Rozstaje 121

Szalony
Antoninie Artaud
teatr kochałeś
bólu i rozpaczy
zagubieniem szedłeś
ścieżki sobą znaczyć

Rany łagodząc
w swe brałeś sumienie
przepraszałeś płaczem
smutek
żal cierpieniem

Aż doszedłeś
możliwością dzieła
za istnienie

U podstawy wszelkiego żywego ciała
istnieje otchłań, przepaść, anioł, który
powoli wypełnia je piwnicami wieczności
i pragnie przez zatopienie, zająć w nim miejsce”
[Antonin Artaud]

Tym, którzy „przychodzą pokryci kurzem”
(jakże ciężko) – wielbłądom
którym problemy swoje, ktoś zarzuca – na „garb”
doładowując – … ponad miarę
…ileż muszą mieć siły, by tego nie nosić, lecz próbować leczyć…
nieustannie tłumacząc – współczuciem, zrozumieniem i wyjaśnianiem…
Po latach nieustannego człowieczeństwa
kolejne „pakunki” stają się bardziej „nie(z)nośne” –
pojawia się reakcja – obronnego odrzucenia…
„mam już dość”
Tych kilka słów – wydawałoby się coś wyjaśnia –
a ileż kryją bólu i cierpienia…
…….koszty „rozładowania”…………………..jakże trudno przy nich być sobą
mieć (dobro)wolny stosunek do cudzych pakunków i własnego garbu –
bez ciężenia w dół – robić swoje.

W tym numerze rozstajów m.in. – wpływ na przepływanie oraz przeszkody.

Myśliciele Zachodu od czasów greckich i rzymskich pozostawali pod wpływem filozofów Wschodu. Aleksander Wielki (356- 323 p.n.e) i jego armie utworzyły królestwo, które rozciągało się w głąb Indii Północnych, i zarówno technika, jak i idee przenoszone były poprzez obszary Euroazji, szlakami handlu jedwabiem, znanymi już od stuleci.
Plotyn (205-270) był jednym z wczesnych filozofów Zachodu; jego poglądy kształtowały się w dużym stopniu równolegle do psychologicznych poglądów myślicieli Wschodu owych czasów. Plotyn, rodowity Egipcjanin, pochodzenia rzymskiego, w 242 roku pojechał do Persji i Indii, aby studiować tamtejsze filozofie. Jego idee wywarły piętno na mistyce chrześcijańskiej wiele wieków później. Plotyn wprowadził pojęcie świata doświadczeń przekraczającego rzeczywistość spostrzegana zmysłowo, w porównaniu z którym zwykły świat pozostawał złudzeniem… Wg. Plotyna… osoba przekracza świadomość swego ja, czas i miejsce, aby doświadczać niewyrażalnej jedności w stanie ekstazy. Plotyńska wersja ekstazy zgadza się z takimi klasycznymi hinduskimi tekstami, jak „Jogasutry” Patańdżalego, głoszącymi, że osoba, która przekroczy zwykłe ograniczenia swego ciała, zmysłów i umysłu, dostąpi odmiennego stanu istnienia polegającego na ekstatycznej jedności z Bogiem. Ta sama doktryna stała się częścią psychologii chrześcijańskiej i pojawia się w takiej czy innej formie w pismach św. Antoniego Egipcjanina, św. Jan od Krzyża i Mistrza Eckharta, nie wymieniając innych… W XIX wieku myśl Wschodu… w większym stopniu oddziaływała na filozofów i poetów. Pisma transcendentalistów, takich jak Emerson i Thoreau, oraz poezja Walta Whitmana są przeniknięte sformułowaniami i pojęciami zaczerpniętymi ze Wschodu.
William James, jeden z najznakomitszych psychologów XIX wieku, żywo interesował się religiami zarówno Wschodu, jak i Zachodu. /…/ Religia i okultyzm fascynowały Jamesa; jego książka „Doświadczenia religijne” – pozostanie klasycznym dziełem z dziedziny psychologii religii… Jedną z przyczyn, dla której niektórzy psychologowie zainteresowali się ostatnio terapiami Wschodu, jest to, że doświadczyli oni tego, co nasze teoria przeważnie pomijają.
Można tu przytoczyć dobrze znany przypadek psychiatry R.M. Bucke’a:
On i dwóch jego przyjaciół spędzili wieczór na czytaniu Wordswortha, Shelleya, Keatsa, Browininga, a szczególnie Whitmana. Wyszli o północy, a on udał się w długa podróż dwukółką. Jego umysł, głęboko pogrążony w ideach, obrazach i uczuciach wywołanych lektura i rozmowami tego wieczoru, ogarniały pogoda i spokój. Odczuwał stan cichego, jak gdyby biernego zadowolenia. Nagle, bez niczego, co by to zapowiadało, został ogarnięty przez coś, co mogło wyglądać na płonącą chmurę. Przez chwilę uważał, że znalazł się w ogniu, jak gdyby w środku płonącego wielkiego miasta. Jednak w następnym momencie pojął, że to światło jest w nim samym. Bezpośrednio po tym ogarnęło go uczucie tryumfu, niezmiernej radości, któremu towarzyszyła, czy tez była następstwem, trudna do opisania intelektualna iluminacja.” Później Bucke miał mówić o swoim doświadczeniu jako przebłysku „kosmicznej świadomości”, używając sformułowania Walta Whitmana, które ten zapożyczył z indyjskiej filozofii wedyjskiej. Stosując ten wschodni termin, aby zinterpretować niezwykły stan swej psychiki. Bucke był jednym z pierwszych, którzy zwrócili się ku Wschodowi szukając tam wyjaśnienia owych stanów świadomości, o których psychologia Zachodu ma tak mało do powiedzenia. Psychologia Zachodu potrafiła określić takie stany świadomości, jakich doświadczył on owej nocy, jedynie w kategoriach psychopatologicznych… /…/
Wiele wschodnich psychologii pozwala zrozumieć odmienne stany świadomości, nadając sens tym często wprowadzającym w zakłopotanie doświadczeniom…
Celem, jaki stawiają sobie psychologowie Wschodu, jest przekształcenie świadomości jednostki polegające na przekroczeniu ograniczeń narzuconych przez nawyki, które tworzą ludzką osobowość. Uwolnienie się od tych ograniczeń wymaga przezwyciężenia różnych przeszkód, specyficznych dla każdego typu osobowości… /…/
Jakkolwiek Jung ostrzegał również człowieka Zachodu przed niebezpieczeństwami zagubienia się w tradycji wschodniej, to jego pisma stanowią główny pomost między psychologiami Wschodu i Zachodu. Obok działalności Junga wschodnie psychologie wtargnęły na Zachód za pośrednictwem wpływu, jaki wywarły na holistyczne poglądy Angyala i Maslowa, humanistów Bubera i Fromma, egzystencjalisty Bossa oraz nową falę „psychologii transpersonalnej” … /…/ W późnych latach sześćdziesiątych Gardner Murphy i Lois Murphy opublikowali pracę „Psychologia azjatycka” – Uniwersalne w tych psychologiach z różnych krain są nie szczegóły ich teorii zachowania, lecz raczej próby rozwinięcia systematycznej nauki i świadomości. Podejście psychologów azjatyckich opiera się na introspekcji i mozolnym samopoznaniu, w przeciwieństwie do psychologii Zachodu, które opierają się w większym stopniu na obserwacji i zachowaniu… /…/
Alan Watts, przyznał, że to, co określał wschodnimi „drogami wyzwolenia”, przypomina zachodnią psychoterapię: oba nurty są zainteresowane zmianą uczuć ludzi wobec samych siebie i zamianą ich stosunku do innych oraz do świata przyrody. Zachodni terapeuci mają w większości do czynienia z ludźmi z zaburzeniami: wschodnie dyscypliny przeznaczone są dla osób normalnych… /…/
Richard Alpert, bardziej znany jako Ram Dass, tak jak Alan Watts, budował mosty między wschodnimi religiami i zachodnią psychologią… uważa, że medytacja i inne ćwiczenia duchowe mogą wywołać rodzaj terapeutycznych zmian osobowości… /…/
Abraham Maslow… w (wydanym pośmiertnie) eseju „Teoria Z” – przemyślał i przekształcił swój główny wkład w teorie osobowości… /…/ przestrzegał tych, którzy chcieliby traktować „doznania szczytowe” jako cel sam w sobie lub zamierzaliby odwrócić się od świata w poszukiwaniu romantyzmu:
Największą lekcją, jakiej udziela prawdziwy mistyk /…/ jest to, że świętość tkwi w powszedniości, można ją odnaleźć w zwykłym powszednim życiu, u swych sąsiadów, przyjaciół, na własnym podwórku, a podróż może być„ucieczką” od konfrontacji ze świętością – ta lekcja może być łatwo zaprzepaszczona”.
Bliski współpracownik Maslowa Anthony Sutich…
wyraża szeroki zakres zainteresowań psychologii transpersonalnej:
Psychologia transpersonalna jest nazwą nadaną wyłaniającej się w psychologii sile reprezentowanej przez grupę osób zainteresowanych tymi najwyższymi zdolnościami i możliwościami człowieka, które nie doczekały się systematycznego opracowania na gruncie teorii behawiorystycznej, klasycznej teorii psychoanalitycznej czy psychologii humanistycznej, Rodząca się psychologia transpersonalna zainteresowana jest szczególnie […] wartościami ostatecznymi, jednoczącą świadomością, doświadczeniami szczytowymi, ekstazą, doświadczeniami mistycznymi, grozą, bytem, samo-urzeczywistnieniem, istotą, szczęściem, cudami, ostatecznym znaczeniem, transcendencją ego, duchem, jednością, świadomością kosmiczną […] i pokrewnymi im pojęciami, doświadczeniami i działaniem.”
Psychologowie orientacji transpersonalnej często zwracają się po wskazówki do psychologii Wschodu, interesują się bowiem takimi zjawiskami, jak ‘groza” czy jednocząca świadomość…
Charles Tart, główny badacz odmiennych stanów świadomości wydał pracę „Psychologie transpersonalne” będącą pionierskim zbiorem wschodnich teorii. Tart zauważa, że teorie Wschodu nie przyjmują założeń teorii zachodnich, a zatem nie mają tych samych ograniczeń co one: „Ortodoksyjna psychologia zachodnia w bardzo skromnym stopniu zajmowała się duchową stroną ludzkiej natury, bądź to negując jej istnienie, bądź to określając ją jako patologiczną. Jednakże schyłkowy charakter naszych czasów wywodzi się właśnie w dużej mierze z duchowej próżni. Nasza kultura, nasza psychologia pomijają duchową naturę człowieka, ale koszt tej próby stłumienia jest ogromny.
Jeśli chcemy odnaleźć siebie, naszą stronę duchową, naszym nakazem jest zwrócić się w kierunku tych teorii psychologicznych, które zajmują się duchowym aspektem życia człowieka.”

