Rozstaje 188

(wczoraj padało)

ranek po deszczu
słońce odkrywa błoto
na śladach wróbla

W życiu człowieka istnieją chwile, w których doznaje on uczucia prawdziwego szczęścia. Następuje wtedy olśnienie umysłu, które pozwala doznać tajemniczego współistnienia z naturą i różnorodnymi formami życia. Takie przeżycia mijają szybko, lecz wzbogacają ludzkie wnętrze i znacznie wpływają na świadomość człowieka o życiu, jako istnieniu…
Czasem tylko jedno odwzajemnione spojrzenie to narodziny duchowego połączenia dwóch ludzkich istnień, które może mieć wpływ na całe życie. W miłości emocje i myśli jednej osoby przenikają do wnętrza drugiej, tworząc nowe, nieistniejące przedtem przestrzenie.
W nich można lepiej i prawdziwiej odczuwać sens istnienia…
Rozmyślając nad niezwykłymi przeżyciami podczas snów, człowiek wspomina wydarzenia ze świata, który nie istnieje. Obrazy ze snów przenosi do rzeczywistości, doświadczając ponownie emocjonalnych przeżyć, które znikają wraz ze wspomnieniem. Wschody i zachody słońca, zmieniające się pory roku, potężna siła żywiołów, gwałtowne i dramatyczne transformacje w naturze siejące zniszczenie i śmierć – to nie tylko przemiany w naturze,
ale również w duchowym życiu człowieka. Umierania i odradzania, istniejące w człowieku, odzwierciedlają się również w wiecznie odradzającym się słońcu.”

[Stefan Niedziałkowski]

*
”Od pewnego czasu w Ameryce Północnej, a także w Polsce pojawili się ludzie, którzy wyjeżdżają w teren, „na łono przyrody” po to, aby wykonywać grupowe działania przypominające trochę plemienne obrzędy ludów pierwotnych i na nich wzorowane.
O tym właśnie jest ta książka. Stanowi ona praktyczny podręcznik prowadzenia działań, których istota jest docieranie do ukrytych właściwości umysłu. Realizując je, odkładamy na bok wynalazki i udogodnienia naszej cywilizacji, a wkraczamy w pierwotny świat swojej psychiki, odkrywając w nim nieznane bogactwo i nowe umiejętności.”

Spis treści:
1) Wstęp
Moc – inspiracja – uzdrowienie
[”Kto nie doświadczył, ten nie zrozumie… Bo jak mówić i pisać o tym, co wie cały nasz organizm (…) otwarty na przyrodę i kosmos? Słowo bliższe jest tworom umysłu…
A na szamańskich warsztatach “doznają” przede wszystkim nasze kości, pot, skóra, krew i oczywiście – dusza. Ponadto każdy uczestnik jest na innym zakręcie drogi życia i czego innego szuka – doznaje więc inaczej, odnajduje coś innego. Każdy może jednak powiedzieć, że to, co odnalazł, jest jego własnym, nie do podrobienia (…)”
]
2) Co to jest szamanizm? Kim są szamani?
3) Neoszamanizm
4) Moja droga
5) Indiańska łaźnia
Jak to nazwać? Jak wygląda łaźnia i jaki ma sens? Wybór miejsca. Pora dnia i roku. Zaplanowanie sauny. Czego potrzeba do zbudowania sauny. Budowanie szałasu. Dalsze szczegóły techniczne. Kamienie i ognisko. Swetlodżowy savoir – vivre. Początek ceremonii łaźni. Środek ceremonii, czyli pocenie się. Zakończenie ceremonii. Co jeszcze warto wiedzieć.
6) Zakopywanie się do ziemi
7) Chodzenie po ogniu
8) Płukanie jelit
9) Podróże przy bębnie
Bęben. Podróż przy bębnie. Dalsze zastosowania wizji przy bębnie. Inne zastosowania bębna. Grzechotka. Inne instrumenty muzyczne.
10) Przelewanie wody i inne ćwiczenia z oddechem i wizualizacją
Wolna energia. Huna. Pozycja ciała i oddech. Krąg i strażnicy. Zakończenie przelewania.
Ćwiczenia głosowe z samogłoskami. Wizualizacja wypuszczania orłów.
11) Kręgi, kadzidła, kolory
Cztery kierunki, ich kolory i strażnicy. Ochronny krąg w wizualizacji. Ochronny krąg realny. Kadzidło, wonne zioła. Patyk do mówienia. Kolory strojów. Flagi.
12) Uzupełnienia. Co dalej?
Inne działania. Zawieszanie się na drzewie. Wchodzenie na drzewa. Nawiązywanie kontaktu z różnymi przedmiotami. Przebieranie się. Paprzysko, czyli kąpiele w błocie. Pieśni. Tańce. Wybór miejsca. (Neo)szamanizm a sztuka. Czy należy się organizować? Męskie i żeńskie. Jedność czasu i miejsca. Problemy z przekazem. A może (neo)szamanizm to tylko zabawa w Indian? Co jest, a co nie jest szamanizmem? Czy szamanizm (a raczej neoszamanizm) jest religią? Szamanizm i buddyzm. Czy (neo)szamanizm jest (neo)pogaństwem? Czy możliwe jest odrodzenie się słowiańskiego szamanizmu?
13) Otwieranie trzeciego oka tlenem
14) Swetlodź i rośliny aromatyczne u Indian
Lista roślin aromatycznych stosowanych w indiańskiej łaźni.
[„Autor tego aneksu, Łukasz Łuczaj, jest botanikiem. Jego specjalnością są dzikie rośliny jadalne. Mieszka w Rzepniku koło Krosna. Prowadzi surwiwalowe warsztaty „technik prymitywnych”, obejmujące budowanie domów (szałasów, schronów) z leśnych surowców i żywienie się dzikimi roślinami. Kontakt z nim można nawiązać przez witrynę www.luczaj.ebd.pl ]
15)
Relacje uczestników warsztatów [A]
Cytowane w  … (książki i osoby – wybór)
Mircea Eliade „Szamanizm i archaiczne techniki ekstazy”.
Mircea Eliade „Traktat o historii religii”
Albert Hofman „LSD… moje trudne dziecko”.
Stanislav Grof.
Carlos Castaneda.
Zdzisław Kępiński „Mickiewicz hermetyczny”.
Carl Gustaw Jung.
Jerzy Grotowski
Victor Sanchez „Nauki Don Carlosa. Przewodnik po świecie Carlosa Castanedy.”
Wiliam R. Glover „Teoria i praktyka Huny”
Aldous Huxley „Drzwi percepcji. Piekło i niebo”
Piers Vitebsky „Szaman”
Cytat z…
”(…)Był wtedy już rok 1967 i Grof w Stanach trafił na szczyt hippisowskiej rewolucji. (…)[A]

