intuicja mojej córki, a może przypadek – lub coś więcej – innego, ważnego – zaaranżowały, że na mojej ścieżce ponownie urealnił się adres Piastowska 1. I jakby nie istniała wieloletnia przerwa, zjawiłem się któregoś dnia na poddaszu w pracowni. Co ciekawe, dzięki temu, co wyniosłem wcześniej między innymi z rozmów z Andrzejem, spotkań ludzi, włóczęgi itd. - wiele z moich samodzielnych odnalezień, podczas kolejnych spotkań z Piastowską 1, stało się ich potwierdzaniem. Dotyczyło to np. Ewangelii Tomasza, A. Wattsa, S. Grofa, taoizmu, medytacji symboli (labiryntu, jaskini, itd). Przyjazdy do Katowic, nie ograniczały się jednak, jedynie do tego, znów pojawiły się między innymi nieznane mi (inicjacyjne) książki np. „Zdążyć przed Apokalipsą”,”Bohaterowie i groby”, „Słownik Chazarski”, „Inne Miasto”, „Kosmiczny Spust”, itd. a wraz z nimi to, co się - z tym wiązało. Było, jak obecność na polanie otoczonej lasem. Istnieniem ze świadomością, że mogę pójść w którąkolwiek, wybraną nieznaną ciemność lasu, aby znaleźć się na kolejnej nowej polanie. A wychodząc z niej - którąkolwiek z wybranych ścieżek, bezdrożem - na jeszcze innej. Gdzie obecność - w każdej z nich - wyjaśnia w odmienny sposób istnienie - polany, lasu, ścieżek, bezdroży – przestrzeni. Co ciekawe, a jednocześnie istotne - ilekroć, ze swej inicjatywy – przywoziłem do Andrzeja jakąś odkrytą przez siebie kolejną książkę; np. Kolankiewicza, lub „Słownik Symboli” Cirlot'a - okazywało się, że książki te są mu już znane. Mój pobyt w pracowni - czasem przejazdem, kilkadziesiąt minut, niekiedy znacznie dłużej - był i nadal pozostaje dla mnie dotknięciem otwartości - jakiegoś swoistego spokoju, a jednocześnie inspiracji, - wsłuchiwania się, czy to spotkanie wielu (w tym nowych, nieznanych mi dotychczas) osób, z jakiejś okazji lub po prostu np. rozmową z Andrzejem. Coraz silniej uświadamiałem sobie, co połączyło mnie z Piastowską 1. Odpowiedź pojawiła się w jednym zdaniu: „intencja jest kluczem”. Kolejne spotkania - podobnie jak wcześniejsze, choć niektóre z nich wychodziły już poza obręb pracowni – otwierały inną, nieznaną mi różnorodność. Np. moja drobna przygoda z Oneironem, poznanie podczas niej kolejnych osób, środy „Hermesowe” w Bellmer Cafe. Uczyły niekontrolowanego słuchania, patrzenia, odczuwania. Nadal preferuję włóczęgę, jednak już tylko od kilku do kilkunastodniowej. Dostrzegam wokół zmiany. To, co kiedyś było inspiracją znaną bywalcom i przyjaciołom Piastowskiej 1, przyciąga kolejne pokolenia. Odnajduję tego różnorodne ślady w innych środowiskach. Także wśród niektórych spadkobierców ruchu hipisowskiego w Polsce. Pojawiły się nowe polany. Ilekroć przyjeżdżam na Piastowską 1, choć ostatnio rzadziej, niezmiennie odkrywam jak żywe to miejsce, w którym przeróżne wydarzenia miały i mają swoje korzenie lub sfinalizowania. Miejsce to, kiedyś jedno z niewielu, wciąż pozostaje miejscem wolnej, odkrywczej myśli. Nierozłączne już z osobą serdecznego przyjaciela, Andrzeja Urbanowicza. Nie sposób przecenić związku z tym miejscem, wielu różnych twórców – inicjatorów, w tym interesujących kobiet, będących zarazem muzami tego miejsca. 1 października 2010 roku byłem w Warszawie na odbywającym się - w ramach festiwalu „Skrzyżowanie Kultur” - koncercie „Osjan + goście”. Najważniejszym z „gości” okazał się japoński aktor butoh Daisuke Yoshimoto. Niesamowite przeżycie. Wśród publiczności spotkałem: kilkoro przyjaciół pracowni na Piastowskiej 1, oraz przyjaciół z czasów mojego hipisowania, a także kilku młodszych. Czyż może być lepszy dowód, jak istotne okazały się – nie tylko dla mnie - spotkania z ludźmi i wydarzeniami związanymi z pracownią na Piastowskiej 1. Śmierć Andrzeja Urbanowicza w 2011 r - … Spotkałem na swej drodze i nadal spotykam wiele wspaniałych istot. Wiele od nich otrzymywałem i otrzymuję, także od samej natury, od życia; a sam na tyle na ile potrafię – mogę ofiarować tylko tę możliwość, którą tak jak umiem próbuję przekazać - adekwatnie do swego poziomu – otwartości … mimo moich blokad, zagubień, błędów, odczytań uczuć. Jedynie tyle, ile siebie, różnych istot, i z całej natury zdołałem otworzyć w sobie. Dziękuję nieustannie życiu zarówno - za moc, jak i za lekcje pokory. Staram się nawiązywać kolejne znajomości, które być może kiedyś przerodzą się w nowe przyjaźnie.
Ten wpis został opublikowany w kategorii Rozstaje. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Dodaj komentarz