Tart wskazuje, że dziedzina doświadczenia duchowego jest związana z dziedziną odmiennych stanów świadomości. Psychologie Wschodu, pozwalając nam przewidywać i pomagać w panowaniu nad stanami odmiennej świadomości, same są zarazem naukami charakteryzującymi się i wywodzącymi się ze specyficznego poziomu świadomości:
Nie mam wątpliwości, że wiele świętych ksiąg zawiera mnóstwo cennych informacji i mądrości, i jestem przekonany, że to, czego nauczyć nas może wielu duchowych nauczycieli, ma niezwykłą wartość, jednakże nawet najlepsze nauki duchowe muszą być przystosowane do kultury tych ludzi, którym są one przedstawiane, tak aby mogły powiązać się z całością ich doświadczeń psychicznych.”…
Robert Ornstein… Zainteresowania Ornstein’a psychologiami Wschodu są następstwem jego badań dotyczących zróżnicowania funkcji każdej z półkul mózgowych. Lewa półkula – zazwyczaj dominująca – jest lepiej wyspecjalizowana pod względem racjonalnego, linearnego myślenia; natomiast prawa półkula przewyższa lewą pod względem zdolności do intuicyjnego, pozaracjonalnego wglądu. Nasza kultura i nasza nauka – zauważa Ornstein – faworyzują rodzaj poznania charakterystyczny dla lewej półkuli na niekorzyść prawej… /…/ osoba, która łączy korzyści płynące z obu rodzajów poznania, zdolna jest do lepszego i pełniejszego funkcjonowania… to, co nazywa on „tradycyjnymi psychologiami ezoterycznymi”, umożliwia poważnie to traktującym pełniejszy dostęp do intuicyjnego, holistycznego sposobu myślenia, który zamyka przed nami nasza racjonalna, preferująca naukowy sposób myślenia kultura.
Tart i Ornstein, jak wielu psychologów transpersonalnych, czerpią wskazówki z brzemiennego w następstwa spostrzeżenia Wiliama Jamesa:
Nasza zwykła świadomość w stanie czuwania[…] jest tylko jednym szczególnym typem świadomości, gdy tymczasem wokoło, oddzielone od niej zamgloną przesłoną, kryją się potencjalne formy zupełnie innej świadomości”
Psychologowie, tacy jak Maslow, Tart, Ornstein,… badając takie odmienne stany świadomości, odkrywają nowe możliwości rozwoju osobowości. Jednakże często stwierdzają, że ten nowy teren, na który wkraczają, był już zbadany i określony dawno temu przez psychologów Wschodu.” (…)
Dla rozwoju osobowości znaczące są jedynie zmiany trwałe, a nie zmiany chwilowe.
Wiele zjawisk może wywołać gwałtowne, lecz krótkotrwale zmiany osobowości – na przykład środki psychodeliczne. Jeśli zmiany te mają mieć znaczenie dla osobowości, muszą być trwale… Badania empiryczne nad osobowością osób medytujących świadczą o występowaniu przewidywanych zmian polegających na zmniejszeniu się liczby negatywnych stanów psychicznych, a zwiększeniu pozytywnych…
William James podkreślał wartość ćwiczenia uwagi: „Zdolność samorzutnego utrzymywania umykającej uwagi w sposób nieprzerwany jest podstawą rozumu, charakteru i woli.
Nikt nie jest compos sui, gdy nie osiąga tej zdolności… Jednakże łatwiej jest określić ten ideał, niźli dać praktyczne wskazówki, jak doń dojść”
[compos sui – uczestnik ]
Jung: „Ludzie zrobią wszystko, nie ważne, jak dalece byłoby to absurdalne, aby uniknąć zetknięcia się ze swą duszą. Będą praktykowali jogę i wykonywali wszelkie jej ćwiczenia, przestrzegali ścisłych zaleceń dietetycznych, uczyli się na pamięć teozofii lub mechanistycznie powtarzali mistyczne teksty z literatury całego świata – a to wszystko dlatego, że nie mogą poradzić sobie z sobą i nie mają ani trochę wiary, iż cokolwiek wartościowego mogłoby wyjść z ich własnej duszy”…
Jung jednakże nie odrzucał celu stawianego przez psychologie Wschodu; przeciwstawiał się jedynie metodzie nie dostosowanej do umysłowości Zachodu./…/ byłoby właściwiej stwierdzić, czy istnieje w naszej nieświadomości introwertyczna tendencja podobna do tej, która stała się wiodącą zasadą duchową Wschodu. Powinniśmy zatem wychodzić ze stanowiska, że należy opierać się na własnych podstawach i posługiwać się własnymi metodami.”…
Psychologie wschodu wywodzą się zasadniczo z tradycji religijnych i metafizycznych, lecz opierają się również na obserwacji i bezpośrednim doświadczeniu…
Każda z nich ma własną domenę i własne ograniczenia; psychologie Wschodu, podobnie jak nasze psychologie, są godnymi uznania teoriami ludzkiego zachowania…[A]