*
Tytułem wstępu informacyjnego
(dla mniej zorientowanych)
w temacie Gathering – Rainbow Family:
Zgromadzenie (gathering) nie jest organizowane w oparciu o jakąkolwiek władzę, to spotkanie ludzi, którzy starają się żyć w zgodzie z naturą; których łączy prostota, wspólne poczucie wolności, (szeroko rozumiany) rozwój duchowy, wzajemna życzliwość, …
Osoby uczestniczące biorą odpowiedzialność zarówno za miejsce spotkania, jak wykonanie zadań, które w danej chwili (zarówno przy przygotowaniach, podczas spotkania, jak i po jego zakończeniu) są konieczne. Podstawą jest rodzaj wspólnej świadomości – wspólnoty, w której troszczymy się o naturę i siebie nawzajem. Niemniej jako społeczność, nie możemy unikać pewnych konwencji, których przestrzeganie jest gwarancją udanego zgromadzenia. Każde zgromadzenie Rainbow Family jest całkowicie bezpłatnym, pozbawionym komercyjnego charakteru spotkaniem. Wszelkie niezbędne materiały i zasoby są dostarczane przez uczestników zgromadzenia lub nabyte ze wspólnych składek gromadzonych w „magiczny kapelusz („Magic Hat”), w postaci dobrowolnych datków zbieranych w kręgu, po posiłkach, na potrzeby zgromadzenia (np. na jedzenie). Jeśli ktoś nie ma funduszy  – może zrekompensować to pracą i pomocą dla innym. Zasady te stosowane są od samego początku.
Spotkanie Rainbow Family nie jest imprezą lub festiwalem. Brak prądu i innych tego typu udogodnień, sprzyja temu by nie używać urządzeń elektronicznych (np. wzmacniaczy dźwięku).  Nie jest to zlot hipisów (mimo, że część osób uczestniczących można tak sklasyfikować);
Nikt niczego nie zapewnia – wszystko tworzymy razem – każda osoba od momentu gdy znajdzie się w miejscu spotkania staje się częścią wspólnego działania. Tym samym – od każdej zależy jak to spotkanie będzie wyglądało. Bierność lub niechęć do włączania się we wspólne działanie i tworzenie pozytywnego klimatu nie jest dobrą motywacją dla innych.
Spotkanie Rainbow Family nie jest miejscem, w którym chcielibyśmy naturę i siebie zatruwać, stąd na spotkaniu nie jest potrzebna żadna chemia, także ta do higieny osobistej i do mycia naczyń, oraz produkty spożywcze otrzymywane w wyniku zabijania zwierząt. Nie spożywamy na spotkaniu alkoholu, narkotyków i niezdrowej, przetworzonej żywności. Ogólnie unikamy przywożenia niepotrzebnych, związanych z powyższymi zastrzeżeniami wytworów, np. myjemy się naturalnymi kosmetykami (m.in. tzw. „orzechami piorącymi”, mydłem naturalnym). Potrzeby fizjologiczne załatwiamy w miejscu specjalnie do tego przygotowanym (dołki). Ze względów bezpieczeństwa przebywanie, podczas spotkania, z psem lub innym zwierzęcym pupilem – może sprawiać problemy, m.in. ze względu na bliską obecność obcych mu ludzi i dzikich zwierząt. Warto zabrać na spotkanie własny kubek, miskę i sztućce. Mile widziane są plandeki, linki, proste narzędzia, wegetariańskie produkty spożywcze, wszelkie – bez elektroniki – instrumenty muzyczne. A przede wszystkim radość i miłość w sercu. Na spotkaniu Rainbow jest wspólna kuchnia, gdzie przygotowuje się posiłki dla wszystkich.  Każdy może pomagać, uczestniczyć w gotowaniu wegetariańskiego jedzenia. Co do rodzaju związanej z tym pomocy, dotyczy ona m.in. zbierania drewna na ogień pod kuchnię, dostarczania produktów żywnościowych – od miejsca zakupu do miejsca usytuowania kuchni; przygotowania (mycia i obierania) produktów przed gotowaniem. Ponieważ posiłki spożywamy wspólnie zasiadając razem w głównym Kręgu, pomoc potrzebna jest również przy dostarczeniu – garnków z gotowym jedzeniem na Krąg i przy samym wydawaniu (na tymże Kręgu) posiłków. Każda osoba gotowa do zaakceptowania powyższych warunków uczestnictwa, jest mile widzianą na spotkaniu bez względu na to kim jest.

*
Nie warto martwić się własną …
wszystko jest zmienne, więc również i ona kiedyś się skończy…
Z pozdrowieniami (dla naszych następców) – nie tylko dla – Rainbow Family
……..cytując, nie tylko fragmenty wiersza:

”Powroty”
Wszystko, co istnieje, kryje w sobie niepokojącą symetrię.
Kiedy towarzystwo samotności staje się uciążliwe,
tańczę, a w mojej głowie zakwitają maki.
Wtedy każda rzeczywistość, nawet najbardziej upiorna,
staje się lżejsza.
Już wiem, że nieuchronność przeznaczenia zawiera się
w formie koła.
W bezksiężycowej czeluści zdarza mi się dostrzegać
(…)
Gdy nadejdzie mój czas, jedna ze skrzyń otworzy się,
a ja wejdę do środka i poszybuję tam,
skąd być może nikt nie wrócił…
[B]

