Rozstaje 84

Przepływ
po – miedzy
lęku i ufności

Wpływ – przepływanie
………myśli Wschodu /w tym głównie buddyzmu Zen/ na ruchy kontestacyjne………
(przepływ kilku słów podpartych cytatami)
Włóczęga pozwala zobaczyć rzeczy inaczej, /…/ Człowiek przestaje być tylko obserwatorem. Wkracza na scenę. Rzeczywistość staje się intensywna. /…/Ziemia…/…/doświadczenie jej bliskości staje się niezwykle silne, pozostając na zawsze w pamięci.”[A]
Niektóre osoby uciekają od postaw humanisty, ale nie mogą żyć bez muzyki, sztuki, etc. Inne z kolei uciekają od świata techniki, ale przy realizacji swoich celów  techniką się posługują.Obie postawy uważa Pirsig za niedojrzałe /…/ Przedstawiając swe życie jako przykład kształtowanie się nowego modelu osobowości, Pirsig ukazuje historię wybitnego wykładowcy uniwersytetu, który przeżywa duchowy kryzys. Aby się odnaleźć, porzuca katedrę, żyje w hipisowskich komunach /…/ odbywa duchową pielgrzymkę ku źródłom filozoficznego dualizmu, z pozycji Zen dyskutuje z Platonem, Arystotelesem, Kartezjuszem, Kantem…/…/
Pojmuje, dlaczego narodził się wielki bunt młodzieży /…/Jego osobowość integruje w trzy warstwy świadomości, znaną z koncepcji Reicha “świadomość westernową”, “świadomość industrialną” i “świadomość kontestacyjną”. Los pokolenia hipisów, przestaje być dla niego zagadką./…/ Zarówno bowiem kontrkultura, jak i opozycja wobec niej opierają się na filozofii Zen jako jednym z fundamentów. /…/
[B]
Właśnie przeciw deformacjom w traktowaniu Zen – występuje J. Pirsig w w/w książce.
W procesie przepływania………myśli i idei Wschodu w stronę Zachodu …
emisariuszami byli “mistrzowie”. Czy to w sferze ducha, czy też ciała, w sztuce, psychologii i w filozofii, stali się oni ewenementem kultury Zachodu. Budzili podziw i szacunek dzięki niezwykle rozwiniętej umiejętności intuicyjnego wglądu w istotę rzeczy i stanów ludzkiej psyche. Oni właśnie przywrócili pierwotny sens słowom “medytacja”, “uwaga”…/…/
Choćby z  tego tylko powodu warto sięgnąć, również do tych źródeł –
czyniła tak część hipisów w pierwszych latach istnienia ruchu –
oczywiście z różnym skutkiem, zaangażowaniem, często spłycając
…………niemniej wpływ Zen – podobnie jak tantry, taoizmu…
na kontrkulturowe ruchy młodzieżowe lat 60/70 pozostaje bezsporny……..
Jacy byli mistrzowie Zen, nauczyciele?/…/
Tradycja buddyjska przekazuje obrazy ludzi pełnych humoru, spontanicznych i naturalnych, ale jednocześnie upartych, pełnych dziwactw, oryginałów. Wspólną cechą wielkich postaci Zen był antywerbalizm. Spotkania mistrzów nie obfitowały w słowa. “Jeden obraz jest więcej wart niż tysiąc słów”, głosi buddyjskie przysłowie. Mistrzowie preferowali ekspresje ruchową, gest, nad sztukę erudycji. W pewnym sensie stanowiło to jeden wielki buddyjski happening, teatr znaczeń.”[C]
Nie będę tutaj wnikał w myśl wschodu, czy w idee –
nie jestem osobą ku temu kompetentną –
Kiedy odwiedził Polskę jeden z mistrzów Zen . W auli Instytutu Psychologii Humanistycznej zgromadził się wielki tłum. Mistrz Joshu Sasaki reprezentował “zen amerykański”, przystosowany do cywilizacji technicznej. Wykazał się jednak tą samą intuicją, jaką zadziwiali jego poprzednicy. Nie odpowiadał na pytania, ale błyskawiczne oceniał “deformacje” umysłu pytających, ich werbalizm, erudycjonizm, płytki intelektualizm, schematyzm.”[D]
Wobec niewielkiej ilości duchowych – autorytetów we współczesnej cywilizacji,
przede wszystkim zachodniej, oraz przy przemilczaniu istnienia podobnych mistyków w tradycji i historii świata zachodniego – zapotrzebowaniu – temu sprostał Wschód.
Wraz z nim przypłynęły –
Kabuki, munraku, tradycyjne formy teatru, uznające za centrum sztuki aktorskiej rytuał –kata-, tajemnice ruchowej kontemplacji wielkich artystów Zen, sztuka wschodu m.in. japońskie malarstwo kontemplacyjne, poezja haiku, ikebana, kendo, aikido, karate, kyudo – sztuka łucznictwa – których wspólną podstawą jest wiedza Zen – stały się nagle w kręgach kontestującej młodzieży Zachodu ezoteryczną wiedzą, misterium inicjacji/…/ legendy o buddyjskich mistrzach, artystach kontemplacji i filozofach – były niezwykłą zdobyczą epoki buntu. Ambasadorem zen był sam zen. “Gdy do głębi zrozumiesz jedną rzecz – głosił Shunraya Suzuki – zrozumiesz wszystko”. Spontaniczność i naturalność, antywerbalizm i intuicjonizm zen propagowali malarze.
W sferze muzyki John Cage wiązał z zen teorie kontrapunktu. Odżyły echa dziewiętnastowiecznej fascynacji Orientem, jaka za czasów Emersona i Thoreau ogarnęła Amerykę. A. Watts, J. Kerouac, Ernst Wood, poeta Gary Snyder …stali się idolami młodzieży właśnie dzięki związkom z tradycją zen. Daisetz Suzuki wydał wiele prac o buddyzmie, organizował dyskusje z psychoanalitykami, wpływając w dużym stopniu na ich koncepcje nieświadomości i psychoterapii. O tego typu spotkaniach pisał Erich Fromm/…/ [E]
Wszystko to echem przepływało do Polski – w prywatnych tłumaczeniach –
pisanych na maszynie lub przepisywanych ręcznie…….
krążących także wśród polskich hipisów.
Najwięcej zasług w tym względzie ma Piastowska 1 i jej przyjaciele.