felieton „u(do)wodniony”
………… Są osoby, które twierdzą, że w niektórych aspektach ruch hipisowski miał wiele wspólnego z komunizmem – zapominając o tym, że hipisowska wspólnota działania – wynikała zawsze z decyzji oddolnej – ludzi nie sterowanych odgórnymi dyrektywami. Można było mieć własne zdanie, poglądy, własny stosunek do wiary …
robić swoje, nie przeszkadzając /nie szkodząc/ innym…
To była wspólnota ludzi –
nie zniewolonych jedyną słusznością, poszukujących różnych dróg do …
…siebie, drugiego człowieka, świata natury, świadomości kosmicznej,…
a w indywidualnych przypadkach… do Boga, Absolutu, Tajemnicy, …
Ruch był/jest środowiskiem ludzi – nie zdeterminowanych dogmatami…
oznacza to „równą wartość” – wspólnoty i indywidualnej drogi każdej osoby…
…………Niektórzy twierdzą, że ruch hipisowski się (s)kończy(ł) – inni z kolei, że
w tym, w czym jest kontynuowany – ma mało wspólnego ze swoimi początkami –
Polemizowałbym z obu twierdzeniami – zbyt wiele z tego, co nas inspirowało, czym się interesowaliśmy, … powróciło po latach i przekształciło się z czasem w realne działania. (vide – Rainbow Family, ekologiczne siedziska, kontrkulturowe wspólnoty np. Stacja Wolimierz, … itd.). Tym samym to, co w dawnym ruchu było najistotniejsze – mimo że „cały prąd filozoficzno – socjalny skierowany jest dziś na to, jak wychować uległego niewolnika w ten sposób, aby nie czuł, że jest niewolnikiem, że się go do niewolnictwa przygotowuje” – to, co było/stało się niepisaną zasadą – ideą w środowisku hipisowskim, czyli prawo do indywidualnego samookreślenia się i wywodzące się z niego prawo do samorealizacji, prawo do obrania kierunku, drogi i sposobów samorealizacji (nie czyimś kosztem); to, co z kolei określa stosunek do siebie, drugiego człowieka, itd… – pełen akceptacji, pozytywnych uczuć i zrozumienia… czyni się nadal istotną wartością, sprzeciwiającą się ingerencji w drugiego człowieka – bez jego zgody – rozumiejąc ten sprzeciw jako pacyfizm wewnętrzny; to z niego wywodzi się m. in. idea ”wolnej miłości”
……………Ruch hipisowski był jedną z prób wsparcia dla – odtworzenia innych niż zinstytucjonalizowane – możliwości i warunków współistnienia (indywidualnego i wspólnotowego) – zmierzającego w kierunku pogłębionej świadomości, dotyczącej zarówno człowieka samego /w tym seksualności/, jak i stosunku do innych, do zwierząt, do Matki Ziemi, Wszechświata, … itd.
Oczywiście – nie zawsze tak było, nie w każdym przypadku, czy sytuacji i nie w każdych okolicznościach – niemniej próbowaliśmy, staraliśmy się podążać …
…………….Ruch hipisowski nie pretendował do pozycji jedynej, słusznej i niepodważalnej – możliwości zmiany …….był próbą (z) wielu alternatyw.
Lecz nie jako organizacja czy zbyt ściśle określana wspólnota…
samo słowo „ruch” – zawiera jego idee……ruchomość.
Wpływanie i odpływanie, przepływ, spontaniczność i niedomknięta w pełni
(otwarta na inność) tożsamość – łatwiej określić czym nie są, niż czym się stają.

………Z pozdrowieniami dla osób poszukujących………
…”Czas poszukiwania Wizji to Czas w życiu każdego człowieka, kiedy wsłuchuje się on w swój wewnętrzny głos – który niektórzy nazywają Bogiem, Jaźnią lub Matką Ziemią.
Owo Coś przemawia do nas. Czasami wprost, czasami poprzez lot orła, szum rzeki, sen, baśń. Ale zawsze zmusza nas do chwilowego zatrzymania się, zastanowienia – a czasami gdy nie brak nam odwagi, my ślepcy z obrazu Breughla porzucamy… oddech tego z tyłu i… tego z przodu i ruszamy za tym co nas woła…
Inicjacja – wtajemniczenie… wejście w nową fazę życia… Najczęściej mamy tu do czynienia z procesem przemiany, rozumianym zarazem symbolicznie i realnie, który ogólnie obejmuje fazy zaniknięcia dawnej roli, odosobnienia i w końcu powrotu i ponownego włączenia przemienionego człowieka…
Teorie mówiące o owym procesie zakładają konieczność wiedzy o mitach, baśniach, symbolach, smokach i księżniczce. Wiedzy,… którą… często musimy uzyskać samemu.
Czas poszukiwania Wizji i Drogi. O której mówi Lao-Tse i o którą się pyta Jack Kerouac:
Stary, a jaka jest twoja droga?
Droga świętego chłopca, droga szaleńca, droga tęczy, droga błazna, każda droga.
Jest to zresztą jakakolwiek droga, dokądkolwiek dla kogokolwiek. Jaka, dokąd, kogo?”
Droga poszukiwacza, droga „idioty”, pracownika, poety, malarza…
Bo jak nas uczą baśnie, jeśli tylko będziemy działać… to na pewno spotkamy swojego gnostycznego brata bliźniaka, swoją drugą połówkę mandarynki, swoje Ying i Jang…
Samo nauczanie inicjacyjne było przekazywane w sposób poetycki i symboliczny, czego najlepszym przykładem są bajki i mity, które w wielu wypadkach posługują się przenośnią, metaforą, poezją, a jak uważa większość etnografów i religioznawców są one zakamuflowanym nauczaniem inicjacyjnym.. Także wszelkiego rodzaju mistrzowie duchowi posługiwali się językiem ezoterycznym, zagadkami i przypowieściami.
Wszystkie, one także należą do skarbnicy literatury mistycznej…
Czy można lepiej opisać fakt, iż nasz ubrany w skóry przodek odbierał przyrodę jako żyjący i przemawiający do niego organizm, niż słowami Indian Yakow (Ameryka Płd.) o krzaku: „Krzak Przysiadł pod drzewem i śpiewa.”…
Człowiek w swoim rozwoju sięga do różnych środków przekazu, czerpie z przeszłości, tworzy przyszłość, a wszystko to, aby zrealizować swój potencjał człowieczeństwa… [B]

Obraz myśli natrętnych
co paradują wnętrzem
gdy jednak nie przechodzą
…o siebie nie zaręczę