 ”Szamanizm i indywiduacja”
[wypisy]
”W zdesakralizowanym i „pokawałkowanym” świecie współczesnym za rzeczywistość przyjęło się uznawać jedynie to, co zgodne jest z tzw. zdrowym rozsądkiem.
(…) Zabobonna obawa przed wszystkim, co jest sprzeczne z postulatami common sense’u doprowadziła do wytworzenia enigmatycznego pojęcia normy psychicznej,
(…)(M. Foucault w swej „Historii szaleństwa” pisze tak: „rozum jest wielką rezygnacją z tego, czego rozumem nie da się objąć…”)
(…) Punktem odniesienia życia jednostki nie jest już wieczność ani wszechświat, lecz raczej wąsko pojmowana użyteczność, sprowadzająca człowieka do roli narzędzia, bezustannie ogłupianego przez wszelkiego rodzaju
(…) Z punktu widzenia psychologii głębi taka sytuacja jest raczej niezdrowa i prędzej czy później doprowadzić musi do wybuchu domagających się ujścia zbyt długo tłumionych nieświadomych treści. Owo zubożenie idei człowieczeństwa znajduje swe odzwierciedlenie również w skali mikro, na szczęście istnieją tu chlubne wyjątki pozwalające wierzyć, że wielka przygoda ludzkiego ducha,
(…) jeszcze się nie zakończyła.
Wyobraźmy więc sobie pana X. Od dziecka jest on raczej samotnikiem, odznaczającym się niepospolita wyobraźnią i wrażliwością. W przeciwieństwie do swych rówieśników, przyjmujących bez zastrzeżeń całą informacyjna papkę, często ma on wątpliwości, gdyż sposób tłumaczenia świata, wtłaczany do młodej głowy przez różnego rodzaju wychowawców, wydaje mu się niewystarczający, a może nawet całkowicie błędny. Nasz miłośnik poznania zadaję więc pytania, na które nie dostaje zachwalającej odpowiedzi
(…) Z upływem lat pan X jest coraz bardziej przekonany, że za parawanem szarej i pozbawionej sensu codzienności kryje się olśniewająca nieskończoność Tajemnicy. Świat zmysłowy staje się powoli symbolicznym kluczem otwierającym wrota, za którymi kryje się cudowność i groza – dwie córki czyhającego na każdym kroku obłędu. Tak właśnie rozpoczyna się to, co Jung nazwał indywiduacją. Na pana X zasadzki  szykuje cały szereg niebezpieczeństw. Rozpoczął on swoistą wewnętrzną podróż, w której ego łatwo może się zgubić, ulegając przytłaczającej sile nieświadomości. We współczesnej kulturze konflikt między świadomością a nieświadomością jest szczególnie ostry, gdyż najważniejszym celem człowieka nie jest tu rozwój pełnej osobowości, lecz tylko sprostanie wymaganiom społeczeństwa, które nie wypracowało żadnych sposobów ułatwiających jednostce eksploracje głębin psychiki (mowa tu oczywiście o statystycznym wymiarze zagadnienia, gdyż niejako na obrzeżach powszechnie akceptowanych poglądów na rolę człowieka w świecie daje się zauważyć rosnące zainteresowanie różnymi aspektami ludzkiej nieświadomości). Podróż wewnętrzną, w którą wyruszył pan X, najczęściej traktuje się obojętnie, ze wzruszeniem ramion, a czasem wręcz wrogo.
(…) sprowadza się do „psychicznej kastracji” tego wszystkiego, co często w człowieku najbardziej wartościowe.
(…) właściwszym słowem na nazwanie procesu indywiduacji będzie inicjacja. Inicjacja odbywa się zawsze w niecodziennych warunkach, a jej symbolika obraca się w kręgu przeżyć i obrazów związanych ze śmiercią. Symboliczna śmierć przeobraża
(…) w zupełnie innego człowieka.
(…) Takie doświadczenie wewnętrzne poprzedzane jest często chorobą niosącą znaczny ładunek cierpień fizycznych i psychicznych, w rezultacie czego pojawia się wizja lub sen inicjacyjny, po którym następuje przejście na wyższy stopień rozwoju (warto zauważyć, że jest to świetna ilustracja teorii dezintegracji pozytywnej prof. Dąbrowskiego, wskazującej wiele podobieństw do poglądów Junga). Symboliczna śmierć jest zarazem narodzinami nowej, bardziej autentycznej egzystencji, czemu często towarzyszy poczucie rozrywania
(…) na kawałki w celu uzyskania przez nie innej, doskonalszej formy. Kandydaci  na szamanów w czasie swojego pierwszego, przerażającego spotkania z Nieznanym znajdują się jednak w znacznie korzystniejszej sytuacji niż człowiek
(…) przed którym odsłaniają się nieznane dotychczas poziomy rzeczywistości. Otóż są oni pod kontrolą doświadczonych przewodników
(…) którzy drogę tę mają juz za sobą i potrafią poprowadzić nią bezpiecznie swych następców.
„Szlachetny synu nie lękaj się. Wszystko, co widzisz, łagodne i gniewne bóstwa, są wytworem twego własnego umysłu…”  – tę główną wskazówkę „Tybetańskiej Księgi Umarłych”, będącej niezwykłym przewodnikiem dla ludzkiej duszy poddawanej inicjacji w świat bar-do, czyli w swego rodzaju wizyjna rzeczywistość
(…) będącą punktem wyjścia do
(…) zjednoczenia indywidualnej świadomości z niewysłowioną ostateczną zasadą wszechświata,
z powodzeniem można zastosować do modelu inicjacji
(…) (warto w tym miejscu przypomnieć błyskotliwą interpretację „Tybetańskiej Księgi Umarłych” dokonaną przez Junga, która przedstawia „Księgę” jako pełen psychologicznej przenikliwości i głębi model funkcjonowania ludzkiego umysłu). Kontakt z archetypowymi mocami nieświadomości wymaga ogromnej odwagi oraz zachowania zimnej krwi, gdyż w przeciwnym wypadku przerażone lub zafascynowane ego ulec może opętaniu.
(…) Pojawiają się postulaty ze strony rzeczników antypsychiatrii (R. D. Laing), domagające się przywrócenia rytuału inicjacji, w którym terapeuta pełni rolę zbliżoną do roli szamana – jest tym, który sam przebył „drogę do wewnątrz” i teraz pomaga ją przebyć
(…) również przez całą twórczość Junga przewija się twierdzenie, że nikt nie będzie dobrym lekarzem dusz dopóty, dopóki nie zrobi porządku z samym sobą. Niestety, są to jedynie głosy wołającego na puszczy. Znakomita większość różnego rodzaju
(…) to ludzie dostrzegający drzazgę w oku swego bliźniego, lecz nie widzący, iż w ich własnym oku tkwi belka.
(…) M. Eliade określa szamana mianem „technika sacrum”
(…)(F. A. Wolf, fizyk współczesny, zwraca uwagę na niezwykłe zbieżności pomiędzy szamanistyczna wizją świata a tą, która próbuje wypracować fizyka współczesna…)
(…) Nauka oraz mistyka, często przy pomocy zupełnie odmiennych środków wyrazu, opisują tę samą rzeczywistość
(…) Aby jednak dotrzeć do końca procesu indywiduacji, trzeba przejść określone jego fazy
(…) dzieje się tak w przypadku Don Juana – czarownika z plemienia Yaqui, będącego głównym bohaterem książek Carlosa Castanedy.
(…) Chciałbym zaryzykować twierdzenie, że projekcja nieświadomych treści
(…) obejmuje sobą całą planetę. Szaman odczuwa potężny związek z Ziemią, pojmowaną jako mitologiczna Gaia. To ona jest ogromnym akumulatorem energii i źródłem całej mocy szamana, którego indywidualna egzystencja jest jedynie cząstka wielkiego strumienia życia Natury, zdającego się nie mieć początku ani końca. Wszystko jest tutaj żywe i święte, jednakowo ważne oraz godne najwyższego szacunku.
(…) Każdy czyn szamana przepojony jest głęboka miłością do wszystkiego, co żyje, a jego trans połączony z podróżą w „zaświaty” kojarzy się z ekstatyczną kulminacją owej namiętności – przypomina zaślubiny z całym wszechświatem.
(…) Odkrycie w sobie owej komponenty oraz wzbogacenie swej osobowości poprzez asymilacje jej treści to odnalezienie drugiej połowy własnego ja i konieczny warunek udanej indywiduacji.  Owa symboliczna androgynizacja odgrywa niezwykle istotną rolę w poruszanym przeze mnie temacie, gdyż niemożliwe jest bycie szamanem, kiedy ‚kobiece” funkcje umysłu, intuicja i uczucie, pozostają w cieniu. Szaman jest tym, który dzięki równowadze dwóch pierwiastków ucieleśnia ideał taoistycznego mędrca. Taki stan dynamicznej równowagi przeciwieństw stanowi,
(…) hieros gamos.
(…) Chciałbym teraz podsumować swe , być może nieco chaotyczne wywody (…)
Wymienione niżej punkty dotyczyć będą
(…) procesów:
– potężny, wewnętrzny przymus, który sprawia, że dla jednostki bezwzględna koniecznością staje się poszukiwanie własnej drogi, nawet jeśli okazać by się miała ona sprzeczna z powszechnie obowiązującymi normami;
– bohaterami dramatu są osoby przejawiające tendencje do tego, co przyjęło się nazywać „zaburzeniami psychicznymi”, a co w rzeczywistości często wiąże się z ponadprzeciętną wrażliwością, inteligencją i wyobraźnią;
– swego rodzaju elitarność – w skali całego społeczeństwa jedynie nieliczni podążają drogą, jaka wyznacza im ich wewnętrzne prawo;
– na każdym etapie istnieje niebezpieczeństwo nieodwracalnej inflacji ego w wyniku kontaktu z przerażającym lub fascynującym aspektem archetypu wyłaniającego się z nieświadomości zbiorowej;
– penetracja sfery nieświadomości, czyli świata duchów, prowadzi do uświadomienia sobie faktu, że ego nie jest jedyna strukturą naszej psychiki, która jest także źródłem pochodzenia innych autonomicznych całości, mających cechy odrębnych osobowości, obdarzonych często znacznie większa mocą i wiedza niż ego. Kompleksy owe oprócz wymiary indywidualnego mają także aspekt ponad osobowy, archetypowy i ten właśnie aspekt wykorzystywany jest przez szamana;
– w czasie wewnętrznej podróży zadaniem świadomości jest rozszerzenie swych granic poprzez asymilacje napotkanych treści nieświadomości, które reprezentowane są przez szereg typowych wyobrażeń. Wyobrażenia te przybierać mogą nieskończoną ilość form… Jest to cała galeria różnego rodzaju istot, przedmiotów oraz zjawisk. Szaman, dzięki opanowanym technikom transu, potrafi wnikać głęboko w nieświadomość, kontrolować przebieg swego spotkania z… dokładnie zapamiętać swe doświadczenie i zdać z niego relację;
– etapem końcowym indywiduacji jest osiągnięcie pełni osobowości.
(…)
Dla tych, którzy osiągnęli ów stan, znika rozdział na „wewnętrzne” i ‚”zewnętrzne”, na przedmiot i podmiot – podziały owe zdają się być jedynie sztucznymi kategoriami świadomości pozostającej w swym zwykłym, codziennym uśpieniu. To już jest jednak temat na zupełnie inną pracę…[B]