Natomiast sama Ameryka i Europa Zachodnia chłonęła Wschód – pełnymi garściami –
Z buddyzmem Zen wiąże się przede wszystkim działalność diggerów, ciesząca się wśród kontestującej młodzieży ogromnym szacunkiem. Ich wzorem były podobno wspólnoty kopaczy torfu zwanych diggerami, z XVII w, niszczone , mimo programowej życzliwości dla otoczenia diggerzy budzili lęk i nienawiść, ponieważ samorzutnie zajmowali nieużytki. Legenda głosi, że nigdy się nie bronili. Nawiązywali bowiem do wzorów wczesnochrześcijańskich, dzieląc dach nad głową, pracę i zarobki, głosząc równość, uczciwość i szczerość. Pragnęli uciec od zła współczesnego im społeczeństwa. Ich idee przejęli diggerzy XX w, opiekunowie kontestującej młodzieży, najbardziej wykształcona i świadoma formacja kontrkultury. Jej związek ze wspólnotami zen jest powszechnie znany. Organizując wszystko, diggerzy kierowali również organizacją nauki medytacji, teatrami ulicznego happeningu, wielkimi akcjami, seansami “love-in”…itp. Szczególnie w sferze sztuki można zauważyć związki działalności diggerów z filozofiami i religiami Orientu, a najbardziej z najbliższym im duchowo happeningiem życia.”[F]
Specyficznym odpowiednikiem ich działalności w Polsce –
była pomoc m. in. części undergroundu i awangardy artystycznej /tamtych lat/ Warszawy, Krakowa, Katowic – od niej m. in. pochodziły tłumaczenia wymieniane w tym tekście – podobnie zainteresowanych ruchem było kilku psychologów i intelektualistów sugerujących polskim hipisom kierunki poszukiwań……
/jedynie częściowo wzorowanych na kontestacji zachodniej/.
Ludzie ci – stali się dla polskich hipisów – swoistymi przewodnikami duchowymi.
……..powracając do cytatów………
Diggerzy cieszyli się wśród /amerykańskiej/ młodzieży wielkim szacunkiem.
Hasło kontestacji – “robić swoje” – rozumieli jako sieć organizacyjną /…/służbę społeczną dla kontrkultury,/…/wykonywana dla idei, według zdolności, bezpłatnie/…/ Zajmowali się bezpłatną dystrybucja żywności w tzw. free shops, prowadzeniem tanich stołówek, reperacja starych samochodów, szyciem i leczeniem, skupem terenów na campingi, kasami zapomogowymi (hipisowskie “banki”),wypożyczaniem starych mebli, transportem, kwaterunkiem, wyżywieniem i zdrowiem hipisów…itd., ukrywali w samochodowych wspólnotach dezerterów. O duchowym związku diggerów z zen świadczy wiele wydarzeń. Ich deklaracje przenika klimat koanu: “Diggerzy praktykują formę zen w takim stopniu, w jakim zburzyli słowa, zastępując je czynami, jako jedynymi realnościami. Działanie jest jedynym sposobem istnienia, pisał Lao Tse. Twierdząc, że nikt nas nie zna, mamy łzy w oczach, ale jednocześnie porozumiewawczo mrugamy do was. Rozumienie łączy się bowiem z kontrolą”[G]
………Zapożyczone z kręgu kultury Orientu znaczące elementy buntu młodzieży są ważne, ale nie jedyne. Jeśli chodzi o stronę organizacyjną w Polsce – nie było tak specyficznej grupy jaką stanowili diggerzy, organizacją zlotów i spotkań zajmowali się w sami hipisi –
……..często nieformalni „liderzy” poszczególnych miast –
np. zlot w Chęcinach k/Kielc “zainicjowany” został przez „Zielonego” z Kielc.
Z tego powodu – ludzie ci byli szykanowani przez SB – karani kolegiami lub więzieniem – nie będę tu wymieniał ich pseudonimów –
(nie chodzi tu o tworzenie martyrologii)…
szykanowani wówczas byli w różnym stopniu wszyscy hipisi.
/rok później Zielony – zmienił z tego powodu pseudonim/.

………przypowiastka dla (nie)zorientowanych…………..
kiedy uchodzi z kogoś para
odejść z postawy tej się stara
ku takiej, która wobec życia
niewiele ma już do ukrycia

Np. obiektywnie (próbując)
………..w Kościele katolickim – oraz w jego działalności – odnotowuje się wiele wspaniałych postaw – np. – Kamilianie. Nie przyklejajmy uogólniających łatek –
nie krytykujmy bezzasadnie,
lecz także nie przypisujmy sobie lub komuś samych tylko zasług, kimkolwiek jesteśmy – bez względu na naszą postawę wobec jakiejkolwiek opcji (świato)poglądowej.
Poznać – to coś więcej niż ocenić – ocena pozostaje powierzchnią –
a serwowanie argumentami jedynie za lub przeciw
……………stanowi rodzaj gry – do jednej bramki……….
Określanie bytu często przekreśla świadomość.

Proste ćwiczenie
Medytacja Vipassana
Istnieje pewien rodzaj medytacji buddyjskiej, zwany Vipassana –
Medytacja ta jest w istocie procesem, gdyż skupia się na świadomości takiej, jaka występuje w każdej chwili. Wraz z poszerzeniem się świadomości bezpośredniej zwiększa się wybór zachowań, jako że znikają zachowania “automatyczne”.