Kiedy ktoś czegoś poszukuje, to często zdarza się, że umysł dostrzega wyłącznie przedmiot poszukiwań i nie jest w stanie niczego innego odnaleźć i z niczym innym obcować, ponieważ ciągle myśli tylko o tym, czego poszukuje, ponieważ ma jeden cel i jest nim owładnięty. Poszukiwać znaczy mieć jeden cel. Odnaleźć znaczy być wolnym, otwartym, nie posiadać celu” [C] 

Pozwolę sobie w tym miejscu (po raz kolejny) powrócić do uzupełniania wiedzy o tym –
co nie zawsze bywa (wyraźniej) przez kogoś dostrzegane; w tym przypadku do tego, co miało pewien związek ze środowiskiem hipisowskim w Polsce – w drugiej połowie lat 70 – tych i na przełomie lat 1979/80/81.
Na początek – pewna dygresja (z przypomnieniem)
:
jestem w środowiskiem hipisowskim od 1968 roku i pozostaję w pewnym sensie z nim „związany”, m.in. poprzez kontakt z niektórymi spadkobiercami dawnego ruchu hipisowskiego. Tym samym od ok 50 – lat, z różnym natężeniem i w różnym zakresie – prawie bez przerwy (jedyna przerwa – ośmiomiesięczna – miała miejsce na przełomie roku 1972/1973 /sierpień – marzec/). To stąd m. in. pochodzi moja wiedza na temat ruchu hipisowskiego w Polsce, składająca się z moich doświadczeń, z różnych jego okresów i odsłon – mających (bezpośredni i pośredni) związek z ruchem hipisowskim, oraz z wiedzy /na ten temat/ innych osób (z różnych lat), z którymi pozostaję w kontakcie,, które nabyły ją w podobny do mnie sposób (z autopsji). Wiedza ta dotyczy (w pewnym zakresie) – zarówno tematu środowiska hipisowskiego, jak i części środowisk post-hipisowskich, kontrkulturowych, itp. Chcę jednak wyraźnie podkreślić:
nie pretenduję do roli eksperta w tym lub innym temacie.
Na podstawie wspomnianej wiedzy i wspomnień (czyli tego, co poznałem i zapamiętałem osobiście i wspomniane osoby) – powstają rozstaje. Będące w głównej mierze uzupełnieniem – historii środowiska hipisowskiego – czymś w rodzaju uwzględniania – tego, czego czasami brak w niektórych internetowych postach oraz różnych publikacjach, które pojawiły się i pojawiają na temat ruchu hipisowskiego w Polsce, opartych na podstawie przemyśleń oraz wybranych, własnych lub cudzych wypowiedziach – osób, które zaistniały w ruchu hipisowskim później lub mają (albo miały) z nim związek z przerwami, np. znają działalność (wiedzę na temat obecności) ks Andrzeja Szpaka od kilku, kilkunastu lub w najlepszym przypadku dwudziestu paru lat, albo dotyczącą jedynie jakiegoś okresu lub wybranej części jego działalności. Co smutne – nie tylko w moim odczuciu – niektóre z fragmentów tych postów i publikacji są wybiórczo-jednostronne lub podkolorowane artefaktami. Tę cząstkę wiedzy na temat samego środowiska hipisowskiego, w tym także np. dotyczących obecności i działalności ks Andrzeja Szpaka wśród hipisów; cząstkę wiedzy, którą posiadam, a przede wszystkim wiedzę osób z którymi pozostaję w kontakcie – pomija się we wspomnianych publikacjach. Nie bierze pod uwagę jako coś wnoszącą (znaczącą) lub choćby na tyle ciekawą, że uzupełniającą obraz – będący tematem wspomnianych (niektórych) postów i publikacji. Co więcej – niekiedy neguje się  wiedzę (i opinię) starszych, którą przypominam w rozstajach, a treści ich wypowiedzi odrzuca, uważając je za zawierające nieprawdę – a opinie za negatywną stronniczość. Stąd wiem jak bardzo muszę uważać, sprawdzać fakty  – pisząc rozstaje.
(Np. gdy uzupełnieniami – poddaję w wątpliwość, czyjeś przekonania)
Znałem zmarłego ks. Andrzeja Szpaka – osobiście, od ok 40 lat, bez przerwy.
Pierwszy raz spotkałem go w 1976 roku, podczas VI zlotu w Częstochowie.
W trakcie pogrzebu Siostry Jasi (zm. w 2017 r), na którym byłem razem z nim i kilkuset osobami, ks Andrzej Szpak powiedział do mnie, w obecności kilku osób:Belfegor, przyjaźnimy się ze sobą prawie 40 lat.” Ze swej strony nie odważyłbym się – by naszą znajomość określić słowem przyjaźń,… jeśli tak, to jako bardzo trudną. Teraz, po śmierci ks. Andrzeja Szpaka – uważam, że jeśli – w którymś z numerów rozstajów – przypomnę coś o nim samym, winienem uczynić to – tak jak dotychczas – prawdziwie, nie wygłaskanie pomnikowo, i nie oblepiając go błotem, którym niektóre osoby (np. pokroju Kuby ze Szczecina) go obrzucały. Przypominać jak było naprawdę, oczywiście z punktu widzenia moich własnych doświadczeń, spotkań z nim i doświadczeń osób, z którymi pozostaję w kontakcie, osób które przewinęły się przez poszczególne okresy – wspomnianych tu 40 lat obecności ks. Andrzeja Szpaka w środowisku hipisowskim i post-hipisowskim. Prawdziwie, jako żywego człowieka. Należy mu się to – choćby ze względu na to, co dobrego uczynił dla niektórych osób i dla samego środowiska hipisowskiego i post-hipisowskiego. Podobnie staram się postępować, przypominając (uzupełniając) lub korygując wiedzę na temat różnych wydarzeń i postaw związanych z samym środowiskiem hipisowskim w Polsce, o których się zapomina lub których znaczenie nie zostało dostatecznie docenione (wyrażone) w jakichś wypowiedziach, internetowych postach lub innych publikacjach. Na ile mi się to udaje, nie mnie to oceniać.
Zdaję sobie sprawę, że nie wszystkie moje wypowiedzi (nie wszystkie rozstaje) –
okażą się (zapewne, tak jak dotychczasowe) dla wszystkich do przyjęcia.
Powracając do tematu
:
Rok 1976, to czas niepokojów społecznych w Polsce, czas wyzwalania się (w społeczeństwie polskim) świadomości, że po raz kolejny przestano się liczyć z ludźmi, że ważniejszym okazał się interes wybranych. Czas, w którym część młodych ludzi /z kolejnego pokolenia/ zaczęła poszukiwać dla siebie (swojego) miejsca, alternatywnego wobec proponowanej np. przez „przewodnią siłę narodu”. O postawie KK w latach poprzednich pisałem już w rozstajach. Nic dziwnego, że wraz z kontestowaniem rzeczywistości – młodzież zauważyła po raz kolejny ruch hipisowski – pojawiła się moda na hipisowanie. Ruch hipisowski – utraciwszy w latach poprzednich wiele z możliwości spotkań, pisałem o tym w rozstajach – przestał podróżować. Coraz mniej miejsc spotkań – spowodowało zmniejszenie obiegu informacji, rozpowszechniania zainteresowań, itd… Brak miejsc – w których można było kogoś spotkać (wcześniej skwery, kluby np. KMPiK, studenckie, …) – a tym samym, m.in. brak możliwości załatwienia noclegu dla większej liczby osób – ograniczył również napływ do środowiska nowych osób. Odwiedzaliśmy się – w połowie lat 70 – tych, w znanych sobie zaprzyjaźnionych kręgach (głównie mieszkaniach) – spotykając się w większym gronie jedynie na jedynym wówczas ogólnopolskim zlocie hipisowskim (sierpień).