*
Niektóre cytaty tekstów w „rozstajach” pochodzą z kwartalników „Albo albo” .
W dniu 22 listopada 1998 r w Warszawie miało miejsce III spotkanie czytelników i sympatyków czasopisma ‚Albo albo’ z zespołem redakcyjnym.
Wydarzenie przebiegało w formie sesji, na której zaproszeni goście wygłaszali referaty.
np.
(…)
Prof. Z. Krzak z Instytutu Archeologii PAN omawiał problematykę mandali. Zwrócił uwagę, iż mandala w różnych formach towarzyszyła człowiekowi od okresu paleolitu. Była ona używana jako model wszechświata, zawierała treści kosmiczne i kosmogoniczne, a niejednokrotnie dane astronomiczne. Mandala pojawiała się również jako swoisty chronogram. W wielu kulturach znane jest wykorzystywanie mandali jako symbolu medytacyjnego.
 (…)
Dr P. Karpowicz z swym wystąpieniu nawiązał do treści, które od ponad stulecia zasilają kulturę kręgu euroamerykańskiego, a wywodzą się z tradycji i duchowości azjatyckiej. Fascynacja jogą, buddyzmem zen, tradycja taoistyczną w dłuższym przebiegu czasowym okazała się być rzeczywistym spotkaniem Wschodu z Zachodem. Postacie takie jak Allan Watts, Erich Fromm, Ken Wilber, Charles Tart, Abraham Maslow czy Arnold Mindell stoją w rzędzie filozofów kultury, psychologów, socjologów i terapeutów, którzy twórczo potrafili skorzystać ze skarbnicy oferowanej przez starożytną mądrość Wschodu i wprowadzili do zachodniej nauki, sztuki, religii i duchowości rzeczywiste wartości.
Ruch kontestacji i kontrkultury końca lat 60. postulował przebudowę społeczeństw industrialnych w oparciu o wartości tkwiące w wiecznej filozofii, której źródła odnajdywano w traktatach taoistycznych, naukach Buddy
. … /…/
Ten społeczny ferment podzielił się na wiele nurtów. Niektóre z nich utraciły swój twórczy charakter i przekształciły się w religijne sekty. To, co rzeczywiście inspirującego Wschód oferuje Zachodowi, można określić mianem ‚inicjacji przez samopoznanie’ . Wiele osób może skojarzyć samopoznanie z medytacją w odosobnieniu. Jeśli jednak przez samopoznanie rozumieć będziemy ruch świadomości ku własnym źródłom, wówczas niemożliwe staje się dzielenie dziedzictwa ludzkości na wschodnie i zachodnie. W tym miejscu spotkać się może transpersonalna wizja Abrahama Maslowa czy Kena Wilbera z nauczaniem Juddu Krishnamurtiego, Paramahansy Joganandy oraz współczesnych mistrzów zen. Dr Karpowicz oparł swoje wystąpienie o dychotomiczną wizję dwóch kulturowych tradycji, które wyznaczają równocześnie ludzkie postawy wobec świata. Można je określić mianem „wiedzy samej w sobie”, czyli mądrości, oraz „wiedzy instrumentalnej”, czyli sprawności technicznej. Pierwsza wizja prowadzi nas ku inicjacji, zakorzenieniu i tworzy człowieka pełnego; zróżnicowaną, wielowątkową, wielopostaciową, zintegrowana osobę. Wizja druga wiedzie ku umysłowości eksperta i ku jednostce opisanej przez H. Marcusego jako ‚one dimensional man’ . Jest to jednostka która adaptuje się do treści symbolicznych, lecz oderwana jest od korzeni istnienia.
(…)
Prof. Cz. Dziekanowski wygłosił wykład „Zmiana a tożsamość twórcy”. Punktem wyjścia rozważań uczynił refleksje zawarte w pracy A. De Mello „Przebudzenie”. Stwierdza się tam, iż człowiek nie może siebie zmienić ani siłą woli, ani też poprzez stawianie przed sobą ideałów i dążenie do nich. Rzeczywistą zmianę w sobie osiągnąć można jedynie poprzez czujną samoobserwację.
(…)
Dr T. Kobierzycki zreferował badania, które w latach 60, prowadził wśród warszawskiej młodzieży prof. K. Dąbrowski. Znany szeroko humanista i terapeuta, autor teorii dezintegracji pozytywnej. (…) [C]
[dopisek rozstajny –
niektóre tematy, o których była mowa w referatach,
były inspiracjami i zainteresowaniami ruchu hipisowskiego,
a część młodzieży, o której powyżej mowa, była uczestnikami tego ruchu]

Inspiracje.
We wszystkim istnieje początek,…
od miejsca, w którym się człowiek znajduje. Obserwacja – to dostrzeżenie (tego) miejsca.
Niezależnie od tego, jak wiele danych się zgromadzi, istnieć będzie wiele teorii, które wytłumaczą je równie dobrze” [teza Duhema, antropologia]
Warto pamiętać, że teorie nie są zdeterminowane przez samą obserwację;
a to, co się dostrzega, zależy od tego, w co się wierzy.
Mimo to bywa różnie – inny człowiek, wierzący w to/tak samo, może odpowiedzieć odmienną teorią na te same obserwacje. Posiąść – (odmienną) wiedzę?
„Wiedza dotycząca tego, co słowa znaczą, nie mówi wiele na temat tego, do czego się one odnoszą”
Możemy zdobywać wiedzę zarówno pozytywną, jak i negatywną.
Nie jesteśmy jedynymi ludźmi, którzy „posiadają” pojęcia tego, co słuszne i niesłuszne.
Pojęcia te tworzą oceny – mające na celu (nie zawsze w sposób w pełni świadome)
ukształtowanie naszych myśli, uczuć i czynów.
Dlatego, gdy robi się coś ludziom, dla ludzi, …
warto (spróbować) wyobrazić sobie, jak wygląda świat z ich perspektywy.
To, co się robi może być przecież
odczytane, zrozumiane, opisane… na nieskończenie wiele sposobów.
(„Czy byłbym zadowolony, gdyby zrobiono to mnie?”)

Odpowiedzialność.
”Odpowiedzialność rozumiana, że człowiek jest sam dla siebie autorytetem w sprawach życia:
w ocenach, które wydaje, decyzjach, które podejmuje i konsekwencjach, które ponosi.
Ta postawa, odważna  a zarazem charakteryzująca się stoicyzmem, dotyczy również potrzeby zależności.
Jej także człowiek daje przyzwolenie i akceptuje skutki sposobu jej wyrażania. 

Ale odpowiedzialność – przede wszystkim – wobec kogo? Mówimy: „Wobec mnie samego”, jakby punkt odniesienia był jasny jak słońce, a odpowiedzialnie prowadzone badanie samego siebie miało nas zaprowadzić na szczyty wolności osobistej. Chcemy odnaleźć siebie, spełnić się, głęboko się z samym sobą połączyć. Jednocześnie wszakże, w burzliwych czasach dzisiejszych, cała ta pełnia niezbyt pasuje do
(…) idealizmu, służącego właśnie zdefiniowaniu pełni.
(…)
Badanie samego siebie dość często prowadzi prosto w gąszcz samouwikłania:
moja przestrzeń, moje prawa, moja integralność – i to, jak potem stawiam czoła frustracji, zagrożeniu i konieczności obrony tych wartości. Ale cóż jest we mnie stałego, o czyje bezpieczeństwo walczę? Co w kimkolwiek z nas jest naprawdę gwarantowane? Tylko nietrwałość. Poza ziarnami zdarzeń naszego z-chwili-na-chwilę umysłowego, emocjonalnego i fizycznego życia nie znamy centrum, nie znamy stałego rdzenia, z którym się te chwile wiążą, cebulę naszej obecnej egzystencji, obejmującej przypomnianą przeszłość i spodziewaną przyszłość, możemy obierać aż do chwili, gdy zniknie. To prawda – w intensywnej dojmującej teraźniejszości; ale dokładnie w tym sensie świadomość „siebie samego” staje się nieskończenie mała.