Ćwiczenie:
Przez pięć minut trzymaj oczy zamknięte i powtarzaj w myślach:
W chwili obecnej jestem świadom/a/……”

DLA
………..strudzonych, wymęczonych i przybitych – poziomem –
opisu poruszanych w rozstajach tematów –
kolekcja nieco weselszych frazesów –
……….Patrząc w słońce – nigdy nie trać z oczu swojego rozleniwienia
……….Nie można się bronić – jeśli druga strona nie po-siada dobrej nie – woli
……….Winny być zachowane granice przy określaniu każdego ograniczenia
……….Od-powiedzialność nie ma nic do – powiedzenia
……….Poszukuję doboru kiedy nie mam wyboru
……….Otwarcie staje się zamknięciem tego, co istnieje w tym, czego nie dotyczy
……….To, czego nie rozumiem nie znajduję poza zasięgiem swojego zrozumienia
……….Gdy treść przerośnie formę czyni się wyniosłą
……….Nie wszyscy na tym świecie pozostają nim przekonani
……….To, co niepewne – winno unosić się w powietrzu
……….Wiele zależy do tego, co i jak się założy
……….Przestawianie się na robienie z siebie przedstawienia
……….Myśleć nierozumnie resztkami rozumu
……….Wymądrzanie się bywa przywiązane do własnej głupoty
……….Przypisywanie i bzdury mają wiele wspólnego
……….Nie zawsze rodzaj wpływa na swój urodzaj
……….Za – zwyczaj poleca się ten kto ma ten zwyczaj
……….Nawet koniec mieści się w nieskończoności………

Człowiek w swej istocie stanowi jedność: ciało, umysł, uczucia, funkcjonowanie interpersonalne i duch są przejawami jednej esencji. Każda myśl, gest, napięcie mięśniowe, uczucie, burczenie brzucha, swędzenie w nosie, dzwonienie w uszach, przejęzyczenie, choroba – wszystko jest istotne i znaczące oraz odnoszące się do t e r a z. Można siebie poznać i zrozumieć siebie w tych wszystkich wymiarach i im więcej jednostka wie o sobie, tym bardziej jest niezależna w określaniu swojego życia. Jeżeli rozumiem, co mi mówi moje ciało – znam swoje głębokie odczucia i jestem w stanie wybrać sposób postępowania./…/
Mając kompletną wiedzę o sobie jestem zdolny określać swoje życie, nie posiadając zaś tej sztuki, kontrolowany jestem w sposób często niepożądany, nieproduktywny, dręczący czy mylący. Jako przykład – ćwiczenie. Będzie to mieć większe znaczenie, jeśli wykonasz je teraz, przed dalszym czytaniem. Zamknij oczy i wyobraź sobie, że bardzo mocno chcesz być gdzieś indziej, ale ja zmuszam cię do pozostania tu, gdzie jesteś. Zrób to przez około minutę zanim znów zaczniesz czytać. A teraz zastanów się, gdzie to uczucie umieściło się w twoim ciele. Ludzie odczuwają to różnie: w twarzy, szczękach, ramionach, pasie czy nogach. Ja zwykle odczuwam to najsilniej jako napięcie w gardle. Pewnego dnia siedziałem w pokoju mojego przyjaciela rozmawiając z dwojgiem ludzi. Nagle poczułem silny ucisk w gardle. Pamiętając to ćwiczenie zacząłem zastanawiać się, czy chcę czy nie – być gdzie indziej./…/Kiedy stałem się świadom tego konfliktu, mogłem podjąć świadoma decyzję, czy zostać, czy pójść./…/ Zostałem. Zrzuciłem poziom konfliktu z ciała na świadomość i tam go rozwiązałem. A zatem moje ciało nie musiało wchłonąć konfliktu, nie musiało przygotowywać się do aktywności w dwu sprzecznych kierunkach. Zdecydowałem się na rozszerzenie tego wglądu na przeziębienie gardła, które miałem w tym czasie. Wszystkie moje przeziębienia, jak pamiętam rozpoczynały się od gardła i rozszerzały na całą głowę. Prawdopodobnie znaczyło to, że rozpoczynały się, kiedy nieświadomie mocno przez dłuższy czas chciałem być gdzie indziej i chrypka była rezultatem przedłużonego podrażnienia w związku z ciągłym napięciem./…/
Jestem obecnie w trakcie identyfikacji sygnałów z innych obszarów ciała. Co oznacza napięcie mojej klatki piersiowej, zgaga w żołądku, ból głowy…
Jestem pewien, że są to wszystko sygnały jakichś nie nierozwiązanych konfliktów, które nie znalazły miejsca w świadomości i muszą w związku z tym być wyrażone przez ciało./…/
Pewne emocje mają silną tendencję do pojawiania się w specyficznych częściach ciała. Jak strach i złość w żołądku, zagrożenie w karku i ramionach. Każdy może odnaleźć swój własny wzór /pattern/…/
Pamiętam kobietę, której palce stóp były podkurczone, a zatem stosunkowo niewielka powierzchnia stopy stykała się z ziemią. Jej problemem emocjonalnym był brak stabilności, nie “stała mocno na ziemi”, była “popychadłem”, nie czuła gruntu pod stopami. Jej mąż ciągle robił rzeczy raniące ją, a ona nie potrafiła “postawić się”. Są to wszystko jej spontaniczne sformułowania. Poddana została metodzie głębokiego masażu lub dokładniej procesowi reorganizacji wiązek mięśni zwanej – rolfingiem./…/ Fizyczna korekta stopy doprowadziła do rozwiązania tego problemu na poziomie świadomości. Oczywiście wiele innych rzeczy musi się zdarzyć równocześnie, aby uzyskać taki efekt, ale zmiana fizyczna była tu centralna.
Założenie jedności człowieka umożliwia wprowadzenie wielu technik, których celem jest pomoc w uzyskaniu większej samoświadomości, aby móc osiągnąć pewne cele terapeutyczne i móc pełniej cieszyć się sobą./…/
Aspekt terapeutyczny to umiejscowienie bloków napięć i konfliktów i znajdowanie sposobów przełamania ich. Aspekt edukacyjny to uzyskiwanie kontroli nad własnym istnieniem i robienie tego, czego się pragnie.
Teoretycznie możemy mówić o czterech stanach tkanki mięśniowej. Stany te są podstawowe dla wszystkich koncepcji ludzkiego rozwoju, włączając w to terapię i edukację.
Pierwszy stan, to ten, w którym tkanka jest idealnie normalna i zdrowa i silny nacisk przyjmowany jest bez bólu. Wówczas osoba może naprężać się lub rozluźniać, jak chce./…/
Nie ma żadnych bloków. Tkanka może transmitować energię w normalny sposób./…/
Drugi stan zawiera napięcie, jeśli jednak zostanie poddana naciskowi z zewnątrz i osoba taka zostanie poproszona o skoncentrowanie się na punkcie nacisku, będzie ona zdolna zmusić mięsień do rozluźnienia się i przyjęcia nacisku bez bólu/…/ mięsień naprężył się aby zabezpieczyć się przed ponownym/…/ ale naprężenie jest na tyle drobne, aby oparcie, wiara i pomoc osoby z zewnątrz doprowadziły do samodzielnego rozluźnienia./…/
Trzeci stan to taki, w którym zachodzi interakcja poziomu psychologicznego i fizycznego.
Jeśli naprężony mięsień chroni przed zagrażającym doświadczeniem dla którego zewnętrzne psychiczne oparcie jest zbyt słabe, wówczas kombinacja oparcia psychicznego z zewnętrznym naciskiem na ten mięsień może być wystarczająca dla usunięcia napięcia. Napięcie chroni przed łzami, złością, strachem czy czymś podobnym i jeśli zostanie ono spenetrowane fizycznie, przestaje pełnić swoja rolę i uczucia uzewnętrzniają się. Ściana, za którą osoba ukrywa się zostaje zburzona, ukazując ja w “przycupniętej pozycji”/…/
Czwarty stan występuje, kiedy mięsień jest napięty i nie rozluźni się nawet w warunkach oparcia. Tkanka jest na stałe w traumie i potrzebne jest więcej niż oparcie i nacisk aby zlikwidować defensywne napięcie. Cokolwiek jest przez to napięcie chronione, wymaga to innej pracy, prawdopodobnie psychoterapeutycznej, aby powstała na tyle bezpieczna sytuacja, aby ta osoba stała się podatna./…/
Ta sytuacja z tkanką ciała jest podobna do psychologicznej represji i supresji.