Oczywiście odbywały się inne zloty – lecz było ich niewiele i były to spotkania kameralne (np. od 1974 w Brylińcu), zloty w Zbicznie (liczniejsze) – przez trzy kolejne lata (1978, 1979, 1980) – nie miały takiej siły przebicia jak zloty częstochowskie.
[Ciekawostka – na jednym ze zlotów w Zbicznie spotkali się jako jego uczestnicy – Ryszard Częstochowski (po latach znany poeta)
z Andrzejem Stasiukiem (po latach znany pisarz)].
Wspomniane zloty w Zbicznie (vide – zdjęcia) były rozganiane przez MO. W drugiej połowie lat 70 – tych – jedyną realnie bezpieczną alternatywę spotkań ogólnopolskich stał się – coroczny, sierpniowy zlot częstochowski. Ruch hipisowski w połowie lat 70 – tych i latach następnych, aż mniej więcej do ok roku 1981 – go, w znacznym swoim zakresie zaczął – m.in. z powyższych względów – schodzić do działań „podskórnych” – niepublicznych, mniej lub bardziej zindywidualizowanych, a dokładniej zaczęły się tworzyć grupy przyjaciół m.in. wokół wspólnych zainteresowań lub wspólnych przeżyć z lat poprzednich – co m.in. spowodowało jak już wcześniej wspomniałem, że podróżowano głównie do kogoś, lub w jakimś celu a nie do jakiegoś miasta czy miejsca –
[zaprzyjaźnieni ze sobą ludzie spotykali się w wybranych mieszkaniach (vide np. mieszkanie w Warszawie u „Dzieciaków”, we Wrocławiu u „Bizona”,… mieszkanie na ul. Garncarskiej w Częstochowie, … itd.)] –
nie dotyczyło to więc całego ruchu, lecz jakiejś jego części.
Oczywiście nie nastąpiło to z dnia na dzień, pierwsze przejawy powstawania wspomnianych grup, a przede wszystkim nieupublicznianych działań pojawiły się już w środowisku hipisowskim w pierwszej połowie lat 70 – tych. Widoczne zmiany, pod tym względem zaczęły się po pamiętnym 1972 r (miały m. in. pewien związek z II zlotem hipisowskim w Częstochowie, interwencja siłowa MO, pobicia i aresztowania)
Zewnętrzna – widoczna dla ogółu społeczeństwa działalność (poza zlotem w Częstochowie) zaczęła stopniowo zanikać. Działania przeniosły się w miejsca – w których się spotykali zaprzyjaźnieni ze sobą ludzie, rzadko wychodziły poza kręgi przyjaciół – a tym samym oddziaływanie zainteresowań i idei.
KK (mam tu na myśli kilka osób duchownych, wcześniej zainteresowanych hipisami) oraz środowiska artystyczne (większość tych osób w nich, które nam wcześniej pomagały) – z różnych powodów przestały się nami interesować. Pisałem o tym w rozstajach. W połowie lat 70 – tych, jeśli chodzi o środowisko ówczesnego undergroundu artystycznego – nadal wspierano w jakimś zakresie hipisów, jedynie w dwóch miejscach (dotyczyło to jednak kilkunastu osób) – mam tutaj na myśli pracownię Piastowska 1 /przerwano wraz z wyjazdem Andrzeja Urbanowicza do USA w 1978 r.), oraz mieszkanie (pracownię) Jarosława Markiewicza. Pewne wsparcie od innych środowisk otrzymały osoby – zainteresowane twórczością muzyczną (dotyczyło to jedynie kilkunastu osób), podobnie z TPPI – we Wrocławiu, o czym już pisałem w rozstajach (tutaj również zanikło m.in. z powodu wyjazdu Jurka „Bizona” do USA). Pojedyncze inicjatywy – dotyczyły pojedynczych grup i miast.
Tym samym – rozpowszechnianie się „w Polskę” wielu pozytywnych inicjatyw i działań (dotyczących m.in. zainteresowań) – napotykało wiele trudności. W miejsca – po bardziej zewnętrznych formach działań hipisowskich (wsparcia – np. większa ilość miejsc i mieszkań w latach wcześniejszych) – wpasowali się ze swoją działalnością Krisznowcy (vide – sierpniowe zloty częstochowskie 1976,1977,1978). Wspomniane próby poszukiwań alternatywy – przez młodych, wynikające m.in. z niepokojów społecznych w Polsce, zaowocowały jednak – przeskokiem liczby uczestników sierpniowego zlotu częstochowskiego ze stu kilkudziesięciu w latach 1973-1975, na kilkaset (ok 400 – 500) właśnie w roku 1976. (Podobne uwarunkowania i podobny przeskok nastąpił kilka lat później w roku 1981).
Wpłynęło to w sposób odżywczy m.in. na same zloty.
Rok 1976 – okazał się niestety również przełomowym, jeśli chodzi o narkomanię w środowisku hipisowskim. To wówczas hipis o pseudonimie „S…a” – otrzymał za kilka flaszek wina, od studentów gdańskich – przepis na produkcję tzw. polskiej heroiny. Przepis, który następnie przywiózł do śląskiego miasta Bolesławiec, który stał się niechlubną stolicą „polskiej heroiny”. To tam zmarło później od narkotyków (procentowo) najwięcej osób z naszego środowiska. Na zlotach hipisowskich wciąż w znacznym stopniu było kolorowo i radośnie – ale w samym środowisku hipisowskim i poza nim narkomania zaczęła sięgać coraz szerzej. Rok 1976, a przede wszystkim lata następne, to czas w którym narkomania wychodzi bardziej poza środowisko hipisowskie. To czas pojawienia się kolejnych oddolnych inicjatyw pomocy (wcześniej byli Z. Thille, Nowowiejska, oraz pojedyncze osoby ze środowiska medycznego), jeśli chodzi o drugą połowę lat 70 – tych i przełom 70/80 – tych: pierwszy S.O.S., Marek Kotański i pierwszy ośrodek Monaru w 1978 r. (vide – https://pl.wikipedia.org/wiki/Monar), Kontestacyjny Komitet Walki z Narkomanią (inicjatywa „Drwala”), tzw. Pogotowie Kompotowe, itd. … w wiele z tych działań angażowali się starsi hipisi (m. in. po wyjściu z uzależnienia od narkotyków). W takiej złożonej sytuacji pojawił się w środowisku hipisowskim i zaczął w nim coraz częściej bywać ks Andrzej Szpak ze swoją misją pomocy, opartą w głównej mierze na pomocy duchowej i ewangelizacyjnej. Początkowo była to jego inicjatywa osobista, prywatne decyzje i zaangażowanie (bez patronatu KK). Ok 1976/77 powstało w polskim KK – Duszpasterstwo Ewangelizacji Ruchu Hipisowskiego (DERH). W następstwie czego ks. Andrzej Szpak – został w 1978 roku oficjalnie oddelegowany przez ww – jako przewodnik duchowy z ramienia KK – do powstającej, przy studenckiej 17 – tce Pielgrzymki Warszawskiej – Grupy Czarno-Białej. Pisałem o tym w rozstajach.