(…) Ciało i umysł są posłuszne swoim własnym prawom. Od funkcji najbardziej nieświadomych, jak krążenie krwi, do najbardziej modyfikowalnych, jak wolicjonalne napięcie mięśni, ciało działa jak neutralny mechanizm. Podobnie umysł we wszelkich stanach przyjemności, zdenerwowania i spokoju musi być posłuszny bezosobowym regułom tak samo bezwzględnie, jak materia roślinna i zwierzęta. To, co nazywamy naszym życiem duchowym, jest w równym stopniu nieosobową władzą umysłu, pełnią bycia nie „moim”, choć mnie dostępnym. To, co zwiemy naszą wolnością, zdolnością wyboru tego działania czy tamtej ścieżki, przekracza możliwości zwierząt i jest czynnikiem wyłącznie ludzkim, lecz znów – zasadniczo nieosobowym. Nie posiadamy tej zdolności, jesteśmy w nią wyposażeni; a to, że z punktu widzenia konstruktywnych konsekwencji dla naszego życia – często źle z niej korzystamy, oznacza raczej właściwy nam brak kontroli i rozumu niż naszą suwerenność. Kiedy jesteśmy dumni, bo radzimy sobie dobrze w życiu z sąsiadami i otoczeniem, czujemy, że wybieramy mądrze. Lecz raz jeszcze wynika to z faktu, że nauczyliśmy się stawać po stronie nieosobowego czynnika mądrości raczej niż głupoty; a kiedy stwierdzamy, że kilka razy z rzędu zachowaliśmy się dość inteligentnie, zdaje się nam, że mieliśmy coś w rodzaju szczęścia, jakby trochę poza naszą kontrolą. To negowanie realności „mojej osobistej jaźni” oczywiście kwestionuje całe zachodnie zainteresowanie samorozwojem i samo-potwierdzeniem.
(…) Oto jaźń – zarazem ograniczająca, ciągle zmienna i obca; mieszanina ulotnych jakości i tych powtarzalnych cech, które każą nam sądzić, że znamy naszych przyjaciół,
(…) i nas samych.
(…)Wśród nowoczesnych teoretyków zajmujących się osobowością i naukami społecznymi niełatwo znaleźć to odczucie jaźni jako przepływu
(…) Ale niektórzy z wielkich myślicieli XX wieku mają inne poglądy.
Pragniemy „złudzenia osobistej indywidualności” – pisze Harry Stack Sullivan
(…) Ale osobowość nie jest niczyją prywatną własnością. To sieć wzajemnych zależności między jednostką a innymi ludźmi. Kiedy człowiek mówi: „ja” , ma poczucie siły, potwierdzenia, które zdaje się wiązać z jakimś centrum. A przecież owo „ja”  to tylko niewielki segment nabytych umiejętności życia społecznego. Przypomina cześć szyby samochodowej oczyszczoną podczas deszczu przez wycieraczki; można przez nią patrzeć łatwo i z dobrym skutkiem tak długo, jak długo wycieraczki pracują, a ulewa nie jest zbyt silna. I tę prowizorycznie oczyszczoną część nazywamy naszą „nietkniętą osobowością”. Ale wycieraczki są zamontowane zgodnie z wzorem naszych osobistych relacji; poza nimi nie mamy żadnej indywidualności. „O ile wiem – pisze Sullivan – każda istota ludzka ma tyle osobowości, ile relacji interpersonalnych”, włącznie z relacjami z ludźmi wyobrażonymi. George Bateson również umieszcza tożsamość w kontekście obejmującym orbitę osobistych stosunków z ludźmi, choć zarazem szerszym.
(…) zauważa:„Przypuśćmy, że jestem ślepcem i używam laski… Idę – stuk, stuk, stuk. Gdzie zaczyna się „ja”… Jeśli będziecie próbowali wyjaśnić pewien fragment zachowania – przemieszczanie się niewidomego człowieka – potrzebna wam będzie laska, ulica, człowiek…
Ale kiedy niewidomy usiądzie i zacznie jeść, laska i przekaz, jaki z sobą niesie, stracą znaczenie – jeśli chodzi wam o zrozumienie jedzenia”.
Mamy oto rozszerzone i zrelatywizowane poczucie „mnie samego”:
związki z innymi, działanie w otoczeniu – wszystko to są definicje jaźni; oczywiście razem z wewnętrznymi pętlami życia umysłowego, które następnie dostarczają dalszych związków i działań. Ale żadne z nich nie są „przywiązane” do uprzednio zdefiniowanej jaźni.
Zdaniem buddystów właściwe związki i działania są zharmonizowane z sytuacją w danym momencie. „Człowiek je, kiedy jest głodny, śpi – kiedy jest zmęczony”.
Są właściwe, ponieważ są nie przywiązane – nie przywiązane do czego? Do jaźni.
(…) przywiązanie podstawowe – do własnej niezależności – jest iluzoryczne.
(…) Człowiek zmienia tylko serie stanów umysłu, które same w sobie trwają, modyfikowane, przez całe życie, ale które nie należą do żadnego stabilnego „ja”. Kiedy nasz umysł znajduje się w stanie mądrości, możemy się uwolnić od iluzji i przyglądać się, z żywym i spokojnym zainteresowaniem, bólowi pragnień jaźni. Nie musimy się skupiać na obrazach przedmiotów, które te pragnienia boleśnie produkują. Również  wszystkie konkretne psychopatologie, jak wewnętrzne drżenie, rozbijają harmonię naszych bezpośrednich odpowiedzi na potrzeby.
(…) „Mojość” ogranicza działanie.
(…) Co się dzieje, kiedy nie jestem przywiązany do obrazu – nawet do impulsu?
Kiedy nie muszę,  by tak rzec, chwytać impulsu i gnać razem z nim?
(…) Odpowiedzialność oznacza gotowość do nieidentyfikowania się z uczuciami, wyzbycie się przymusu działania; zostawić impulsowi przestrzeń, by mógł  przyjść i odejść.
Na Zachodzie możemy uważać, że tę wewnętrzną wolność, opisaną przez  Batesona i Sullivana, uhonorujemy najlepiej, traktując ją jako przepływającą falę impulsu – a nie jako buddyjską ni-jaźń – mądrą regulację nieosobowej zdolności. Obu tym poglądom wszakże wspólna jest wolność od „trwałej jaźni” „Jaźń”, która tu istnieje, to tylko zmienne więzy emocjonalne; ostatecznie – rola.
(…) „Kim jestem?” – pyta bohater pierwszej z „Ostatnich opowieści” Karen Blixen.
(…) To pytanie jest najwyższym koanem zen. I z tego wszechobejmującego relatywizmu jaźni odpowiedzialność wyłania się w nowy sposób. Już nie: jestem odpowiedzialny wobec „mojej autentyczności” – tego przedmiotu nerwowego, podejrzliwego i łakomego, który oddziela narcyzm od miłości. Teraz jest to odpowiedzialność wobec przepływu moich przystosowawczych działań w teraźniejszości. Pewna moja młoda znajoma w zabawny sposób opisała ulgę, jaką przyniosło jej to poczucie odpowiedzialności bez przywiązania. Powiedziała: „Jestem zachwycona odkryciem, że istnieje jakaś ja, której tu nie ma”. Odpowiedzialność zatem to dokładnie odpowiedź na zmiany.
W ten sposób, bez premedytacji czy brawury, pozostaje elastyczna, żywa i świeża
”.[D]

”Potrzebujemy drogi
nie po to, aby iść stąd tam,
ale żeby iść stąd tutaj.”
[E]
*
„Week of Wholeness and Healing for Love, Light and Life””, w kwietniu 1988 r w Teatrze STU w Krakowie.
Udział w spotkaniu wzięli: Richard Baker-Roshi, nauczyciel Zenu z Santa Fe (USA), spadkobierca Dharmy Roshiego Shunryu Suzuki, jeden z pierwszych zachodnich sukcesorów buddyjskiej linii przekazu Zen; Jonathan Eugene Boyd, pastor ewangelicki z Dallas (USA); Helmut Christof, nauczyciel najstarszej na ziemi tradycji szamanistycznej, uczeń Indian Amerykańskich, kapłanów plemiennych z Czarnej Afryki oraz nauczycieli tantrycznych i taoistycznych; Atum O’Kane, vice-przewodniczący Międzynarodowego Zakonu Sufi, uczeń i spadkobierca Pir Wilayt Inayat Khana; Brigide Muller, mistrz Reiki, starożytnej japońskiej tradycji leczenia energią duchową; Lama Ole Nydahl, znany w Polsce, nauczyciel Sanghi Karma Kagyu buddyzmu tybetańskiego; Rabbi Zalman Schachter, profesor religii porównawczej i mistycyzmu żydowskiego n a Uniwersytecie w Filadelfii, autoryzowany nauczyciel medytacji interaktywnej w tradycji chasydzkiej i kabalistycznej; Sumitra Schang, jeden z nielicznych w Europie specjalistów od rytuałów wedyjskich; Keith Sherwood z Oxfortu, zajmujący się leczeniem poprzez równoważenie energii w czakrach ciała subtelnego człowieka oraz prof. Dżawaldekhar z Indii, specjalista w zakresie radża-jogi i medycyny naturalnej. Spośród uczestników najbardziej interesujący i różnorodny zestaw praktyk, zaprezentował H. Christof. Były to m.in. Pokazy leczenia, jak również metody uwalniania energii, zablokowanej w czakrach, poprzez głośne wymawianie rdzennych mantr czakr. Kulminacją był nocny rytuał w Namiocie Teatru STU, stanowiący egzemplifikację koncepcji powrotu do łona matki-ziemi. Wielokrotnie powtarzany ryt prowadzi do śmierci starej, ograniczonej świadomości „ego” i narodzenia się nowej, niedualistycznej psychiki, nieoddzielnej od całości natury. Praktyka polega na wielogodzinnym siedzeniu w wykopanej w ziemi jamie, symbolizującej łono, pośród gorących kamieni, wrzucanych przez otwór w górze. Ciasnota, gorąco, świadomość obecności innych, powodują spotęgowanie przyjmowanych przez umysł wrażeń, co w rezultacie prowadzi do odblokowania kanałów energii w ciele i doświadczenia jedności ze światem, zatraconej w wyniku zaangażowania się świadomości w zewnętrzne aktywności.” [F]