Teoria represji mówi, że pewne wspomnienia, z powodu zagrażającej treści, wypierane są ze świadomości albo w wyniku procesu nieświadomego/ wyparcie czyli represja/, albo tez przemyślanego /tłumienie impulsu czyli supresja/. Procesy te prowadza do wielu nie powiązanych aktów, będących sposobami radzenia sobie z wypartym/…/
Podobieństwo stanów tkanki ciała do sytuacji psychologicznych jest uderzające.
W obu wypadkach ciało lub psyche demonstruje szereg zaburzeń wymagających serii technik, różniących się siła i różnorodnością./…/
Wyparta myśl, lub uczucie objawia się chronicznym napięciem mięśnia /lub podobnym zjawiskiem fizycznym/ w konkretnym, odpowiednim miejscu ciała. Stopień represji manifestuje się fizycznie podatnością na nacisk i zdolnością do powrotu do normalnej fizycznie pozycji.”
[skojarzenia np. z pozycjami jogi ……itd.]
Inny sposób pojmowania tego zjawiska, to koncepcja konfliktu. Napięcie mięśnia może być widziane jako rezultat konfliktu cielesnego; jedna część człowieka może używać mięśnia, podczas gdy druga usiłuje nie dopuścić do tego. W efekcie mięsień przygotowuje się do akcji, lecz wtedy jest stopowany, będąc nadal w stanie gotowości, cykl energetyczny nie zostaje doprowadzony do końca. Zdarza się to np. kiedy dziecko chce uciec,/odejść/ z domu. Jego nogi przygotowują się do biegu, ale boi się ono równocześnie samotności i konieczności bycia samodzielnym, a więc nie wprowadza biegu w czyn. Jeśli występuje to wystarczająco długo, mięśnie nóg mogą stać się chronicznie skurczone, napięcie dosłownie “ucieleśnia” konflikt./…/
Kiedy zdarza się sytuacja na tyle nieprzyjemna, aby nastąpiło wymazanie jej ze świadomości, powstaje blokada zatrzymująca część życiowego przepływu energii. Jeśli ten typ wydarzenia powtarza się wystarczająco często, zarówno ciało jak i psyche zmieniają się, tworząc stałą blokadę w postaci chronicznego napięcia mięśnia, które powstrzymuje uczucie, /emocje/ przed dotarciem do świadomości. Terapia jest próba otwarcie tej blokady, aby mógł być kontynuowany pełen przepływ./…/
Zjawisko stawania się bardziej świadomym swego ciała może być osiągane przy pomocy innych technik, np. następującej:
zasłońcie oczy i uszy i skupcie się na poszczególnych częściach ciała, jednej na raz, zaczynając od góry; czoło, oczy, usta, gardło, szyja, kark, ramiona, ręce, pierś, plecy, brzuch, pośladki, genitalia, uda, tylna część ud, łydki, kostki, stopy. Potem zacznijcie od peryferii – skóry i stopniowo drążcie do środka, do swego rdzenia. W niektórych częściach poczujecie ciarki, w innych zupełnie nic. Zwróćcie uwagę, które części czujecie, kiedy koncentrujecie się na nich, a które pozostają martwe.
Istnieje możliwość zrobienia mapy świadomości ciała posługując się tą metodą.
[stosuje ją wielu polskich psychoterapeutów
m. in. W. Eichelberger,… J. Santorski….]
Pewne partie ciała są nierozerwalnie częściami całości, inne są dosłownie odrzucone i osamotnione. Badanie faktury i temperatury skóry daje inny klucz do określenia stopnia integracji jakiejś części ciała z całą osobą. Opuszczone części często maja ciało mało jędrne, słabo odżywione w związku z brakiem uwagi i dbałości o nie./…/
I znów związek psyche z ciałem jest uderzający. Mapa świadomości ściśle powiązana jest z integracją osobowości. Martwe punkty wskazują brak integracji postaci z całą osobą. Jeśli martwa jest np. strefa genitalii oznacza to, że seksualność nie jest skoordynowana z resztą postaci.
Zawsze kiedy jakiś obszar psychologiczny trudny jest dla kogoś do zasymilowania: niech to będzie sex, agresja, miłość, łzy, złość, czy nawet jakaś idea – będziemy mogli znaleźć odpowiadający mu obszar ciała w podobnym stanie.”[H]

Przypisy:
[A] rozstaje polecając cytują – fragmenty z książki – R. Pirsig’a – ”Zen i sztuka oporządzania motocykla” Wyd. Rebis, tłum. Tomasz Bieroń
[poniżej z obwoluty książki]
/…/Zen i sztuka oporządzania motocykla” urosła do rangi symbolu, /…/dla całego pokolenia sfrustrowanej młodzieży/…/, dla pokolenia hipisów poszukujących nowych wartości w społeczeństwie/…/ Jest to książka o wolności jako podstawowej wartości w życiu człowieka; ukazuje alternatywną – w stosunku do mieszczańskiego społeczeństwa/…/przełomu lat sześćdziesiątych – drogę osiągnięcia szczęścia i sukcesu w życiu. Wybitne wartości kulturotwórcze tej książki sprawiły, że na stałe weszła do kanonu literatury światowej.”
[B] – [G] rozstaje polecając cytują – fragmenty recenzji książki R. Pirsig’a „Zen i sztuka ….”
[H]rozstaje polecając cytują – Wiliam C. Shutz “CIAŁO – UMYSŁ – ENERGIA”[fragmenty, całość w – „Gestalt” – Dwumiesięcznik nr 3/4/1996]

Suplement:
(pro)pozycje muzyczne
..EATRH OPERA
The great American eagle tragedy”
..EDGAR BROUGHTON BAND
Edgar Broughton Band”
Wasa wasa”
..EMBRYO
We keep on”
Reise” [Embryo reise]
One night in Barcelona”
…FIELDS OF THE NEPHILIM
The Nephilim”
Elizium”
..FORD ROBBEN
Talk to you daughter”
Handful of blues”
..GREEN PETER
In the skies”
Blues by Green”
..GRACIOUS
This is….Gracious”
..GRAHAM BOND
The sound of”
There’s a Bond between us”

(pro)pozycje książkowe
1) R. M. Pirsig – “Lila – Rozprawa o moralności”, wyd. Zysk i S-ka,
tłum.Tomasz Bieroń
[fragmenty z obwoluty książki]
/…/ to druga kultowa książka R. M. Pirsiga/…/
ponownie zabiera nas w oszałamiająca i wspaniałą podróż do sedna zachodniej tożsamości i przeznaczenia/…/ Tę przystępną powieść powinien przeczytać każdy, aby zapobiec dalszej atrofii naszych zasuszonych idei”

2) “Nauka Sri Ramana Mahariszi” – wyd. Pegaz, wybór, opracowanie i tłumaczenie na język polski – Wanda Dynowska-Umadevi……….