W tym miejscu chcę (przypomnieć) zwrócić uwagę na pewien, istotny dla całości obrazu aspektw seminariach duchownych nie uczono, a w DERH – nie znano metod postępowania (komunikowania się) z tego typu młodzieżą, jaką wówczas stanowili hipisi. Z młodzieżą, w której preferowano równowartość różnorodności postaw np. wobec wiary.  W KK – posiadano (wypracowaną doświadczalnie) wiedzę na temat relacji z osobami wierzącymi lub wątpiącymi oraz wiedzę o postępowaniu z ateistami. Natomiast z tego typu młodzieżą (o wspomnianej wyżej postawie) spotkano się prawdopodobnie po raz pierwszy. Stąd część nieporozumień, w pierwszym okresie bezpośrednich, codziennych kontaktów ks. Andrzeja Szpaka z hipisami. Druga połowa lat 70 – tych i przełom lat 70/80 to czas, kiedy oprócz „Caryńskiej” nie istniała już żadna z komun hipisowskich. (Mimo różnych prób powstawania miejsc hipisowskich w Bieszczadach). Ks Andrzej Szpak pojawił się w ruchu hipisowskim – w tym samym czasie, w którym w środowisko hipisowskie wchodziło kolejne pokolenie.
A ponieważ nie miał wspólnych (traumatycznych, radosnych) przeżyć ze środowiskiem starszym (ugruntowanym w hipisowaniu) – tym samym bliżej mu było do osób młodszych. Zarówno taki a nie inny zasób wiedzy, wyniesionej m.in. z seminarium, oraz jego zaangażowanie (np. w pomoc duchową, polegającą m.in. na próbach ewangelizacyjnych) – nie wystarczyły, by zrozumieć hipisów ze starszego pokolenia.
To w pełni zrozumiałe – nikt nie jest w stanie lepiej zrozumieć osób, które przez coś przeszły, niż osoba, która wcześniej lub razem z nimi miała podobne doświadczenia. (vide – stąd sukces Monaru).
Np. na tzw. Bajzlach – pojawiali się już wcześniej z pomocą ludzie ze środowisk medycznych, którzy zrozumieli bezwzględną potrzebę – w pierwszej kolejności – detoksu i tym samym namówienia osoby ćpającej na ww detoks. Ks Andrzej Szpak będąc osobą duchowną, pojawiał się na Bajzlach z pomocą duchową, polegająca w dużej mierze na wysłuchaniu zwierzeń osób uzależnionych. Początkowo i tutaj dochodziło czasem do nieporozumień – gdy starał się zbyt misyjnym jako ksiądz.
Na Bajzlu zrozumiał, że jego „rola” polega na byciu kimś z rodzaju „wędrownego konfesjonału” – bardziej związanego z pomocą stricte duchową niż misyjną-ewangelizacyjną. Należy o tym pamiętać – tym bardziej – że żadna z grupowych prób ewangelizacyjnych podejmowana przez niego w tamtym czasie, w środowisku hipisowskim, nie powiodła się (druga połowa lat 70 – tych i lata 80/81, vide – np. Grupa Czarno- Biała) – w takim stopniu jak właśnie wspomniana pomoc duchowa (wysłuchanie potrzebujących). Paradoks polega na tym, że środowisko osób uzależnionych – to środowisko jeśli chodzi o pomoc i relacje – ujednolicone uzależnieniem. Natomiast ówczesne środowisko hipisowskie – będące wciąż pewną wspólnotą, gdzie podstawę stanowiła równoważność różnorodności – było środowiskiem odmiennym, bardziej otwartym. Przypominam – Ks Andrzej Szpak jeśli chodzi o bezpośredni kontakt z ówczesnym ogólnie rozumianym środowiskiem hipisowskim – dopiero się uczył, np. jak nawiązywać i utrwalać grupowe relacje z hipisami. Uczył zarówno na własnych omyłkach, jak i od samych hipisów ze starszego pokolenia. Mimo pewnych różnic między pokoleniem starszych a przychodzącym ( w tamtych latach) młodszym – wciąż łatwiej starszym było nawiązać kontakt z młodszymi
[(i bliższe relacje); do dziś z wieloma z tych osób się przyjaźnię],
niż gdy ks Andrzej Szpak, podchodził do nich jak ksiądz.  
Ówczesne środowisko hipisowskie było wciąż pewną wspólnotą (w dużej mierze) indywidualistów, w znacznym stopniu nie podporządkowujących się np. jednemu poglądowi dotyczącemu stosunku do wiary, lub określonego wyznania. Jeśli chodzi o same sierpniowe zloty hipisów w Częstochowie – 1976, 1977, 1978 – Krisznowcy stanowili na nich główną atrakcję. Stąd prawdopodobnie m. in. próby ks Andrzeja Szpaka by zainteresować hipisów katolicyzmem – np. poprzez ewangelizację, napotykały i z tego powodu różne trudności. W tamtym czasie – niewiele hipisek i hipisów uczestniczyło w Mszach Świętych organizowanych m.in. przez ks Andrzeja Szpaka. Podobnie było, o czym pisałem wcześniej – na pierwszych spotkaniach, które organizował. Wszystko to nie sprzyjało rozpowszechnianiu się – w tamtych latach wśród hipisów – grupowej działalności ewangelizacyjnej. W miarę coraz częstszych kontaktów z hipisami, ks Andrzej Szpak uczył się jak być akceptowanym w środowisku polskich hipisów. Pierwszym z takich przykładów – (omijając ten z Wrocławia, dotyczący wyproszenia hipisów z salki przykościelnej) – jest sprawa incydentu przed Bramą Lubomirską – w 1976 roku. Część hipisów rozłożyła się na placyku przed ww wejściem na Jasną Górę, utrudniając w pewnym stopniu wchodzenie na Jasną Górę pielgrzymom. Grupa ta, miała za zadanie – przyjeżdżające na zlot hipisowski osoby – kierować na nowe miejsce zlotu, a dokładniej – na łąkę/skwer przy rogu ulicy Kubiny, ok 500 m, w bok klasztoru, usytuowaną poza terenami klasztornymi. Konieczność przeniesienia zlotu w 1976 roku z murów klasztornych Jasnej Góry – wynikała m.in. ze zwiększonej liczby uczestników zlotu, niż w latach poprzednich. Przede wszystkim jednak na skutek pojawienia się Krisznowców na ww zlocie. Nie chcieliśmy, aby ich obecność odebrano jako prowokację. Krisznowcy przyjechali dwoma samochodami z żywnością – być może to było jedną z najważniejszych przyczyn – przeniesienia zlotu. Wspomniane utrudnienie (przez grupę siedzących na placyku hipisów, vide – zdjęcia) spowodowało reakcję duchownych, którzy zagrozili hipisom, że jeśli nie odejdą z ww placyku, to zostanie wezwana MO. Ks Andrzej Szpak – podobnie jak we Wrocławiu,
ze zrozumieniem – okoliczności naszego pobytu na placyku, stanął po naszej stronie i wieczorem części z nas, grupie ok kilkudziesięciu (bliżej stu) osób załatwił nocleg –
w budynku przy kościele Św. Barbary. W tym także – tym, którzy zainteresowali się Krisznowcami. Stąd na wspomnianym noclegu pojawiły się śpiewy Hare Kriszna.
W samym zlocie uczestniczyło ok 400/500 osób. Większość nocowała w różnych miejscach – np. w mieszkaniach u miejscowych, w parkach pod-jasnogórskich – udostępnianych podówczas jeszcze pielgrzymom na nocleg. Część na starym przed-klasztornym polu namiotowym, część ludzi wraz z pielgrzymami, między samochodami usytuowanymi z tyłu klasztoru – w miejscu dopiero powstawania (jeszcze nieoficjalnie) nowego pola namiotowego – z tyłu klasztoru (czyli tam, gdzie w 1971 roku odbył się pierwszy zlot częstochowski – hipisi tym samym powrócili na stare miejsce). Kolejne zmiany dotyczące postawy ks Andrzeja Szpaka wobec hipisów – miały związek z Grupą Czarno-Białą i następnie pierwszą samodzielną pielgrzymką, wówczas jeszcze hipisowską (bez nazwy).
Pozwolę sobie również o tych zmianach i związanych z nimi okolicznościach nieco napisać (uzupełniająco) kiedyś w rozstajach.
Na dziś wystarczy – aby zbytnio nie przynudzać.