*
Ścieżka szamana
”Nazywam się Helmut Christof i reprezentuję naukę szamanów. W wieku lat dwudziestu zacząłem od jogi. Bardzo interesowała mnie szczególnie pranajama, czyli sztuka oddychania, a także hathajoga czyli joga ciała, ćwiczenia fizyczne, oraz joga kundalini, która służy przekształcaniu energii seksualnej w siłę duchową. Studiowałem też inne tradycje azjatyckie, jak taoizm, by znaleźć nowe drogi zbliżające do boskiej energii i Boga. W 1983 roku w Niemczech spotkałem amerykańskiego Indianina z plemienia Cherokee o nazwisku Holy Swifteer. On właśnie wprowadził mnie w szamanizm, a zwłaszcza w to, co nazywał Ścieżką Tańczącego Słońca, która jest sposobem patrzenia w osiem różnych kierunków, by zobaczyć w jak różnoraki sposób przejawia się na Ziemi boska energia i energia życia. Na Ścieżce znajduje się miejsce dla wszystkich światowych religii, (…) Głównym zadaniem szamana i szamanizmu jest jednak leczenie, czyli uzdrawianie. W wielu krajach na całym świecie istnieje mnóstwo różnorodnych tradycji szamanistycznych. Wszystkie mają punkt wspólny – chodzi o to, by stać się całością, pełnią i aby uzyskać pełnię równowagi.
(…)Z racji tego, że istnieje potrzeba leczenia na różnych poziomach – może to być nasz umysł, nasze ciało lub emocje – potrzebujemy
(…) energii na różnych poziomach. Stąd szaman musi się wiele uczyć o naturze, psychologii, życiu codziennym i religii, by poruszać się swobodnie w tych wszystkich płaszczyznach. Następnie musi się zorientować, czego sam nie posiada, albo czego nie posiadają ludzie, którym chce pomóc. Wtedy zaczyna poszukiwać i stwarzać rytuał, który może wyleczyć ludzi. Dla mnie i dla nauki, którą reprezentuję, podstawową rzeczą jest oddanie dla Ducha. Duch bowiem jest jedyną siłą, która rzeczywiście może wyleczyć. Po to, by Duch mógł się pojawić, konieczne jest oczyszczenie. Stąd wiele technik, medytacji i modlitw w szamanizmie poświęca się oczyszczeniu ciała, emocji i ducha. Tak wiec jest to religia medyczna służąca leczeniu. Łączy ona w sobie medycynę naturalną z praktyką duchową. Rzeczą wielce istotną jest równowaga, współżycie z żywiołami, które nas otaczają, jeśli bowiem chce się żyć w pokoju, należy pogodzić się z całym światem.
(…) nie znamy do końca
(…) świata minerałów, świata roślin, świata zwierząt, ani nawet świata ludzi
(…) Musimy poznać, jaki rodzaj mocy te światy posiadają i w jaki sposób mogą użyczyć nam tej mocy, aby nam pomóc. Musimy też odkryć, w jaki sposób Wielki Duch przejawia się w niezliczonych składnikach tego świata. W szamanizmie i we wszystkich tradycjach mówi się, że
(…) znajduje się wewnątrz całego świata zjawiskowego
(…) wyraża się poprzez całą naturę, przejawia się poprzez słońce, niebo i ziemię, rośliny, zwierzęta i minerały.
(…)
jest doskonałą całością, jest więc zarówno we wnętrzu świata, jak i poza nim, tworząc całość. Szaman występuje najczęściej jako pośrednik, posłaniec między wszystkimi krainami naszego świata. Tak więc musi wsłuchiwać się we wszystko. Jedna z podstawowych nauk szamanizmu mówi, że szaman musi słuchać całym ciałem. Powinien nasłuchiwać głosu wiatru i głosu drzew, głosu słońca i głosu ziemi. …
(…)  i w głos ludzi. Nigdy bowiem nie wiemy, kto może mieć do przekazania bardzo istotną wiadomość, może to być małe dziecko lub starzec. Jeżeli więc podąża się szamańska ścieżką, trzeba prowadzić życie otwarte, wszystkiego słuchać i starać się wszystko dostrzegać. Należy wszystkiego spróbować wystrzegając się osądzania, ponieważ jest się narzędziem Wielkiego Ducha
(…) należy całkowicie oddać się. Znaczy to, akceptować i kochać wszystko, co nas otacza.
(…) często uważamy jedne rzeczy za dobre a inne za złe, jedne jawią się nam w postaci aniołów, inne diabłów. Na ścieżce szamańskiej należy powstrzymać się od osądów. Szaman jest bowiem pośrednikiem między niebem a piekłem
(…) Szamańska podróż odbywa się w stanie głębokiego transu, gdy wszystkie zmysły zwrócone są do wnętrza ciała, które staje się wówczas wewnętrzną świątynią. Ciało staje się wszechświatem i podróżujemy wewnątrz siebie. Równocześnie, co bardzo ciekawe, doświadczamy, że świat zewnętrzny jest identyczny ze światem wewnętrznym. W tym więc wypadku mikrokosmos jest identyczny z makrokosmosem. Jeśli wtedy zmienimy coś w naszym wnętrzu, przejawi się to również na zewnątrz. Jest to bardzo ważne, ponieważ w szamanizmie mówi się, że szaman nie posiada mocy nad innymi, a jedynie nad samym sobą. Jeśli więc chce się coś zmienić na zewnątrz, trzeba zacząć od siebie. Z tego wynika, że jeśli chce się kogoś zranić, trzeba najpierw zranić siebie samego. Zdając sobie z tego sprawę, zaczynamy kochać siebie. Celem podróży jest zrównoważenie, zdrowie i szczęście. By wejść w trans, większość szamanów używa bębnów, grzechotek i innych dźwięków, choć jest to zależne od danej tradycji. Jeszcze inni wykorzystują medytację. Tak samo w tradycji chrześcijańskiej istnieją pewnego rodzaju formy śpiewane, jak litanie czy chorały, śpiewane przez bardzo długi okres, długo powtarzane, które mogą wprowadzić w trans.”
[G]    
*
”Odpowiedzi na wiele wątpliwości należy szukać we własnym wnętrzu, co stanowi kolejną propozycje Wschodu, która często bywa niezauważona. Zbytnio polubiliśmy gotowe rozwiązania płynące z zewnątrz nas zapominając, że człowiek sam w sobie jest mikrokosmosem. Nie wychodząc z niego, nie szukając w źródłach zewnętrznych, można poznać, doświadczyć, a nawet rozwiązać niemalże wszystko. Tym bardziej, że to, co nam jest potrzebne do życia pozamaterialnego, nie bardzo da się ująć w regułki, czy w słowa w ogóle. Starożytni mędrcy Wschodu zwykle namawiali swoich uczniów, aby Prawdę odkrywali, a nie pożyczali od kogoś, kto ją opisał. Prawda bowiem jawi się przede wszystkim w przeżywaniu podstawowej rzeczywistości, nie zaś w jej opisach.
Znaczy to tyle, co rzeczywiste przeżywanie życia na gorąco, nie zaś bezduszne stosowanie choćby najlepszej nawet metody. Wtedy może też się okazać, że odwoływanie się do myśli Wschodu czy Zachodu nie jest konieczne, gdyż i bez tego osiągnąć można głębię przeżycia, która zawarta jest w każdej sytuacji. Jeżeli zaś już odwoływać się, to z pełną wiarą w to, co się robi. „(…)
[H]

„Jeśli rozumiesz cokolwiek, rzeczy są jakie są.
Jeśli niczego nie rozumiesz, rzeczy są jakie są”

”Z krainy odlotu”
Stając po czyjejkolwiek? stronie – staram się nie interpretować,…
częściej obwiniam sam siebie, …
Ogłaszanie tego (samemu sobie) „wiążę” z chęcią posiadania racji.
Wówczas pokusa, by nad tym panować intelektualnie, ucieka przed doświadczeniem.
Jakby temu na przekór…
zbieg okoliczności i ślepy traf,…
nie przypadkowy – „jedynie możliwy”…
działa życiem.
Jedno „potknięcie” otwiera łańcuch zdarzeń prowadzący do …
Prze/znaczony, …
który „nie poluje” na ludzi i zdarzenia, z którymi spotkanie „jest pisane”.
Każdy człowiek ma dwa miejsca urodzenia.
Jedno rzeczywiste/cielesne i drugie będące w sferze predylekcji, w którym urodzi się psychicznie.
W jedności ze wszechświatem i osobowościowo …
spełnia się jego połączenie.
Czysto estetyczne zainteresowanie religią/duchowością staje się błędem.
Zamkniętym w kręgu wytłumaczeń „do/słownie” logicznych.
Dla jednych wolność to, podarowanie sobie szansy na zmianę stosunku do świata i ludzi oraz umożliwianie bliźnim tego samego.
Dla innych wolność to, kontrolowanie siebie („status quo”)
z równoczesnym zmienianiem świata i ludzi.
Gdzieś w tym wszystkim gubi (się) autentyczność.
”Jedynie zraniony uzdrawia.” [C.G. Jung]
*
Dzięki „Herbertowi” z Lublina, mam przyjemność polecić postać, o której nic nie wiedziałem.
Poniżej cytat z wypowiedzi „Herberta”.