[z wstępu] – /…/”Prawdziwym celem człowieka jest pełen rozwój całej jego natury/…/”

(Dia) – gnoza cieniutkiej linii dzielącej – chorobę od zdrowia, cierpienie od kolorytu.
Eugeniusz Brzezicki
Schizophrenia paradoxalis socialiter fausta”
[fragmenty rozpoznania – całość w „Folia Medica Cracoviensia” 1961 r.]:
Filozof rzymski z czasów Nerona, Seneka, wypowiedział zdanie:
-Nullum magnum ingenium sine addidamente vesaniae; – znaczy to, że nie może mieć większych zdolności ktoś, u kogo nie wyczuwa się objawów zaburzeń psychicznych./…/
potwierdzają to liczne biografie uczonych, poetów i wynalazców./…/ Wiemy bowiem, że niepokój i lęk tworzą zaczyn, potrzebny dla nowych myśli./…/ W okresach depresji przygnębienie nie pozwala, by ludzie zdolni byli do tworzenia czegoś nowego. W okresach podniecenia natomiast czują się często nie tylko szczęśliwi, ale są w tym okresie błyskotliwi i ich kojarzenia myślowe są ułatwione. Wtedy też tworzą coś nowego znacznie łatwiej.
/…/ Schizofrenia jest chorobą, którą psychiatrzy uważają za chorobę społecznie niekorzystną, prowadzącą, zgodnie z dotychczas uznanymi konsekwencjami, zawsze do rozpadu osobowości i degradacji społecznej. W swojej praktyce spotkałem jednak liczne przypadki, w których schizofrenia zmieniła kogoś na korzyść./…/
Syndrom paradoksalny w swej konsekwencji, gdyż podnosi ludzi cierpiących na schizofrenię na wyższy etyczny bądź duchowy poziom, a nie obniża ich, jak to bywa zwykle i najczęściej./…/
dotąd nie wydzielono jeszcze tego syndromu, mimo że wielu psychiatrów na pewno wie, iż takie przypadki istnieją/…/ U niektórych ludzi zjawiają się nagle w czasie choroby zdolności, które nie były zauważone przed chorobą. /…/
Zainteresowały mnie przypadki, które wykazywały na stałe wzlot ku wyżynom Parnasu, wykazując zdolności poetyckie lub malarskie. Interesowali mnie także naukowcy, którzy po przebytej schizofrenii sięgnęli po laury naukowe, czego nie spodziewano się po nich przed chorobą. Jedno jednak zauważyłem z całą pewnością: otóż ci wszyscy chorzy, których znałem i badałem, a którzy byli przed choroba materialistami czy pozytywistami, zaczęli, w czasie choroby i po niej, myśleć metafizycznie i mistycznie./…/
Jeden szczególnie inteligentny schizofrenik, powiedział mi: -Pan żyje w świecie trójwymiarowym, a mnie otworzyło się okno na przedziwny świat dwu- i czterowymiarowy i widzę tam rzeczy, których pan nawet nie przeczuwa-/…/
Oto przypadek Augusta Comte, który stworzył /…/dla psychologii i psychiatrii/…/ coś nowego.
To bowiem, co obecnie psychologia amerykańska uważa za podstawę zdrowia psychicznego, a mianowicie zdolność przystosowanie się do warunków otoczenia – adjustment, Anpassung – czyli to, co on nazywał zależnością i regulacją naszych myśli od bodźców świata zewnętrznego,/…/ Ponieważ sam cierpiał, analizował tę chorobę i uważał, że jest to załamanie się równowagi psychicznej wskutek braku przystosowania się./…/
Gerard de Nerval był znanym i cenionym poetą romantycznym/…/ prawdziwym członkiem cyganerii paryskiej./…/ Dane dotyczące jego twórczości wykazują, że tylko w okresach choroby umysłu powstawały najlepsze jego dzieła i tylko w okresach psychozy tworzył swe genialne poezje./…/ w szpitalu psychiatrycznym napisał swoja najlepsza pracę pt. Sylwia, która dotychczas zachwyca wszystkich znawców. Po krótkim okresie zdrowia psychicznego znowu powrócił do szpitala. Halucynował wtedy, rozmawiał ze swoim drugim “ja”, ale równocześnie napisał wspaniały poemat o Aurelii, /…/ W ostatnich miesiącach ( przed samobójczą śmiercią) zaczęła się jego ostatnia walka między dwiema osobowościami mieszkającymi w nim. Pisał wtedy pamiętniki, w których ‘zdrowe ja opisuje pamiętniki chorego ja”. Pamiętniki te są bardzo ciekawe i zupełnie nie wskazują na chorobę psychiczną./…/
Z przedstawionych przypadków przebytej schizofrenii, z załamaniem się linii życiowej w kierunku dodatnim, wynika wyraźnie, że w niektórych przypadkach, zresztą dość częstych zwykle u ludzi zdolnych i inteligentnych, może przejść do przemiany osobowości in plus./…/
Mam dane psychiatryczne o wielu żyjących jeszcze naukowcach, poetach i malarzach, którzy przebyli schizofrenię paradoksalną i społecznie korzystną. Ponieważ żyją jeszcze, nie opisuję ich w tej pracy, lecz ograniczam się do opisania ludzi, którzy już nie żyją. Z historycznych postaci przebyli podobny stan m. in.: Torquato Tasso, Jean Jacques Rosseau, Edgar Allan Poe, Ernest Theodor Amadeusz Hoffmann, Fryderyk Holderlin, Emanuel Swedenborg, August Strindberg i wielu, wielu innych./…/
…Adam Chmielowski, malarz, bawił się, hulał, grał w karty i żył bardzo rozrzutnie. W 1880 r nagle, ku zdziwieniu wszystkich zaczął zmieniać się psychicznie, stał się jakiś inny i smutny, wstąpił do nowicjatu jezuitów, w owym czasie zachorował na chorobę psychiczną. Na polecenie przełożonych klasztoru został zabrany przez swego brata do majątku na Podolu. Choroba trwała około roku. Powoli się poprawiał i chociaż jeszcze halucynował, zaczął się rodzić u niego inny charakter. Sam Chmielewski mówi o tym:
Pamiętajcie, że w roku 1880 umarł Adam, a urodził się Brat Albert. I rzeczywiście, człowiek ten zmienił się zupełnie pod względem charakteru; był zawsze wytworny i uprzejmy, ale przy tym bardzo miłosierny i dobry. Stał się społecznikiem wysokiej klasy. Znalem go osobiście i sądzę, że u niego zmieniło się po przebyciu schizofrenii nie to, co nazywamy całą osobowością, tylko ta część osobowości, która nazywamy charakterem etyczno-moralnym. Przed chorobą był oryginalnym członkiem cyganerii malarskiej, hulaką bezmyślnie obchodzącym się z pieniędzmi i człowiekiem, który za kołnierz alkoholu nie wylewał. Po chorobie zrodził się usłużny, pokorny i miłosierny człowiek, oddany na usługi biednym i nieszczęśliwym. Stworzył on wtedy ostoję w wielu miastach dla bezdomnych nieszczęśliwców i poza tym założył zakon albertynów, służący chorym i biednym./…/ By lepiej zrozumieć znaczenie tej zmiany, trzeba się wczuć w atmosferę owych czasów. Poza tym trzeba pamiętać, że opieka nad biednymi podówczas miała charakter dobroczynności zdawkowej./…/