Przypominam – rozstaje nie pretendują do bycia jedynym, czy głównym źródłem,
a tym bardziej encyklopedią wiedzy na tematy, które są w nich poruszane.
W kolejnych rozstajach – trochę więcej o tym, co nas inspirowało i czym się interesowaliśmy (oraz tego kontynuacjach). Jak zwykle, dla jednych osób być może, coś z tego okaże się ciekawe, a dla niektórych co najmniej nieinteresujące.

Przypisy:
[A] rozstaje polecając cytują – fragmenty zebrane i sparafrazowane z różnych źródeł,
m.in. z „Psychologii Buddów” tom I, II, III, wyd. Laboratorium Psychoedukacji,
materiały szkoleniowe;
[B] – z notatek własnych, proszę o pomoc w odnalezieniu źródła cytatu.
[C] rozstaje polecając cytują – „Siddhartha” – H. Hesse, fragment,
Wyd. Kwiaty Na Tor Klon, 
tłum. Małgorzata Łukasiewicz

Suplement:
LELEK – ”Aby żyć poza prawem, trzeba być uczciwym”

Link do filmu o Krisznowcach,
w którym jest mowa m. in. o ich kontaktach z polskimi hipisami:
część pierwsza – http://www.youtube.com/watch?v=l4cEHmjMMEQ
część druga – https://www.youtube.com/watch?v=_8aBG2u-Fuo