”ZOB. STRONĘ http://gusto-graeser.info/
Ta strona otwiera bramę do świata Gusto Graesera
Wędrowiec, artysta, wizjoner, mędrzec (1879-1958)
Poeta i prorok przyrody Gustav Arthur Graeser był jedynym w swoim rodzaju fenomenem w pierwszej połowie XX wieku. Najwybitniejsze umysły jego czasów widzieli w nim uosobienie „nowego człowieka”, urzeczywistnienie ideałów Nietzsche’go i Walta Whitmana, a jednocześnie i nowego św. Franciszka. Jego życie odrzucające reguły cywilizacji dla większości było nie do pojęcia i wzbudzało zgorszenie oraz nienawiść. Dla innych jednak stał się on wzorem, a pisarze tacy jak Hermann Hesse i Gerhart Hauptmann podnieśli go do rangi postaci mitycznej.
Jego własna poezja przeważnie nie doczekała się druku za jego życia. W sentencjach i wierszach, które rozpowszechniał na pocztówkach i ulotkach, wzywał swoje otoczenie do nawrócenia, do zmiany myślenia. Dziś jego wizerunek kojarzy się przede wszystkim z „Górą Prawdy” – Monte Verita blisko Ascony, która stała się symbolem kontrkultury opartej na kulcie przyrody i niestosowaniu przemocy.
Graeser urodził się 16 lutego 1879 r. w Kronstadt (dziś: Brasov) w Siedmiogrodzie; zmarł 27 października 1958 r. w Freimann koło Monachium. Jesienią 1900r. wraz z przyjaciółmi założył na Górze Winnej w pobliżu Ascony wspólnotę zmierzającą do „reformy życia”. Następnie przez całe dziesięciolecia w „rozmowach publicznych” propagował w największych miastach Niemiec kulturowy nowy początek. Pozostawione przez niego dzieło poetyckie budzi do nowego życia pra-symbole ludzkości.
Dzięki wielkie Herbercie.

 Przypisy:
[A] rozstaje polecają cytując z książki Wojciecha Jóźwiaka “Warsztaty szamańskie. Praktyczny terenowy podręcznik. Co robić pod gołym niebem i na gołej ziemi, aby otworzyć swój umysł na to, co nieznane.” Wyd. Ravi
[B] rozstaje polecają cytując fragmenty wiersza i wypowiedzi Grzegorza Dziwoty
(proszę o pomoc w dotarciu do źródeł cytatów – patrz przypis poniżej).
[C] rozstaje polecają cytując fragmenty sprawozdania z III spotkanie czytelników i sympatyków czasopisma ‚Albo albo’ z zespołem redakcyjnym – całość w „Albo albo”
(niestety nie mogę podać dokładnie z którego numeru w/w kwartalnika, podczas odzyskiwania poprzedniej strony hipisi-w-rozstajach, nie odzyskano jej w całości,
stąd braki w podaniu źródła cytatów, …proszę o pomoc w tym względzie)
[D]
rozstaje polecają cytując fragmenty wypowiedzi Stephen’a Schoen’a
(brak źródła cytatów – podobnie jak w innych – wynika z przyczyn j/w,…
proszę o pomoc w tym względzie )
[E]
rozstaje polecają cytując Rosiego, Rjakusho Kwong
(brak źródła cytatu – wynika z przyczyn j/w,… proszę o pomoc w tym względzie)
[F] rozstaje polecają cytując fragmenty sprawozdania z Sympozjum „Tydzień Jedności i Uzdrawiania dla Miłości, Światła i Życia” – całość w „Pismo Literacko-Artystyczne”
(brak dokładnego źródła cytatu – wynika z przyczyn j/w… proszę o pomoc w tym względzie)
[G] rozstaje polecają cytując
fragmenty wypowiedzi Helmuta Christofa, jednego z uczestników w/w Sympozjum,
całość prawdopodobnie pochodzi z tego samego „Pisma Literacko-Artystycznego”,…
proszę o pomoc w sprecyzowaniu źródła cytatu.
[H] rozstaje polecają cytując
fragmenty wypowiedzi J. Kryga, …
proszę o pomoc w sprecyzowaniu źródła cytatu.

Suplement:
……….słuchając The Wizards From Kansas
płyt: „The Wizards from Kansas”
„Reunion”
………polecając zarówno „Pismo Literacko-Artystyczne” i kwartalniki „Albo albo”

Więcej na temat „Albo albo” znajduje się na stronie
http://katalog.czasopism.pl/index.php/ALBO_albo_Problemy_Psychologii_i_Kultury

 

 

 