Wcześniejszy przypadek,/…/ to człowiek żyjący na przełomie XII i XIII wieku. Jak wynika z jego biografii, również dotknięty schizofrenią. Poziom etyczny i moralny po przebytej chorobie tak wysoko u niego się podniósł, że uważany jest za świętego./…/ Znane łacińskie przysłowie – per aspera ad astra [“przez ciernie do gwiazd”] – najlepiej ilustruje ten wzlot/…/
Oczywiście, opis biograficzny człowieka z XIII wieku, nawet oparty o najbardziej źródłowe i wyczerpujące dane, nie może być tak dokładny, by można było z całą ścisłością podać diagnozę choroby umysłowej, którą był dotknięty. Niemniej jednak, opierając się m.in. na dziele R. P. Cuthberta, opracowanym na podstawie bardzo żmudnych i dokładnych badań historycznych, /…/ Giovanni Bernardone z Asyżu, chorował na schizofrenię. W młodości/…/ był tak rozrzutny, że koledzy jego mawiali: – żyje jak książę, a nie jak syn kupca-/…/
Przezywano go w domu “Francesco” i to imię pozostało mu już na stałe. /…/ Ponieważ był zarozumiałym synem bogatego kupca, martwiło go to, że nie był szlachcicem. Dlatego w swych podróżach Francesco przynajmniej udawał bogatego szlachcica, wkładając na siebie bogatą zbroję i mając liczną świtę. Urodził się w bardzo ciekawym okresie średniowiecznego mistycyzmu /…/ Walczył przeciwko Perugii, ale w pierwszej bitwie dostał się do niewoli. Perugianie nie postępowali delikatnie z jeńcami/…/ I już tutaj towarzysze jego z więzienia zauważyli, że Francesco dziwacznie się zachowuje i za dużo się śmieje. Na pytanie dlaczego jest tak rozradowany, mimo że siedzi w więzieniu, odpowiadał, że “-widzi już dzień, gdzie cały świat pokłoni mu się w hołdzie-/…/ Powrócił do domu, ale długo chorował na “febrę”. W czasie tej “febry” zmienił się bardzo, słyszał głos Boga i rozmawiał z nim. Choroba uspokoiła się i Francesco zaczął na nowo bawić się i hulać z kolegami. W r 1205 prowadzona była wojna miedzy Księstwem Papieskim a Sycylią. Ponieważ chciał być pasowany na rycerza, zaciągnął się do armii /…/ chciał szlachcie zaimponować najpiękniejszą zbroją, jaka mógł dostać i liczną świtą. /…/ był pełen dumy ze swojej przyszłej rycerskiej kariery i mówił do swoich przyjaciół, że jest pewny, iż zostanie możnym księciem. Nagle w swej podróży, usłyszał w Spoleto głos, który mu nakazał powrócić do Asyżu. Ku zdziwieniu otaczających, zawrócił konia i powrócił do domu/…/ W tym okresie stał się nagle zamyślony, nie jadł, nie chciał pić, nie mógł wymówić słowa ani wykonać żadnego ruchu. Leżał w łóżku jak statua. Halucynował wtedy często, słyszał glosy, rozmawiał głośno, krzyczał i płakał, odpowiadając na słyszany glos Boga. Po kilku tygodniach uspokoił się psychicznie, i postanowił zarabiać pieniądze, tak jak żebrak, jałmużną. Wstydząc się to robić w Asyżu, wyjechał do Rzymu i tam, nawiązawszy stosunki z żebrakami, kupił od jednego z nich łachmany żebracze i zaczął żebrać na ulicach Rzymu. Wieczorem jednak przebierał się za szlachcica i wydawał mnóstwo pieniędzy na hulanki. Ten stan podwójnego życia trwał jednak tylko kilka tygodni, gdyż znowu usłyszał Francesco głos wewnętrzny, który mu kazał wrócić do Asyżu./…/Powróciwszy do Asyżu, usłyszał głos Boga, który mu nakazał odbudować kaplicę, odległą, zrujnowaną i nikomu niepotrzebną. Ukradł ojcu towar ze składu i sprzedał go wraz z zaprzęgiem./…/ Ojciec, który tymczasem powrócił, zaniepokoił się dziwnym zachowaniem syna, a ludzie – teraz cytuje dosłownie z dzieła Cuthberta – odnosili wrażenie, że “Francesco postradał zmysły”. Ojciec,/…/ zamknął go w komorze, by nie mógł wychodzić i stykać się z ludźmi. Poza tym był rozzłoszczony, że syn go okradł i wydal pieniądze na odbudowę kaplicyOddał syna pod sąd konsulów w Asyżu, /…/ Orzeczenie sadu biskupiego brzmiało: – Bóg nie pragnie, aby wspomagano jego kościół dobrem źle nabytym. Po wyroku, w sali sadowej, Francesco rozebrał się do naga, oddał pieniądze, a nawet ubranie ojcu, /…/Od tego czasu chodził w Asyżu już jako żebrak i prosił./…/ Oczywiście wszyscy uważali go za szaleńca./…/
W tym czasie halucynował ciągle /…/ później uspokoił się i zaczął szukać ludzi, którzy by chcieli mieszkać razem z nim i z nim pracować./…/ Późniejszy szacunek, który zaczął otaczać tego niezwykłego człowieka, był całkowicie usprawiedliwiony; w okresie bowiem rozkładu Kościoła,/…/ w okresie zepsucia, ten niezwykły człowiek podnosi siebie, jak i cały zakon, na wyższy poziom moralny. Jak wiadomo, zakon ten odegrał w XIII i XIV wieku wielka rolę społeczną /…/Postać tego człowieka wydaje się dla wielu pełna sprzeczności i niezrozumiała./…/
Rzeczywiście, jest w tym człowieku coś dla nas obcego; alienus znaczy “obcy” /…/
Biorąc pod uwagę całą biografię Francesco Benardone, widzimy, ze nawet w latach młodzieńczych był on oryginałem dziwnie się zachowującym i niepodobnym do innych hulaków, swoich kolegów. /…/ U Francesco intelekt, siła dążeń i rozum oraz umiejętność osądu była po chorobie zupełnie normalna. Natomiast jego charakter zmienił się diametralnie. Z hulaki powstał człowiek o gołębim i miłosiernym sercu, z zarozumialca – człowiek dobry, uczynny, a nawet pokorny./…/
Konkluzja – zdecydowana większość chorych pozostaje w schizofrenii z umysłowym stanem zdrowotnym – in minus – zdarzają się jednak przypadki u osób o “specyficznym charakterze” – że ulegają poprzez tę chorobę – przemianie na korzyść.