Informacje o rozstaje

Urodziłem się w 1949 r. W młodości freak-włóczęga; w latach 60/70, należałem do pierwszego pokolenia polskich hippies. Następnie, byłem mieszkańcem kilku europejskich miast, gdzie pracowałem w różnych zawodach i miejscach. Między innymi w Budapeszcie, Frankfurcie nad Menem, Heidelbergu, Freibergu, Strasburgu, Hamburgu. Pozostaję - w pewnym sensie - samoukiem. Mimo matury w Liceum Ekonomicznym, nigdy nie pracowałem w wyuczonym zawodzie. Do dziś związany, choć znacznie luźniej, ze środowiskami kolejnych pokoleń spadkobierców polskich hippies (np. Rainbow Family). Wśród których próbuję propagować zainteresowania i przemyślenia jakie wyniosłem między innymi z pracowni Piastowska 1. Nadal - niekiedy - staję się włóczęgą, także przestrzeni wewnętrznej. Na przełomie lat 60/70, przez kilka lat włóczyłem się po Polsce, przebywając w różnych środowiskach. Głównie wśród hipisów, czułem się jedynym z nich. Trudno mi, po tylu latach, sprecyzować kiedy to dokładnie było – ok 1970 (?) - gdy po raz pierwszy, pojawiłem się w pracowni, wówczas Urszuli Broll i Andrzeja Urbanowicza. Nigdy bym nie przypuszczał, że otworzy to, przede mną, tak wiele, i jednocześnie zmieni się w jedną z najdłuższych i najbardziej, dla mnie, owocnych przyjaźni. Swe spotkania - obecności w pracowni Piastowska 1, podzieliłbym na kilka okresów: Pierwszy, około dwu-roczny - dość nieregularny, miedzy innymi ze względu na moją nieustanną włóczęgę. Pamiętam z tego pierwszego okresu, kontaktu z pracownią – spokój Urszuli, jej pytania, dyskusje z „Pawełkiem” (hipis) i jego nieodłącznego Bakunina (książka). Rozmowy z Andrzejem oraz klimat wolności samego miejsca - empatii osób, tam przebywających. Dla mnie, oprócz włóczęgi – hipisowskiej, to czas „pojawienia się” m. in. „Demiana” H. Hesse'go, i „Koła śmierci” P. Kapleau (prezent od Andrzeja i Urszuli – samodruk w czarnej oprawie). Dlaczego wspominam tak różne, przykłady książek, których oczywiście było więcej? To od nich, od rozmów, głównie z Andrzejem, pytań Urszuli rozpoczynały się zazwyczaj już bardziej samodzielne „odnajdywania”. Jakaś książka, rozmowy bez tabu, niekiedy pojedyncze słowo, słuchanie - uchylały jakieś furtki, wymazywały ku czemuś przeszkodę. Po latach wiem, jak było to ważne, wówczas jeszcze nie zdawałem sobie z tego w pełni sprawy. Po prostu lubiłem tam bywać, chłonąć atmosferę, dzielić się swymi młodzieńczymi, buntowniczymi przemyśleniami. Kilka razy przyjeżdżałem z kimś, najczęściej jednak sam. Jak dziś to określiłbym - po coś w rodzaju „ładowania akumulatora” na włóczęgę, po wiedzę i coś trudnego do określenia. Po otwartość, którą nazwałbym nauką obecności. Jak uczeń, chłonąłem intensywnie istnienie ludzi, kolorów, obrazów, rzeczy, słów, dźwięków; zapachów farby, wszystkiego tego, co się podczas mych pobytów działo w pracowni na Piastowskiej. Moje włóczęgo - hipisowanie i to, co „wynosiłem”, zaczynało coraz lepiej ze sobą współgrać. Nie byłem, oczywiście, jedynym z hippies, którzy wśród wielu innych osób, w tamtym czasie, bywali w pracowni Urszuli i Andrzeja. Drugi, kilkuletni - to lata 1973 - 78. Choć wciąż nieregularnie, jednak już częściej, przyjeżdżałem na Piastowską 1. Sam. To okres tonowania, nie tylko mojej rzadszej już włóczęgi po kraju. Regulowanej kolejnymi odkryciami. To także - wg mojego odczucia - „dominacja” koloru białego w pracowni. Spotkanie tam nowych interesujących osób, kolejnych inspiracji. Zmiana mojego sposobu myślenia. Pierwsze próby realizacji różnych zainteresowań (Tao, Tantra, pierwsze próby pisania, … ) Co, przede wszystkim, pomagało rozbijać kolejne, błędne wyobrażenia o sobie. To okres różnorodnych „odniesień” - nie tylko literackich - Andrzeja. Odkrywania systemów „kojarzeń” z mojej strony. Przykładowo - książki Meyrinka. Inspiracje związane z buddyzmem zen. Zadomowienie się - choć czasami długo milczący, czując się cząstką tego, co w danej chwili istniało - w jakże już świadomie bliskim dla mnie miejscu. Pamiętam grę w szachy z małym Rogerem. Wielogodzinne pobyty, do późnej nocy. Litry wypijanej herbaty. Ciche, pełne spokoju obecności. Czarnego dużego psa, wylegującego się obok. Świadomość nie tyle czegoś tłumaczeń, czy dysertacji, ile bardzo subtelnych, ledwo zauważalnych sugestii. Wchodząc powoli po schodach na poddasze Piastowskiej, odnajdywałem się stopniowo jakby w odmiennym stanie percepcji. Wkraczałem w atmosferę tamtego miejsca. Każdy z pobytów coś we mnie zmieniał. Miałem poczucie przeżycia czegoś istotnego. Większą uwagę w sobie. Okres mojego intensywnego włóczęgo - hipisowania dobiegał końca. Łagodniałem (zanikł bunt) w stosunku do świata i ludzi. Ożeniłem się, urodziła się pierwsza córka. Ok 1979 roku wyjechałem, po raz pierwszy, na kilka lat za granicę, do Budapesztu. Co miesiąc - z kilkudniowym pobytem w kraju. A jednak, otwartość tamtego miejsca promieniowała. Moje kolejne samodzielne „odnajdywania”, w znacznym stopniu się ukierunkowywały. Pokrywając się zarówno z zainteresowaniami kontrkultury (młodość hipisowska), jak i z tymi, „wyniesieniami” przeze mnie, z pracowni na Piastowskiej. Wyjazdy moje - od kilkuletnich do kilkumiesięcznych - do kilku krajów, zbiegły się w znacznym stopniu - z okresem pobytu Andrzeja w Stanach. Jak wówczas uważałem, na stałe, co wiązało się z „zamknięciem” pracowni na Piastowskiej. W latach 90 – tych ub. wieku, wraz z pojawieniem się w moim życiu drugiej córki, wróciłem do kraju na stałe. Trzeci okres, od ok 1992/3 (?) do ... nadal. Pewnego dnia, moja starsza córka, już kilkunastoletnia, wróciła późnym popołudniem i oznajmiła, że była na ciekawej wystawie w częstochowskim BWA, która na pewno mnie zainteresuje, gdyż w jej odczuciu posiada odpowiadający mi klimat. Zaintrygowany faktem, że córka w taki sposób ją poleca, następnego dnia wybrałem się do BWA. Była to, jak się okazało wystawa twórczości Andrzeja Urbanowicza. Do dziś nie wiem, czy to myśl Andrzeja, że mieszkam w Częstochowie (o czym wiedział), czy intuicja mojej córki, a może przypadek – lub coś więcej – innego, ważnego – zaaranżowały, że na mojej ścieżce ponownie urealnił się adres Piastowska 1. I jakby nie istniała wieloletnia przerwa, zjawiłem się któregoś dnia na poddaszu w pracowni. Co ciekawe, dzięki temu, co wyniosłem wcześniej między innymi z rozmów z Andrzejem, spotkań ludzi, włóczęgi itd. - wiele z moich samodzielnych odnalezień, podczas kolejnych spotkań z Piastowską 1, stało się ich potwierdzaniem. Dotyczyło to np. Ewangelii Tomasza, A. Wattsa, S. Grofa, taoizmu, medytacji symboli (labiryntu, jaskini, itd). Przyjazdy do Katowic, nie ograniczały się jednak, jedynie do tego, znów pojawiły się między innymi nieznane mi (inicjacyjne) książki np. „Zdążyć przed Apokalipsą”,”Bohaterowie i groby”, „Słownik Chazarski”, „Inne Miasto”, „Kosmiczny Spust”, itd. a wraz z nimi to, co się - z tym wiązało. Było, jak obecność na polanie otoczonej lasem. Istnieniem ze świadomością, że mogę pójść w którąkolwiek, wybraną nieznaną ciemność lasu, aby znaleźć się na kolejnej nowej polanie. A wychodząc z niej - którąkolwiek z wybranych ścieżek, bezdrożem - na jeszcze innej. Gdzie obecność - w każdej z nich - wyjaśnia w odmienny sposób istnienie - polany, lasu, ścieżek, bezdroży – przestrzeni. Co ciekawe, a jednocześnie istotne - ilekroć, ze swej inicjatywy – przywoziłem do Andrzeja jakąś odkrytą przez siebie kolejną książkę; np. Kolankiewicza, lub „Słownik Symboli” Cirlot'a - okazywało się, że książki te są mu już znane. Mój pobyt w pracowni - czasem przejazdem, kilkadziesiąt minut, niekiedy znacznie dłużej - był i nadal pozostaje dla mnie dotknięciem otwartości - jakiegoś swoistego spokoju, a jednocześnie inspiracji, - wsłuchiwania się, czy to spotkanie wielu (w tym nowych, nieznanych mi dotychczas) osób, z jakiejś okazji lub po prostu np. rozmową z Andrzejem. Coraz silniej uświadamiałem sobie, co połączyło mnie z Piastowską 1. Odpowiedź pojawiła się w jednym zdaniu: „intencja jest kluczem”. Kolejne spotkania - podobnie jak wcześniejsze, choć niektóre z nich wychodziły już poza obręb pracowni – otwierały inną, nieznaną mi różnorodność. Np. moja drobna przygoda z Oneironem, poznanie podczas niej kolejnych osób, środy „Hermesowe” w Bellmer Cafe. Uczyły niekontrolowanego słuchania, patrzenia, odczuwania. Nadal preferuję włóczęgę, jednak już tylko od kilku do kilkunastodniowej. Dostrzegam wokół zmiany. To, co kiedyś było inspiracją znaną bywalcom i przyjaciołom Piastowskiej 1, przyciąga kolejne pokolenia. Odnajduję tego różnorodne ślady w innych środowiskach. Także wśród niektórych spadkobierców ruchu hipisowskiego w Polsce. Pojawiły się nowe polany. Ilekroć przyjeżdżam na Piastowską 1, choć ostatnio rzadziej, niezmiennie odkrywam jak żywe to miejsce, w którym przeróżne wydarzenia miały i mają swoje korzenie lub sfinalizowania. Miejsce to, kiedyś jedno z niewielu, wciąż pozostaje miejscem wolnej, odkrywczej myśli. Nierozłączne już z osobą serdecznego przyjaciela, Andrzeja Urbanowicza. Nie sposób przecenić związku z tym miejscem, wielu różnych twórców – inicjatorów, w tym interesujących kobiet, będących zarazem muzami tego miejsca. 1 października 2010 roku byłem w Warszawie na odbywającym się - w ramach festiwalu „Skrzyżowanie Kultur” - koncercie „Osjan + goście”. Najważniejszym z „gości” okazał się japoński aktor butoh Daisuke Yoshimoto. Niesamowite przeżycie. Wśród publiczności spotkałem: kilkoro przyjaciół pracowni na Piastowskiej 1, oraz przyjaciół z czasów mojego hipisowania, a także kilku młodszych. Czyż może być lepszy dowód, jak istotne okazały się – nie tylko dla mnie - spotkania z ludźmi i wydarzeniami związanymi z pracownią na Piastowskiej 1. Śmierć Andrzeja Urbanowicza w 2011 r - … Spotkałem na swej drodze i nadal spotykam wiele wspaniałych istot. Wiele od nich otrzymywałem i otrzymuję, także od samej natury, od życia; a sam na tyle na ile potrafię – mogę ofiarować tylko tę możliwość, którą tak jak umiem próbuję przekazać - adekwatnie do swego poziomu – otwartości … mimo moich blokad, zagubień, błędów, odczytań uczuć. Jedynie tyle, ile siebie, różnych istot, i z całej natury zdołałem otworzyć w sobie. Dziękuję nieustannie życiu zarówno - za moc, jak i za lekcje pokory. Staram się nawiązywać kolejne znajomości, które być może kiedyś przerodzą się w nowe przyjaźnie.
Ten wpis został opublikowany w kategorii Rozstaje. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Dodaj komentarz