Informacje o rozstaje

Urodziłem się w 1949 r. W młodości freak-włóczęga; w latach 60/70, należałem do pierwszego pokolenia polskich hippies. Następnie, byłem mieszkańcem kilku europejskich miast, gdzie pracowałem w różnych zawodach i miejscach. Między innymi w Budapeszcie, Frankfurcie nad Menem, Heidelbergu, Freibergu, Strasburgu, Hamburgu. Pozostaję - w pewnym sensie - samoukiem. Mimo matury w Liceum Ekonomicznym, nigdy nie pracowałem w wyuczonym zawodzie. Do dziś związany, choć znacznie luźniej, ze środowiskami kolejnych pokoleń spadkobierców polskich hippies (np. Rainbow Family). Wśród których próbuję propagować zainteresowania i przemyślenia jakie wyniosłem między innymi z pracowni Piastowska 1. Nadal - niekiedy - staję się włóczęgą, także przestrzeni wewnętrznej. Na przełomie lat 60/70, przez kilka lat włóczyłem się po Polsce, przebywając w różnych środowiskach. Głównie wśród hipisów, czułem się jedynym z nich. Trudno mi, po tylu latach, sprecyzować kiedy to dokładnie było – ok 1970 (?) - gdy po raz pierwszy, pojawiłem się w pracowni, wówczas Urszuli Broll i Andrzeja Urbanowicza. Nigdy bym nie przypuszczał, że otworzy to, przede mną, tak wiele, i jednocześnie zmieni się w jedną z najdłuższych i najbardziej, dla mnie, owocnych przyjaźni. Swe spotkania - obecności w pracowni Piastowska 1, podzieliłbym na kilka okresów: Pierwszy, około dwu-roczny - dość nieregularny, miedzy innymi ze względu na moją nieustanną włóczęgę. Pamiętam z tego pierwszego okresu, kontaktu z pracownią – spokój Urszuli, jej pytania, dyskusje z „Pawełkiem” (hipis) i jego nieodłącznego Bakunina (książka). Rozmowy z Andrzejem oraz klimat wolności samego miejsca - empatii osób, tam przebywających. Dla mnie, oprócz włóczęgi – hipisowskiej, to czas „pojawienia się” m. in. „Demiana” H. Hesse'go, i „Koła śmierci” P. Kapleau (prezent od Andrzeja i Urszuli – samodruk w czarnej oprawie). Dlaczego wspominam tak różne, przykłady książek, których oczywiście było więcej? To od nich, od rozmów, głównie z Andrzejem, pytań Urszuli rozpoczynały się zazwyczaj już bardziej samodzielne „odnajdywania”. Jakaś książka, rozmowy bez tabu, niekiedy pojedyncze słowo, słuchanie - uchylały jakieś furtki, wymazywały ku czemuś przeszkodę. Po latach wiem, jak było to ważne, wówczas jeszcze nie zdawałem sobie z tego w pełni sprawy. Po prostu lubiłem tam bywać, chłonąć atmosferę, dzielić się swymi młodzieńczymi, buntowniczymi przemyśleniami. Kilka razy przyjeżdżałem z kimś, najczęściej jednak sam. Jak dziś to określiłbym - po coś w rodzaju „ładowania akumulatora” na włóczęgę, po wiedzę i coś trudnego do określenia. Po otwartość, którą nazwałbym nauką obecności. Jak uczeń, chłonąłem intensywnie istnienie ludzi, kolorów, obrazów, rzeczy, słów, dźwięków; zapachów farby, wszystkiego tego, co się podczas mych pobytów działo w pracowni na Piastowskiej. Moje włóczęgo - hipisowanie i to, co „wynosiłem”, zaczynało coraz lepiej ze sobą współgrać. Nie byłem, oczywiście, jedynym z hippies, którzy wśród wielu innych osób, w tamtym czasie, bywali w pracowni Urszuli i Andrzeja. Drugi, kilkuletni - to lata 1973 - 78. Choć wciąż nieregularnie, jednak już częściej, przyjeżdżałem na Piastowską 1. Sam. To okres tonowania, nie tylko mojej rzadszej już włóczęgi po kraju. Regulowanej kolejnymi odkryciami. To także - wg mojego odczucia - „dominacja” koloru białego w pracowni. Spotkanie tam nowych interesujących osób, kolejnych inspiracji. Zmiana mojego sposobu myślenia. Pierwsze próby realizacji różnych zainteresowań (Tao, Tantra, pierwsze próby pisania, … ) Co, przede wszystkim, pomagało rozbijać kolejne, błędne wyobrażenia o sobie. To okres różnorodnych „odniesień” - nie tylko literackich - Andrzeja. Odkrywania systemów „kojarzeń” z mojej strony. Przykładowo - książki Meyrinka. Inspiracje związane z buddyzmem zen. Zadomowienie się - choć czasami długo milczący, czując się cząstką tego, co w danej chwili istniało - w jakże już świadomie bliskim dla mnie miejscu. Pamiętam grę w szachy z małym Rogerem. Wielogodzinne pobyty, do późnej nocy. Litry wypijanej herbaty. Ciche, pełne spokoju obecności. Czarnego dużego psa, wylegującego się obok. Świadomość nie tyle czegoś tłumaczeń, czy dysertacji, ile bardzo subtelnych, ledwo zauważalnych sugestii. Wchodząc powoli po schodach na poddasze Piastowskiej, odnajdywałem się stopniowo jakby w odmiennym stanie percepcji. Wkraczałem w atmosferę tamtego miejsca. Każdy z pobytów coś we mnie zmieniał. Miałem poczucie przeżycia czegoś istotnego. Większą uwagę w sobie. Okres mojego intensywnego włóczęgo - hipisowania dobiegał końca. Łagodniałem (zanikł bunt) w stosunku do świata i ludzi. Ożeniłem się, urodziła się pierwsza córka. Ok 1979 roku wyjechałem, po raz pierwszy, na kilka lat za granicę, do Budapesztu. Co miesiąc - z kilkudniowym pobytem w kraju. A jednak, otwartość tamtego miejsca promieniowała. Moje kolejne samodzielne „odnajdywania”, w znacznym stopniu się ukierunkowywały. Pokrywając się zarówno z zainteresowaniami kontrkultury (młodość hipisowska), jak i z tymi, „wyniesieniami” przeze mnie, z pracowni na Piastowskiej. Wyjazdy moje - od kilkuletnich do kilkumiesięcznych - do kilku krajów, zbiegły się w znacznym stopniu - z okresem pobytu Andrzeja w Stanach. Jak wówczas uważałem, na stałe, co wiązało się z „zamknięciem” pracowni na Piastowskiej. W latach 90 – tych ub. wieku, wraz z pojawieniem się w moim życiu drugiej córki, wróciłem do kraju na stałe. Trzeci okres, od ok 1992/3 (?) do ... nadal. Pewnego dnia, moja starsza córka, już kilkunastoletnia, wróciła późnym popołudniem i oznajmiła, że była na ciekawej wystawie w częstochowskim BWA, która na pewno mnie zainteresuje, gdyż w jej odczuciu posiada odpowiadający mi klimat. Zaintrygowany faktem, że córka w taki sposób ją poleca, następnego dnia wybrałem się do BWA. Była to, jak się okazało wystawa twórczości Andrzeja Urbanowicza. Do dziś nie wiem, czy to myśl Andrzeja, że mieszkam w Częstochowie (o czym wiedział), czy intuicja mojej córki, a może przypadek – lub coś więcej – innego, ważnego – zaaranżowały, że na mojej ścieżce ponownie urealnił się adres Piastowska 1. I jakby nie istniała wieloletnia przerwa, zjawiłem się któregoś dnia na poddaszu w pracowni. Co ciekawe, dzięki temu, co wyniosłem wcześniej między innymi z rozmów z Andrzejem, spotkań ludzi, włóczęgi itd. - wiele z moich samodzielnych odnalezień, podczas kolejnych spotkań z Piastowską 1, stało się ich potwierdzaniem. Dotyczyło to np. Ewangelii Tomasza, A. Wattsa, S. Grofa, taoizmu, medytacji symboli (labiryntu, jaskini, itd). Przyjazdy do Katowic, nie ograniczały się jednak, jedynie do tego, znów pojawiły się między innymi nieznane mi (inicjacyjne) książki np. „Zdążyć przed Apokalipsą”,”Bohaterowie i groby”, „Słownik Chazarski”, „Inne Miasto”, „Kosmiczny Spust”, itd. a wraz z nimi to, co się - z tym wiązało. Było, jak obecność na polanie otoczonej lasem. Istnieniem ze świadomością, że mogę pójść w którąkolwiek, wybraną nieznaną ciemność lasu, aby znaleźć się na kolejnej nowej polanie. A wychodząc z niej - którąkolwiek z wybranych ścieżek, bezdrożem - na jeszcze innej. Gdzie obecność - w każdej z nich - wyjaśnia w odmienny sposób istnienie - polany, lasu, ścieżek, bezdroży – przestrzeni. Co ciekawe, a jednocześnie istotne - ilekroć, ze swej inicjatywy – przywoziłem do Andrzeja jakąś odkrytą przez siebie kolejną książkę; np. Kolankiewicza, lub „Słownik Symboli” Cirlot'a - okazywało się, że książki te są mu już znane. Mój pobyt w pracowni - czasem przejazdem, kilkadziesiąt minut, niekiedy znacznie dłużej - był i nadal pozostaje dla mnie dotknięciem otwartości - jakiegoś swoistego spokoju, a jednocześnie inspiracji, - wsłuchiwania się, czy to spotkanie wielu (w tym nowych, nieznanych mi dotychczas) osób, z jakiejś okazji lub po prostu np. rozmową z Andrzejem. Coraz silniej uświadamiałem sobie, co połączyło mnie z Piastowską 1. Odpowiedź pojawiła się w jednym zdaniu: „intencja jest kluczem”. Kolejne spotkania - podobnie jak wcześniejsze, choć niektóre z nich wychodziły już poza obręb pracowni – otwierały inną, nieznaną mi różnorodność. Np. moja drobna przygoda z Oneironem, poznanie podczas niej kolejnych osób, środy „Hermesowe” w Bellmer Cafe. Uczyły niekontrolowanego słuchania, patrzenia, odczuwania. Nadal preferuję włóczęgę, jednak już tylko od kilku do kilkunastodniowej. Dostrzegam wokół zmiany. To, co kiedyś było inspiracją znaną bywalcom i przyjaciołom Piastowskiej 1, przyciąga kolejne pokolenia. Odnajduję tego różnorodne ślady w innych środowiskach. Także wśród niektórych spadkobierców ruchu hipisowskiego w Polsce. Pojawiły się nowe polany. Ilekroć przyjeżdżam na Piastowską 1, choć ostatnio rzadziej, niezmiennie odkrywam jak żywe to miejsce, w którym przeróżne wydarzenia miały i mają swoje korzenie lub sfinalizowania. Miejsce to, kiedyś jedno z niewielu, wciąż pozostaje miejscem wolnej, odkrywczej myśli. Nierozłączne już z osobą serdecznego przyjaciela, Andrzeja Urbanowicza. Nie sposób przecenić związku z tym miejscem, wielu różnych twórców – inicjatorów, w tym interesujących kobiet, będących zarazem muzami tego miejsca. 1 października 2010 roku byłem w Warszawie na odbywającym się - w ramach festiwalu „Skrzyżowanie Kultur” - koncercie „Osjan + goście”. Najważniejszym z „gości” okazał się japoński aktor butoh Daisuke Yoshimoto. Niesamowite przeżycie. Wśród publiczności spotkałem: kilkoro przyjaciół pracowni na Piastowskiej 1, oraz przyjaciół z czasów mojego hipisowania, a także kilku młodszych. Czyż może być lepszy dowód, jak istotne okazały się – nie tylko dla mnie - spotkania z ludźmi i wydarzeniami związanymi z pracownią na Piastowskiej 1. Śmierć Andrzeja Urbanowicza w 2011 r - … Spotkałem na swej drodze i nadal spotykam wiele wspaniałych istot. Wiele od nich otrzymywałem i otrzymuję, także od samej natury, od życia; a sam na tyle na ile potrafię – mogę ofiarować tylko tę możliwość, którą tak jak umiem próbuję przekazać - adekwatnie do swego poziomu – otwartości … mimo moich blokad, zagubień, błędów, odczytań uczuć. Jedynie tyle, ile siebie, różnych istot, i z całej natury zdołałem otworzyć w sobie. Dziękuję nieustannie życiu zarówno - za moc, jak i za lekcje pokory. Staram się nawiązywać kolejne znajomości, które być może kiedyś przerodzą się w nowe przyjaźnie.
Ten wpis został opublikowany w kategorii Rozstaje. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Dodaj komentarz