Informacje o rozstaje

Urodziłem się w 1949 r. W młodości freak-włóczęga; w latach 60/70, należałem do pierwszego pokolenia polskich hippies. Następnie, byłem mieszkańcem kilku europejskich miast, gdzie pracowałem w różnych zawodach i miejscach. Między innymi w Budapeszcie, Frankfurcie nad Menem, Heidelbergu, Freibergu, Strasburgu, Hamburgu. Pozostaję - w pewnym sensie - samoukiem. Mimo matury w Liceum Ekonomicznym, nigdy nie pracowałem w wyuczonym zawodzie. Do dziś związany, choć znacznie luźniej, ze środowiskami kolejnych pokoleń spadkobierców polskich hippies (np. Rainbow Family). Wśród których próbuję propagować zainteresowania i przemyślenia jakie wyniosłem między innymi z pracowni Piastowska 1. Nadal - niekiedy - staję się włóczęgą, także przestrzeni wewnętrznej. Na przełomie lat 60/70, przez kilka lat włóczyłem się po Polsce, przebywając w różnych środowiskach. Głównie wśród hipisów, czułem się jedynym z nich. Trudno mi, po tylu latach, sprecyzować kiedy to dokładnie było – ok 1970 (?) - gdy po raz pierwszy, pojawiłem się w pracowni, wówczas Urszuli Broll i Andrzeja Urbanowicza. Nigdy bym nie przypuszczał, że otworzy to, przede mną, tak wiele, i jednocześnie zmieni się w jedną z najdłuższych i najbardziej, dla mnie, owocnych przyjaźni. Swe spotkania - obecności w pracowni Piastowska 1, podzieliłbym na kilka okresów: Pierwszy, około dwu-roczny - dość nieregularny, miedzy innymi ze względu na moją nieustanną włóczęgę. Pamiętam z tego pierwszego okresu, kontaktu z pracownią – spokój Urszuli, jej pytania, dyskusje z „Pawełkiem” (hipis) i jego nieodłącznego Bakunina (książka). Rozmowy z Andrzejem oraz klimat wolności samego miejsca - empatii osób, tam przebywających. Dla mnie, oprócz włóczęgi – hipisowskiej, to czas „pojawienia się” m. in. „Demiana” H. Hesse'go, i „Koła śmierci” P. Kapleau (prezent od Andrzeja i Urszuli – samodruk w czarnej oprawie). Dlaczego wspominam tak różne, przykłady książek, których oczywiście było więcej? To od nich, od rozmów, głównie z Andrzejem, pytań Urszuli rozpoczynały się zazwyczaj już bardziej samodzielne „odnajdywania”. Jakaś książka, rozmowy bez tabu, niekiedy pojedyncze słowo, słuchanie - uchylały jakieś furtki, wymazywały ku czemuś przeszkodę. Po latach wiem, jak było to ważne, wówczas jeszcze nie zdawałem sobie z tego w pełni sprawy. Po prostu lubiłem tam bywać, chłonąć atmosferę, dzielić się swymi młodzieńczymi, buntowniczymi przemyśleniami. Kilka razy przyjeżdżałem z kimś, najczęściej jednak sam. Jak dziś to określiłbym - po coś w rodzaju „ładowania akumulatora” na włóczęgę, po wiedzę i coś trudnego do określenia. Po otwartość, którą nazwałbym nauką obecności. Jak uczeń, chłonąłem intensywnie istnienie ludzi, kolorów, obrazów, rzeczy, słów, dźwięków; zapachów farby, wszystkiego tego, co się podczas mych pobytów działo w pracowni na Piastowskiej. Moje włóczęgo - hipisowanie i to, co „wynosiłem”, zaczynało coraz lepiej ze sobą współgrać. Nie byłem, oczywiście, jedynym z hippies, którzy wśród wielu innych osób, w tamtym czasie, bywali w pracowni Urszuli i Andrzeja. Drugi, kilkuletni - to lata 1973 - 78. Choć wciąż nieregularnie, jednak już częściej, przyjeżdżałem na Piastowską 1. Sam. To okres tonowania, nie tylko mojej rzadszej już włóczęgi po kraju. Regulowanej kolejnymi odkryciami. To także - wg mojego odczucia - „dominacja” koloru białego w pracowni. Spotkanie tam nowych interesujących osób, kolejnych inspiracji. Zmiana mojego sposobu myślenia. Pierwsze próby realizacji różnych zainteresowań (Tao, Tantra, pierwsze próby pisania, … ) Co, przede wszystkim, pomagało rozbijać kolejne, błędne wyobrażenia o sobie. To okres różnorodnych „odniesień” - nie tylko literackich - Andrzeja. Odkrywania systemów „kojarzeń” z mojej strony. Przykładowo - książki Meyrinka. Inspiracje związane z buddyzmem zen. Zadomowienie się - choć czasami długo milczący, czując się cząstką tego, co w danej chwili istniało - w jakże już świadomie bliskim dla mnie miejscu. Pamiętam grę w szachy z małym Rogerem. Wielogodzinne pobyty, do późnej nocy. Litry wypijanej herbaty. Ciche, pełne spokoju obecności. Czarnego dużego psa, wylegującego się obok. Świadomość nie tyle czegoś tłumaczeń, czy dysertacji, ile bardzo subtelnych, ledwo zauważalnych sugestii. Wchodząc powoli po schodach na poddasze Piastowskiej, odnajdywałem się stopniowo jakby w odmiennym stanie percepcji. Wkraczałem w atmosferę tamtego miejsca. Każdy z pobytów coś we mnie zmieniał. Miałem poczucie przeżycia czegoś istotnego. Większą uwagę w sobie. Okres mojego intensywnego włóczęgo - hipisowania dobiegał końca. Łagodniałem (zanikł bunt) w stosunku do świata i ludzi. Ożeniłem się, urodziła się pierwsza córka. Ok 1979 roku wyjechałem, po raz pierwszy, na kilka lat za granicę, do Budapesztu. Co miesiąc - z kilkudniowym pobytem w kraju. A jednak, otwartość tamtego miejsca promieniowała. Moje kolejne samodzielne „odnajdywania”, w znacznym stopniu się ukierunkowywały. Pokrywając się zarówno z zainteresowaniami kontrkultury (młodość hipisowska), jak i z tymi, „wyniesieniami” przeze mnie, z pracowni na Piastowskiej. Wyjazdy moje - od kilkuletnich do kilkumiesięcznych - do kilku krajów, zbiegły się w znacznym stopniu - z okresem pobytu Andrzeja w Stanach. Jak wówczas uważałem, na stałe, co wiązało się z „zamknięciem” pracowni na Piastowskiej. W latach 90 – tych ub. wieku, wraz z pojawieniem się w moim życiu drugiej córki, wróciłem do kraju na stałe. Trzeci okres, od ok 1992/3 (?) do ... nadal. Pewnego dnia, moja starsza córka, już kilkunastoletnia, wróciła późnym popołudniem i oznajmiła, że była na ciekawej wystawie w częstochowskim BWA, która na pewno mnie zainteresuje, gdyż w jej odczuciu posiada odpowiadający mi klimat. Zaintrygowany faktem, że córka w taki sposób ją poleca, następnego dnia wybrałem się do BWA. Była to, jak się okazało wystawa twórczości Andrzeja Urbanowicza. Do dziś nie wiem, czy to myśl Andrzeja, że mieszkam w Częstochowie (o czym wiedział), czy intuicja mojej córki, a może przypadek – lub coś więcej – innego, ważnego – zaaranżowały, że na mojej ścieżce ponownie urealnił się adres Piastowska 1. I jakby nie istniała wieloletnia przerwa, zjawiłem się któregoś dnia na poddaszu w pracowni. Co ciekawe, dzięki temu, co wyniosłem wcześniej między innymi z rozmów z Andrzejem, spotkań ludzi, włóczęgi itd. - wiele z moich samodzielnych odnalezień, podczas kolejnych spotkań z Piastowską 1, stało się ich potwierdzaniem. Dotyczyło to np. Ewangelii Tomasza, A. Wattsa, S. Grofa, taoizmu, medytacji symboli (labiryntu, jaskini, itd). Przyjazdy do Katowic, nie ograniczały się jednak, jedynie do tego, znów pojawiły się między innymi nieznane mi (inicjacyjne) książki np. „Zdążyć przed Apokalipsą”,”Bohaterowie i groby”, „Słownik Chazarski”, „Inne Miasto”, „Kosmiczny Spust”, itd. a wraz z nimi to, co się - z tym wiązało. Było, jak obecność na polanie otoczonej lasem. Istnieniem ze świadomością, że mogę pójść w którąkolwiek, wybraną nieznaną ciemność lasu, aby znaleźć się na kolejnej nowej polanie. A wychodząc z niej - którąkolwiek z wybranych ścieżek, bezdrożem - na jeszcze innej. Gdzie obecność - w każdej z nich - wyjaśnia w odmienny sposób istnienie - polany, lasu, ścieżek, bezdroży – przestrzeni. Co ciekawe, a jednocześnie istotne - ilekroć, ze swej inicjatywy – przywoziłem do Andrzeja jakąś odkrytą przez siebie kolejną książkę; np. Kolankiewicza, lub „Słownik Symboli” Cirlot'a - okazywało się, że książki te są mu już znane. Mój pobyt w pracowni - czasem przejazdem, kilkadziesiąt minut, niekiedy znacznie dłużej - był i nadal pozostaje dla mnie dotknięciem otwartości - jakiegoś swoistego spokoju, a jednocześnie inspiracji, - wsłuchiwania się, czy to spotkanie wielu (w tym nowych, nieznanych mi dotychczas) osób, z jakiejś okazji lub po prostu np. rozmową z Andrzejem. Coraz silniej uświadamiałem sobie, co połączyło mnie z Piastowską 1. Odpowiedź pojawiła się w jednym zdaniu: „intencja jest kluczem”. Kolejne spotkania - podobnie jak wcześniejsze, choć niektóre z nich wychodziły już poza obręb pracowni – otwierały inną, nieznaną mi różnorodność. Np. moja drobna przygoda z Oneironem, poznanie podczas niej kolejnych osób, środy „Hermesowe” w Bellmer Cafe. Uczyły niekontrolowanego słuchania, patrzenia, odczuwania. Nadal preferuję włóczęgę, jednak już tylko od kilku do kilkunastodniowej. Dostrzegam wokół zmiany. To, co kiedyś było inspiracją znaną bywalcom i przyjaciołom Piastowskiej 1, przyciąga kolejne pokolenia. Odnajduję tego różnorodne ślady w innych środowiskach. Także wśród niektórych spadkobierców ruchu hipisowskiego w Polsce. Pojawiły się nowe polany. Ilekroć przyjeżdżam na Piastowską 1, choć ostatnio rzadziej, niezmiennie odkrywam jak żywe to miejsce, w którym przeróżne wydarzenia miały i mają swoje korzenie lub sfinalizowania. Miejsce to, kiedyś jedno z niewielu, wciąż pozostaje miejscem wolnej, odkrywczej myśli. Nierozłączne już z osobą serdecznego przyjaciela, Andrzeja Urbanowicza. Nie sposób przecenić związku z tym miejscem, wielu różnych twórców – inicjatorów, w tym interesujących kobiet, będących zarazem muzami tego miejsca. 1 października 2010 roku byłem w Warszawie na odbywającym się - w ramach festiwalu „Skrzyżowanie Kultur” - koncercie „Osjan + goście”. Najważniejszym z „gości” okazał się japoński aktor butoh Daisuke Yoshimoto. Niesamowite przeżycie. Wśród publiczności spotkałem: kilkoro przyjaciół pracowni na Piastowskiej 1, oraz przyjaciół z czasów mojego hipisowania, a także kilku młodszych. Czyż może być lepszy dowód, jak istotne okazały się – nie tylko dla mnie - spotkania z ludźmi i wydarzeniami związanymi z pracownią na Piastowskiej 1. Śmierć Andrzeja Urbanowicza w 2011 r - … Spotkałem na swej drodze i nadal spotykam wiele wspaniałych istot. Wiele od nich otrzymywałem i otrzymuję, także od samej natury, od życia; a sam na tyle na ile potrafię – mogę ofiarować tylko tę możliwość, którą tak jak umiem próbuję przekazać - adekwatnie do swego poziomu – otwartości … mimo moich blokad, zagubień, błędów, odczytań uczuć. Jedynie tyle, ile siebie, różnych istot, i z całej natury zdołałem otworzyć w sobie. Dziękuję nieustannie życiu zarówno - za moc, jak i za lekcje pokory. Staram się nawiązywać kolejne znajomości, które być może kiedyś przerodzą się w nowe przyjaźnie.
Ten wpis został opublikowany w kategorii Rozstaje. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Dodaj komentarz